Rozdział 17

3.3K 99 3
                                    

Dylan P.O.V

Poczułem na twarzy potworny ból, przymknąłem oczy i pozwoliłem mojemu ciału upaść na ziemię. Leżałem tak z zamkniętymi oczami i słyszałem tylko mój urywany, ciężki oddech. Znowu się poddałem, kiedyś nikt nie miał ze mną szans, a teraz dałem się pokonać takiemu cieniasowi, jakim jest mój nalepszy przyjaciel - Max Cerver.

- Znowu się poddałeś - odezwał się brunet. Mówił to za każdym razem, kiedy wylądowałem na macie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą twarz Maxa. Stał z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem na ustach i mi się przyglądał.

Cervera znam od podstawówki i od tamtej pory jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Max zawsze przyciągał do siebie dziewczyny, zresztą tak samo jak ja. Chłopak ma brązowe włosy, które zawsze próbuje ułożyć, ale jego starania idą na marne, zielone, duże oczy i dobrze rozbudowane ramiona. Widać, że ostatnio dużo czasu spędził na siłowni, na pewno więcej niż ja.

- Już się tak nie ciesz- mówię i podnosze się z podłogi - Jeszcze Ci przyłożę.

- Jasne - odpowiedział i poprawił swoją czerwoną rękawice - mówisz tak od 3 miesięcy i jakoś to, zawsze ty obrywasz. Jesteś cieniasem Dylan.

- Uważaj do kogo mówisz - ostrzegawczo pogroziłem mu palcem.

- Do niepokonanego Dylana O'briena - odpowiedział - Tylko ostatnio, wcale nie jesteś taki niepokonany. Co się z tobą dzieje?

- Ostatnio mam dużo problemów. Treningi z tobą nie są teraz najważniejsze.

- Dylan minęły cztery miesiące, musisz zapomnieć.

Nigdy nie spodziewałem się, że takie słowa mogę usłyszeć z ust mojego przyjaciela. Dobrze wiem, że on nie zapomniał tego co stało się tak nie dawno, a sam każe mi to zrobić.

- Nigdy o tym nie zapomne - wysyczałem przez zaciśnięte zęby - To był nasz przyjaciel.

- Myślisz, że chciałby żebyś zadręczał się tym co się stało? Musimy żyć dalej. Przynajmniej spróbować żyć.

- Wiem - odpowiedziałem i wlepiłem wzrok w moje czarne tenisówki - ... ale jest coś jeszcze.

- Elena? - przed Maxem nic się nie ukryje, zawsze wie o co mi chodzi.

- Boję się, że nie dam rady jej przed tym ochronić. Nie chce żeby, jej życie wyglądało, tak jak moje.

- Dylan - brunet podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, zmuszając mnie tym samym, na spojrzenie mu w oczy - Jest już za późno. Weszła w to wszystko, przez znajomość z Joe i proszeniem Ciebie o pomoc.

Wyszedłem z Maxem z budynku, w którym co tydzień spotykamy się na treningach. Dzięki temu mogę się wyżyć i chociaż na moment zapomnieć, jednak ostatnio udaje mi się to z marnym skutkiem. Pamiętam jak dziesięć lat temu, tata Maxa przyprowadził nas na pierwszy trening. Za dużo razy sami się pobiliśmy, ja złamałem przyjacielowi nos, a on mi ręke. Pan Carver myślał, że jak zaczniemy chodzić na boks to przestaniemy robić sobie krzywkę na podwórku i miał racje, podziałało.

Nagle, ciszę panującą na zewnatrz, zagłuszył dzwięk mojego telefonu. Wyjąłem urządzenie z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz. ELENA.

- Halo? - powiedziałem do telefonu.

- Dylan możesz do mnie przyjechać ?- wychlipiała - Chyba ktoś wszedł do domu. Proszę.

- Zamknij się w pokoju i nie wychodź- krzyknąłem - Już jade - rozłączyłem się i wrzuciłem telefon z powrotem do kieszeni.

- Co się stało? - krzyknął Max, kiedy zobaczył, że biegne do samochodu.

- Ktoś wszedł do domu Eleny.

- Może, to jej rodzice?

- Wyjechali na trzy dni za miasto - odpowiedziałem - Muszę jechać.

- Dobra, dzwoń jakby coś się działo.

- Jasne, dzięki - odpowiedziałem i wsiadłem do auta.

Jadąc do domu Eleny, złamałem chyba wszystkie zakazy drogowe. Pare razy przekroczyłem dozwoloną prędkość i nie zwracałem uwagi na znak Stop. Nie ważne było dla mnie czy dostane mandat. Jak najszybciej, chciałem znaleść się obok brunetki i upewnić się, że jest cała.

Kiedy byłem na miejscu, zauważyłem, że w całym domu zgaszone jest światło. Szybko wysiadłem z samochodu i podbiegłem pod drzwi. Nacisnąłem na klamkę i je otworzyłem. W całym domu panowała ciemność, wyjąłem z kieszeni telefon i włączyłem latarke. Nie obchodziło mnie, czy ten ktoś jest jeszcze w domu. Najważniejsze było dla mnie zobaczenie Eleny, całej i zdrowej. Szybko wbiegłem na piętro domu i otworzyłem drzwi do pokoju dziewczyny.

- Elena? - zapytałem - Gdzie jesteś? - kiedy się odezwałem usłyszałem, jak dziewczyna wypuszcza powietrze z płuc z wielką ulgą. Nagle zobaczyłem ją, stała obok okna, za szafą i kurczowo trzymała, metalową lampkę nocną. Za każdym razem zadziwia mnie jej odwaga i pomysłowość.

Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem. Jej całe ciało drżało, a z oczu płynął potok łez.

- Spokojnie kwiatuszku - wyszeptałem - Już nic Ci się nie stanie- odsunąłem dziewczyne od siebie i zmusiłem ją, żeby na mnie spojrzała - Muszę iść sprawdzić, czy nikogo nie ma na dole. Zostań tu.

- Nie - odpowiedziała pewnym głosem - Idę z tobą. Nie zostane tu sama.

- Dobra - złapałem ją za ręke i powoli schodziliśmy na dół. Wciąż musiałem oświetlać nam drogę, moim telefonem.

- Dlaczego tu nie ma światła? - zapytałem szeptem dziewczyny.

- Nie wiem. Zgasło w całym domu, a później usłyszałam, że ktoś jest na dole i zadzwoniłam do Ciebie.

Razem z Eleną sprawdziłem cały dom i z ulgą stwierdziliśmy, że nikogo nie ma. Właśnie wracaliśmy z sypialni jej rodziców do salonu, żeby poszukać jakichś świeczek, ale nagle drzwi od domu się zatrzasnęły, a pomieszczenie rozjaśniło światło.

- O Boże - wyszeptała Elena za moimi plecami.

- To jednak ktoś tu był - powiedziałem i odwróciłem się do dziewczyny, która była blada jak ściana a jej policzki zdobił, rozmazany przez łzy tusz do rzęs.

- Ktoś tu był i coś zostawił - powiedziała i wskazała palcem miejsce za moimi plecami - Tej koperty tu nie było.

Na stoliku w salonie, leżała czarna koperta, podszedłem i wziąłem ją do ręki. Na wierzchu znajdował się napis. Dla Eleny i Dylana.

- Otwórz to - powiedziała dziewczyna.

Otworzyłem kopertę, wyjąłem z niej białą kartke i zacząłem czytać na głos.

Eleno jeśli w jakikolwiek sposób myślałaś, że obecność Dylana sprawi, że dam Ci spokój. To przykro mi. Byłaś w błędzie.
Dylanie wiem, że chcesz pomóc swojej małej, bezbronnej dziewczynie. Jest na to sposób, musisz tylko spotkać się ze swoim starym przyjacielem. Jestem pewien, że wiesz gdzie mnie znaleść. Jeśli nie przyjdziesz, dasz mi tym samym potwierdzenie, że mogę dalej bawić się w moją chorą gre. Dobrze wiesz, że stać mnie na wiele, a ja wiem, że nie chcesz stracić Eleny.

Wasz kochany Joe.

- Wiesz o co w tym chodzi ? - zapytała Elena z przerażeniem w oczach.

- Nie bój się - złapałem jej policzki w dłonie - Załatwie to. Zaraz zadzwonie po Agnes, żebyś nie musiała zostać sama.

- A gdzie idziesz ty?

- Spotkać się z Joe.

- Czy wy byliście kiedyś przyjaciółmi? - zapytała - Myślałam, że go nienawidzisz.

- Bo tak jest - odpowiedziałem - Wszystko Ci opowiem jak wrócę.

Wyszedłem od Eleny, kiedy tylko Agnes przyjechała i zajęła się swoją przyjaciółką. Byłbym spokojniejszy, kiedy sam bym z nią został, ale nie mogłem. Zadzwoniłem tylko do Maxa i poprosiłem go żeby spędził tą noc w samochodzie obserwując czy nikt się nie kręci, koło domu brunetki, a sam pojechałem na spotkanie z moim starym przyjacielem, a teraźniejszym wrogiem.

ON jest moją NADZIEJĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz