Rozdział 18

3.1K 101 2
                                    


Podjechałem moim czarnym BMW M4 Cabrio pod dobrze znany mi budynek. Nie byłem tu pare miesięcy a nic się nie zmieniło. Szary, masywny budynek stał na obrzeżach Newcastle, a obok niego jak zawsze nie było widać żywej duszy. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że na prawdę tu nikogo nie ma, jednak prawda jest inna. To miejsce tętni życiem. Życiem, w którym panuje mrok, strach i adrenalina.

Wysiadłem z samochodu i skierowałem się do jednych z drzwi. Każde wejście do budynku było zabezpieczone kodem, który znali tylko nieliczni. Bez problemu wpisałem pięcio cyfrowy kod na klawiaturze, a drzwi zaczęły się przede mną otwierać.

Kiedy wszedłem do środka, od razu do moich nozdrzy dotarł, ukochany zapach benzyny. Budynek wewnątrz był dobrze oświetlony, od razu zauważyłem znajomych ludzi, którzy pochyleni byli nad swoimi autami, albo siedzieli na skórzanych sofach i pili coś mocniejszego, grając przy tym w karty. Ten budynek to jeden, wielki garaż, w którym spotykają się najlepsi kierowcy z miasta. W tym miejscu można znaleść najlepsze jak i najdroższe samochody, dzięki którym ich właściciele wygrywają zawody.

Dopiero teraz, jak to wszystko zobaczyłem poczułem jak bardzo tęskniłem za tym miejscem, za moim prawdziwym domem.  Zdażyło się tu dużo złych i krzywdzących rzeczy, po których ciężko było się podnieść, ale to tutaj miałem swoją drugą rodzine. Nie wiem jak zdołałem tak długo oszukiwać siebie samego, że tu nie pasuje, że nie powinnienem tu być.

- Dylan O'brien? - usłyszałem znajomy głos i odwróciłem wzrok, w miejsce z którego dobiegał.

- Cześć Gavin - odpowiedziałem z uśmiechem i przytuliłem starego znajomego.

- Już myślałem, że nigdy nie wrócisz - powiedział - Wiesz niedługo są zawody, mogę załatwić Ci samochód.

- Gavin, ale ja nie wróciłem - widziałem błysk nadziei w jego oczach, ale nie mogłem go oszukiwać.

- Przecież tu jesteś - złapał za moje ramię - Pora uporać się z własnymi koszmarami.

- Nie mogę - odpowiedziałem spuszczając wzrok - Muszę pogadać z Joe, wiesz gdzie on jest?

- Tam gdzie zawsze. Szykuje samochód.

- Ok, dzięki - poklepałem go po ramieniu i gdy już odchodziłem, usłyszałem jego głos za plecami.

- Dylan spróbuj zapomnieć.

- Nigdy tego nie zrobie. Nie potrafie.

Odeszłem od Gavina i skierowałem się do ulubionego miejsca Joe. Jak zawsze jego samochód stał w tym samym miejscu, czyli na samym końcu budynku, gdzie było najmniej ludzi. Chłopak pochylony był nad maską samochodu, ze szmatą przewieszoną przez ramie, która była prawie cała czarna od smaru.

- Czego chcesz Joe? - zapytałem, kiedy byłem już wystarczająco blisko, żeby mnie usłyszał.

- Wiedziałem, że przyjdziesz - odpowiedział nadal pochylony nad autem.

- Albo mówisz o co Ci chodzi, albo wychodze.

- Zawody - dopiero teraz oderwał się od naprawiania samochodu, wyprostował się i na mnie spojrzał - Chce żebyć wziął udział.

- Skończyłem, z tym.

- Wiem, ale to nie są zwykłe zawody. Dobrze wiesz, że mógłbym wysłać każdą inną osobe, albo sam wziąłbym udział.

- To dlaczego, tego nie zrobisz? - zapytałem.

- Bo muszę mieć pewną wygraną.

- I jesteś pewien, że ja wygram? - zapytałem uśmiechając się przy tym. Nie wierzyłem, że usłysze jeszcze z jego ust coś miłego.

- Dobrze wiesz, że jesteś najlepszy - odpowiedział z niechęciął i zaczął wycierać dłonie w już brudną ścierke.

- Jestem, ale i tak tego nie zrobie. Dobrze wiesz, że z tym skończyłem od...

- Tak, wiem. Tylko bez tych zawodów stracimy to miejsce. Trzy lata tutaj spędziliśmy. Trzy najlepsze lata, nie szkoda Ci tego wszystkiego?

- Dlaczego niby mamy to stracić?

- Znalazł się kupiec. Facet od, którego wynajmujemy budynek , chce go sprzedać. Jak nie znajdziemy pieniędzy i sami nie kupimy garażu, to zrobi to ktoś inny.

- Ile trzeba tych pieniędzy?

- Dużo, a wygrana w zawodach jest jeszcze większa - Joe podszedł do mnie, żeby nikt nie usłyszał co chce mi powiedzieć - Słyszałem, że Paul startuje, mamy szansę pomścić naszego przyjaciela.

Kiedy to usłyszałem, czułem jak krew się we mnie gotuje. Imię tego sukinsyna, działa na mnie jak płachta na byka. Ledwo się powstrzymałem, przed wybuchem złości, wtedy nie panuję nad sobą i jestem w stanie zrobić wszystko.

- Jeśli się zgodze, dasz spokój Elenie?

- Przyszłeś tu, a to już wystarczy, żebym dał jej spokój. Tak Ci obiecałem, a ja zawsze dotrzymuje obietnic. Szczególnie, kiedy chodzi o mojego przyjaciela.

- Muszę to przemyśleć - powiedziałem i zacząłem iść w stronę wyjścia.

Wsiadłem do samochodu i zacząłem uderzać pięściami w kierownicę, a po okolicy rozniósł się dzwięk klaksona.
Nie mogłm dłużej znieść złości, którą w sobie nosiłem, to zbyt długo trwa. Może faktycznie muszę stanąć twarzą w twarz z moimi koszmarami. Powiedziałem Joe, że jeszcze nie wiem, czy się tego podejmę, jednak sam już wiedziałem, co powinienem zrobić. Czas wrócić do tego świata i odegrać się na wrogach.

Dylan O'brien wrócił do gry, a każda osoba, która stanie mu na drodze, może tylko czekać na spotkanie ze śmiercią.

ON jest moją NADZIEJĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz