Rozdział 37 - Świąteczny

1.9K 66 2
                                    

Ten rozdział, to tylko dodatek i nie wiąże się ściśle z całą historią ;))

Stałam przy blacie w kuchni i przy pomocy foremki, robiłam pierniczki z cynamonem. Przez dwie godziny zdążyłam zrobić 50 sztuk choinek, 59 sztuk prezentów i 50 sztuk dzwoneczków. Mama uparła się jeszcze na dodatkowe 50 sztuk ciastek w kształcie buta Świętego Mikołaja, więc teraz stoję cała w białej mące i wycinam cholerne buty.

Nagle drzwi do mojego domu, otwierają się i stają w nich Agnes Max i Dylan z tuzinem toreb z zakupami w rękach. Widać, że są tak samo zmęczeni jak ja i mają dosyć świąt, które się jeszcze tak naprawdę nie zaczęły.

- O dobrze, że jesteście - mówię i próbuję odgarnąć z twarzy kosmyk włosów, tak żeby nie zabrudzić ich ciastem - Trzeba ubrać choinkę.

- Jestem taka zmęczona - jęczy Agnes i siada na krześle, naprzeciwko mnie.

- Sami chcieliście, ja was ostrzegałam.

W tym roku moja mama postanowiła, że zaprosi do nas na święta Dylana, Agnes Maxa i ich rodziców. Po tak długim czasie, bardzo się z nimi zżyłam, a nasi rodzice bardzo się zaprzyjaźnili. Moja mama dodatkowo oświadczyła, że całe święta spędzimy w naszym domu, a my pomożemy jej w przygotowaniach.

- O wróciliście. Może ktoś ubierze choinkę a ja zabiorę się za gotowanie ? - do kuchni weszła mama z wielkimi pudełkami bombek, łańcuchów i innych duperelów, które trzeba zawiesić na zielonym drzewku.

- Pani Martin, ja z przyjemnością ubiorę choinkę- powiedział z uśmiechem Dylan - Z Eleną, a Agnes i Max pomogą pani w kuchni.

- Cudownie - odpowiedziała kobieta i oddała mu stos pudełek.

Spojrzałam na chłopaka i nie mogłam uwierzyć, że aż tak bardzo chce ubierać choinkę. Bez słowa sprzeciwu, umyłam ręce z mąki i poszłam za nim do salonu.

- Trochę duża ta choinka - powiedziałam, kiedy zobaczyłam ogromne drzewko na środku salonu, które sięgało prawie do sufitu.

Po wielkim wysiłku, udało nam się ubrać choinkę. Musiałam przyznać, że wyglądała naprawdę pięknie. Tylko coś mi w niej nie pasowało i sama nie wiedziałam, co dokładnie.

- Czegoś jej brakuje - powiedziałam do Dylana, który przyglądał się teraz kolorowemu drzewku.

- Chyba wiem czego - zaczął przeszukiwać pudła i z jednego z nich wyjął złotą gwiadę.

- No tak, tylko jak mamy ją teraz wsadzić na sam czubek? Może powiem tacie żeby przyniósł drabinę.

- Nie będzie nam potrzebna - odparł i uklęknął obok mnie - Wsiadaj na barana, podniosę Cię.

- Zwariowałeś - zaśmiałam się.

- Mówię poważnie. Co boisz się, że Cię upuszczę ?

- Nie, nie wiem... może - wyjąkałam.

- Kwiatuszku, przecież nie pozwolę, żeby stała Ci się krzywda.

Podeszłam do chłopaka i usiadłam na jego ramionach. On złapał mnie za nogi i powoli wstał, dzięki czemu mogłam dosięgnąć do czubka choinki i umieścić na niej złotą gwiazdę. Nawet nie wiem dlaczego, tak bardzo się wahałam i bałam. Ufałam Dylanowi i wiedziałam, że na pewno mnie nie upuści. W końcu, ten chłopak mnie kocha.

***

- O znowu skarpety - jęknął Max otwierając swój prezent - Dzięki Dylan, zawsze kupujesz mi przydatne prezenty.

- Nie martw się - odpowiedział mu brunet i podał drugie, ładnie zapakowane pudełeczko - To jest twój prezent a skarpety, to tylko dodatek.

Max otworzył pudełeczko i wyjął z niego srebrny zegarek. Nie trzeba było długo go znać, żeby zauważyć, że jest zachwycony swoim prezentem.

Cały salon był w kolorowych kawałkach, po papierze prezentowym. Ja Dylan, Max i Agnes siedzieliśmy obok wielkiej choinki i dopijaliśmy nasze kakao a rodzice rozmawiali siedząc przy stole.

- Co dostałaś od Dylana? - zapytała cicho Agnes.

- Nic - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Szczerze sama się zdziwiłam, że nic mi nie dał. Ja kupiłam mu zielony, wieśniacki sweterek z reniferem, któremu świeci się nos.

- Jak to? - zapytała zdziwiona - Myślałam, że on na pewno da Ci coś fajnego.

- Agnes, przecież prezenty nie są najważniejsze - odpowiedziałam - Ważne jest to, że on tu jest, że ty tu jesteś, Max i wasi rodzice.

- Masz rację - nachyliła się bardziej w moją stronę i wyszeptała na ucho - Po prostu wydawało mi się, że Dylan kocha Cię bezgranicznie i będzie chciał, to pokazać przez mały prezent. Przecież kupiliśmy sobie prezenty bo się kochamy, a nie dlatego, że jest taka tradycja.

***

Po tym jak wszyscy już wyszli, weszłam do swojego pokoju, żeby w końcu móc zdjąć sukienkę i niewygodne szpilki. Usiadłam na łóżku i zrzuciłam ze stóp, czerwone buty. Najchętniej zakopałabym się pod kołdrą i od razu poszła spać, jednak uniemożliwiło mi to pukanie do drzwi.

- Proszę - krzyknęłam pewna, że to moja mama coś ode mnie chce. Jednak kiedy machoniowe drzwi się uchyliły, wcale nie zobaczyłam w nich mojej mamy - Myślałam, że pojechałeś z rodzicami do domu - powiedziałam zdziwiona.

- Bo pojechałem, ale musiałem wrócić - chłopak podszedł do mojego łóżka i usiadł, zaraz obok mnie - Zapomniałem o czymś.

- O czym ? - zapytałam zniecierpliwiona.

- Zapomniałem podziękować za prezent. Marzyłem o swetrze z reniferem - powiedział z uśmiechem.

- Przecież, już mi za niego dziękowałeś - zaśmiałam się.

- Serio? - próbował udawać zdziwienie, ale nie bardzo mu to wyszło - A no tak, ale chciałem to zrobić jeszcze raz i dać Ci coś od siebie.

- Nie musisz mi nic dawać, Dylan. To, że ja Ci coś kupiłam, nie znaczy...

- Jesteś dla mnie ważna, najważniejsza. I wcale nie zapomniałem dać Ci prezentu. Po prostu, chciałem dać Ci go na osobności, bez ciekawskich spojrzeń innych.

Chłopak włożył dłoń w kieszonkę kurtki i wyjął z niej małe czerwone pudełeczko.

- Dylan... - zaczęłam.

- Nie, to nie jest pierścionek zaręczynowy - zaśmiał się - Jesteśmy za młodzi na ślub.

W głębi siebie odetchnęłam z ulgą.

Otworzyłam pudełeczko, które wręczył mi Dylan i zobaczyłam w nim srebrny wisiorek z zawieszką w kształcie litery D . Wyjęłam delikatnie naszyjnik i obróciłam go w dłoniach.

- Jest piękny - wyszeptałam - Dziękuje - pocałowałam chłopaka i poprosiłam, żeby pomógł mi założyć mój prezent na szyję.

- Elena ? - zapytał niepewnie, a kiedy przeniosłam na niego mój wzrok, dokończył - Mam nadzieję, że za parę lat jednak przyjmiesz ode mnie pierścionek.

- Zastanowię się - odpowiedziałam niby z obojętnością, ale w głębi siebie skakałam z radości, że mi to powiedział.

- Chyba sobie żartujesz - krzyknął, rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.

Wesołych Świąt 😍😘

ON jest moją NADZIEJĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz