Rozdział 35

1.9K 63 0
                                    

Bez pukania weszłam, do mieszkania w centrum miasta. Nie zamierzałam pukać, nie myślałam teraz o tym, że wchodzę jak do siebie. Chciałam tylko jednego. Zakończyć to wszystko. Szkoda, że nie wymyśliłam jeszcze co mam dokładnie zrobić.

- Paul - krzyknęłam a mój głos odbił się echem po pomieszczeniu, w którym stałam - Paul - powtórzyłam.

- Możesz się tak nie wydzierać ? - usłyszałam za plecami - Nie jesteś u siebie.

- A ty jesteś u siebie ? - spojrzałam na nią i założyłam ręce na piersi.

- Jestem u siebie - odpowiedziała blondynka - Po co przyszłaś? Odbić mi następnego chłopaka?

- Joe nie był twoim chłopakiem, a teraz to nawet z nim nie jestem to go sobie weź

- Był, a ty mi go zabrałaś - wysyczała przez zęby - Jesteś zdzirą i najchętniej wydrapałabym Ci oczy.

- Jessica - usłyszałam karcący głos i aż drygnełam ze strachu.

- Dobrze, że jesteś Paul - blondynka podbiegła do chłopaka stojącego w progu i zawiesiła mu się na szyi - Elena zaczęła mnie wyzywać i grozić. Bałam się, że może zrobić mi krzywdę.

- Skończ kłamać - powiedział i odepchnął ją od siebie.

W końcu zrobił coś mądrego.

- ...ale Paul, to ta zdzira...

- Jessica wyjdź z mojego domu. Chyba, że mam Ci pomóc.

Dziewczyna podeszła, do mnie z rządzą mordu w oczach i wyszeptała mi do ucha.

- Pożałujesz tego suko.

Jakoś nie specjalnie się jej bałam. W sumie jej słowa sprawiały mi smutek, a nie strach. To niewiarygodne, że kiedyś się przyjaźniłyśmy, a teraz możemy się tylko nienawidzić.

- Dobrze że przyszłaś - powiedział, kiedy blondynka opuściła już jego mieszkanie - Miałem właśnie do Ciebie dzwonić.

- Chciałam z tobą porozmawiać...

- Dzisiaj jest wyścig - przerwał mi.

- Co? - krzyknęłam tak, że pewnie wszyscy sąsiedzi mnie usłyszeli.

- Dzisiaj w nocy jest wyścig - odpowiedział.

- Przecież, miał być za jakiś miesiąc.

- Data nigdy nie jest dobrze znana, tylko jedna osoba ją zna.

- Joe - powiedziałam

- Tak, właśnie ten sukinsyn. Psiapsiułeczka O'briena - westchnął - ale nie martw się, dzisiaj wszytko się skończy. Ja wygram wyścig i zniszczę ten ich garaż, a ty zemścisz się na Dylanie.

- Cudownie - odpowiedziałam z uśmiechem, ale wcale nie było mi do śmiechu, raczej bardziej do histerycznego płaczu.

~~•°•~~•°•~~•°•~~•°•~~•°•~~•°•

- Co to ma być ? - krzyknęłam, kiedy weszłam do dobrze znanego mi pomieszczenia- Oszaleliście ?

- Elena co ty tutaj robisz? Wiesz, że Paul może...

- Spokojnie, telefon zostawiłam w domu, nie namierzy mnie, a zresztą powiedziałam, że idę na zakupy. Żaden z jego sługusów, nie ma ochoty chodzić za mną po sklepach.

Spojrzałam na całą trójkę, która siedziała na kanapie. Miałam dziwne przeczucie, że moja wizyta nie jest im na rękę. Trudno, następnym razem nie będą robili przede mną tajemnic.

- Po co przyszłaś? - odezwał się Dylan

- Jeszcze się pytasz? - nie mogłam pochamować gniewu - Dlaczego wyścig jest dzisiaj, a ja nic o tym nie wiem?

- Już wiesz, bo jakbyś nie wiedziała, nie było by cię teraz tutaj i nie krzyczałabyś na nas - wyrecytowała Agnes

- Krzyczę, bo mieliśmy trzymać się planu, a wy go nagle zmieniacie bez konsultacji ze mną.

- Okoliczności nas do tego zmusiły - odpowiedział Max ze spokojem.

- Ciekawa jestem, czy Dylan podzielił się z wami swoim genialnym planem - powiedziałam siadając na fotelu, naprzeciwko przyjaciół.

Patrzyłam na nich, ale żadne nie miało zamiaru mi odpowiedzieć. Wyglądali, jakby wcale nie zdziwiło ich moje pytanie.

- O Boże - wyszeptałam - Chcecie mu pomóc zabić Paula - dopowiedziałam kiedy to wszystko już do mnie dotarło.

- Wiesz jak wiele osób zabił Paul ? - zapytała Agnes.

- Nie obchodzi mnie Paul, chcecie żeby Dylan poszedł do więzienia? Właśnie chcesz iść do więzienia? - spojrzałam na chłopaka.

- Nigdzie się nie wybieram kwiatuszku - odpowiedział - Mamy genialny plan.

- Wy i te ganialne plany - krzyknęłam - A może Paul też ma plan ?

- On nic nie podejrzewa - odezwał się Max.

- Może nie podejrzewa, ale umie się bronić i ma dziesiątki ludzi, którzy stanął za nim murem.

- Paul już nieraz zabijał, musi za to zapłacić własnym życiem - powiedział Max.

- On zabił naszego przyjaciela - powiedział brunet i stanął w progu.

- Cześć Joe - powiedziałam - Widzę, że ty też uważasz, że ten plan jest genialny.

- Tak, uważam - odpowiedział.

- Banda wariatów.

- Stajesz po jego stronie ? - zapytał zdziwiony.

- Nie staję po żadnej stronie, ale to nie zmienia faktu, że nie jestem za zabiciem Paula. Nie wiem czy jesteście świadomi, tego co chcecie zrobić. Agnes chcesz pójść do więzienia? - odwróciłam się do przyjaciółki, która tylko przecząco pokręciła głową.

- Nikt z nas nie pójdzie do więzienia - powiedział Dylan - Nie pozwolę, żeby policja dowiedziała się o tym, że Paul nie żyje.

- Nawet nie chcę wiedzieć, jak to zrobisz - odparłam - Wiecie co ? Róbcie sobie co chcecie, możecie się nawet pozabijać nawzajem. Mnie to nie obchodzi.

Wzięłam do ręki mój płaszcz i jak najszybciej wyszłam z mieszkania przyjaciół. Miałam już ich dość, a tym bardziej ich głupich pomysłów, które mogą sprowadzić na nas jeszcze więcej kłopotów.

ON jest moją NADZIEJĄOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz