32. Kara.

2.1K 258 149
                                    

Po treningu nie miałem na nic siły, dlatego szybko udałem się pod prysznic, po czym padłem na łóżko. Nigdy bym nie pomyślał, że za kilka dni będę grał ze Szwajcarią w ćwierćfinale Euro. No nieźle.

Już usypiałem, gdy do pokoju wszedł Grzesiek. Siadł na krześle, po czym schował twarz w dłoniach.

-Zabij mnie- wymamrotał.

-Ciebie też miło widzieć Grzesiu- westchnąłem, a następnie podniosłem się do pozycji siedzącej- Powiedz mi co ci się stało. Calvin Klein się rozmyślił?

-Haha bardzo śmieszne...- spojrzał na mnie wzrokiem, który mógłby zabić- Gorzej.

-Jestem zmęczony, więc...- nie zdążyłem dokończyć, bo do pokoju wpadł Wojtek.

-Uff tu jesteś, już myślałem, że idziesz skoczyć z dachu albo coś...- wysapał, po czym siadł na łóżku w celu unormowania oddechu.

-Nie udawaj, że się tak martwisz. Jakbyś mógł to sam byś mnie najchętniej z niego zepchnął- prychnął Krycha.

-No w sumie racja- udał, że się zastanawia- ale...

-Czy ktoś mi wreszcie powie o co chodzi?- przerwałem ich wymianę zdań. Spojrzeli na siebie nawzajem, po czym Wojtek odpowiedział.

-Célia go rzuciła.

-Oj tam od razu rzuciła...Ona...chce przerwy i...- Grzesiek zaczął tłumaczyć, jednak sam się w tym gubił.

-Jakiej części w "Z nami koniec" nie zrozumiałeś?- Wojtek zawsze umie pocieszyć...

-Stary przykro mi- starałem się jakoś podnieść go na duchu, co nie przynosiło większych skutków.

Kolejną godzinę siedzieliśmy i słuchaliśmy Grześka, który żalił się, że świat legł mu w gruzach i nie wie co robić. Dołączył do nas Mariusz, który się tym zbytnio nie przejął, bo po chwili poszedł spać. Sam nawet nie zauważyłem, gdy zrobiłem to samo.

***
Rano obudziło mnie czyjeś stękanie. Podniósłem głowę, a na podłodze zobaczyłem Krychę.

-Co ty tu robisz?- zapytałem, przecierając oczy.

-Nie chciało mi się wracać do pokoju, więc tu usunąłem. Jesteś zły?

-Nie no, co ty. Która godzina?- wszystko mnie bolało, więc wizja wstawania nie uśmiechała mi się.

-8:36, dobra ja już idę muszę się ogarnąć.

Wyszedłem na balkon. Jest ładna pogoda, świeci słońce, jednak nie jest aż tak upalnie. Może później wypożyczę rower i...

Rower? Rower. Rower!

Boże, zostawiłem rower na plaży. Jestem debilem, jak mogłem o nim zapomnieć...

Po śniadaniu muszę jak najszybciej po niego wrócić. Mam tylko nadzieję, że nikt nie zorientował się, że jednego brakuje. Kogo ja oszukuję...

Zszedłem do jadalni. Byłem trochę poddenerwowany tą sytuacją, co zauważył Mariusz.

-Wszystko okej?

-Taa, tylko muszę iść na plażę, bo zgubiłem tam ro...coś.

-Aha- odpowiedział, po czym nie dopytywał o nic więcej, za co mu w duchu dziękuję.

Po posiłku skierowałem się w stronę wyjścia, jednak jakiś facet wskazywał na mnie i mówił coś po francusku. Nie rozumiałem nic, więc nie wiedziałem o co chodzi.

-Inglisz?- zapytałem, jednak to nic nie dało, bo dalej coś do mnie bełkotał.

Nagle z pokoju obok wyszła Grażyna. Wcześniej wspomniany facet coś do niej powiedział, na co ona skinęła. Może to jej szef?

Odpowiedziała mu po francusku, a następnie zwróciła się do mnie.

-Kapustka dobrze się czujesz? Czy ty ukradłeś rower?!

Tu mnie mają.

-Ja go nie ukradłem! Tylko zostawiłem na plaży i...zapomniałem po niego wrócić- odpowiedziałem- Jest różnica.

Odwróciła się i powiedziała coś do mężczyzny, który dalej był zdenerwowany. Korytarzem przechodził trener dlatego go zawołałem. On zawsze umie rozmawiać z ludźmi.

-Coś się stało?- zapytał zdezorientowany.

-Ukradł rower- odpowiedziała Grażyna.

-Nic nie ukradłem. Trenerze, zostawiłem na plaży rower, a oni robią jakąś aferę. Właśnie miałem po niego iść...

-Ehh...Porozmawiam z nim- wskazał głową na faceta.

Zostałem sam z Grażyną.

-Więc...

-Mój szef nie jest najmilszym człowiekiem, radzę ci przygotować się na karę- uśmiechnęła się, po czym odeszła.

Super.

Z tej Kapustki będzie BigosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz