14. Dzień bez kłótni z Grażyną, to dzień stracony.

2.9K 279 166
                                    

Bartek P.O.V

-Gotowa?- zapytałem.

-Tak, chodźmy- odpowiedziała, po czym zamknęła drzwi.

Wyszliśmy z hotelu, po czym skierowaliśmy się w stronę morza. Było bardzo ciepło, jednak chłodny powiew wiatru sprawiał, że dało się wytrzymać. Na początku było niezręcznie, nie wiedzieliśmy o czym rozmawiać, ale po chwili rozmowa sama się kleiła. Oczywiście nie obyło się bez paru złośliwości zarówno z jej jak i mojej strony.

Przez godzinę chodziliśmy bez celu po plaży. Kiedy się zmęczyliśmy, usiedliśmy na piasku i przyglądaliśmy się jak słońce oddala się poza horyzont.

-Więc...urodziłaś się w Polsce?- spytałem. Już od dawna się nad tym zastanawiałem, więc nie mogłem nie skorzystać z okazji, aby się jej o to zapytać.

-Tak, mieszkałam tam do 15 roku życia- westchnęła, wpatrzona w fale obijające się o brzeg- Ale później przyjechałam z mamą do Francji, skończyłam szkołę, znalazłam pracę i zostałam na stałe.

-Nie chciałaś nigdy wrócić do Polski?

-Chcieć, a móc to co innego- odpowiedziała. Nie pytałem już o nic więcej bo zauważyłem, że był to dla niej drażliwy temat.

Znudziło nam się siedzenie w jednym miejscu, więc udaliśmy się na pizzę. Nie obyło się bez kłótni o to, którą zamówimy, jednak ostatecznie zdecydowałem spasować i pozwolić dziewczynie wybrać.

Dzień bez kłótni z Grażyną, to dzień stracony.

Podczas rozglądania się po restauracji zauważyłem Sławka i Arka, którzy siedzieli kilka stolików od nas. Miałem tylko nadzieję, że mnie nie zauważą i nie dosiądą się do nas. Ta, chciałbym.

-Ej Arek, to chyba Bartek!- krzyknął Peszkin. Nie trudno było go usłyszeć, gdy wydarł się na cały lokal.

-To ten pijak?- wyszeptała Grażyna.

-Ehh tak, to znaczy nie! On nie jest...- nie zdołałem powiedzieć nic więcej, bo przy naszym stoliku stali moi koledzy.

-Cześć- uśmiechnął się Arek- Możemy się przysiąść?

NIE

-Ymm...tak jasne- wysiliłem się na uśmiech.

Gdy spojrzałem na Grażynę, zauważyłem, że też nie była zachwycona obecnością Arka i Sławka. W ostateczności nie było aż tak źle jak sądziłem. Chłopaki śmiali się i żartowali ze wszystkiego, przez co nie było sztywno.

Po zjedzeniu pizzy stwierdziłem, że czas zakończyć nasze spotkanie, więc powiedziałem, że Grażyna ma jutro pracę i musimy już iść. Po wyjściu z restauracji rozmawialiśmy o piłce nożnej, przez co pół drogi powrotnej próbowałem jej wytłumaczyć na czym polega spalony. Gdy za piątym razem dalej nie rozumiała, poddałem się i zakończyłem ten temat.

-Chcesz batonika?- zapytała nagle przez co zaśmiałem się pod nosem. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy zobaczyłem, że z torebki wyjmuje batony od Anny Lewandowskiej. Nie wiedziałem czy śmiać się, czy płakać.

-Skąd to masz?- powiedziałem, po czym zmarszczyłem brwi.

-Jakaś kobieta to rozdawała, mówiła, że są zdrowe czy coś...

-I tak po prostu wzięłaś je od obcej osoby?- zaśmiałem się.

-Nie, to nie- prychnęła i udawała obrażoną, jednak po chwili zauważyłem delikatny uśmiech na jej twarzy.

***

Bonus w postaci zdjęcia ze słynnymi batonami od Anki hahahah

Bonus w postaci zdjęcia ze słynnymi batonami od Anki hahahah

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Z tej Kapustki będzie BigosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz