12

10K 666 170
                                    

   Siłą wepchnął mnie do sypialni. Usiadłam na łóżku nerwowo bawiąc się palcami. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Za to Justin uważał, że wiedział, co on powinien ze mną zrobić. Złapał mnie za ramie zmuszając do wstania z materaca  łóżka. Pchnął mnie na ścianę. Moje plecy boleśnie zderzyły się ze ścianą.
   Przez moje ciało przeszedł dziwny prąd. To nie było przyjemne uczucie. Obdarzyłam go spojrzeniem pełnym strachu. Wierzyłam, że to powstrzyma go od traktowania mnie rzeczowo.
- Możesz wyjaśnić mi co się kurwa dzieje między wami? -
   Jego ton był surowy, a wzrok wrogi.
- Justin, nic się nie dzieje - starałam się brzmieć normalnie, choć mój głos drżał.
- Więc co to za "relacje przyjacielskie", co?
- Normalne, przyjaźnimy się, to wszystko. Wolisz by wciąż był wrogo do mnie nastawiony i ubliżał mi na każdym kroku tak jak kiedyś?
- Wolałbym, żeby trzymał łapy przy sobie, a ty przestała pozwalać mu się dotykać! Mam wrażenie, że ta wasza "przyjaźń" to coś innego.
- Niby co, Justin?
- Istnieje coś takiego jak przyjaciele od seksu! W końcu po co zaczęłabyś brać tabletki antykoncepcyjne? Nigdy wcześniej ich nie brałaś!
   Nie mogłam uwierzyć, że znów zaczął zarzucać mi zdradę. Który to już raz? Przestałam liczyć po drugim.
   W oczach stanęły mi łzy. Chciałam odejść. To było za wiele dla mnie. Potrzebowałam pójść gdzieś daleko, byleby bez niego. Przewietrzyć się. Ale to nie było mi dane, bo gdy zaczęłam się wyrywać, chwycił mnie za szyję i przyparł z powrotem do ściany. Byłam na prawdę bliska płaczu.
- Teraz, kiedy odkryłem prawdę, chcesz uciec? - warknął.
   Ściskał moją szyję tak mocno, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Wbiłam paznokcie w jego rękę, ale one prędzej by się połamały niż on by mnie puścił.
- Uprawiałaś z nim seks, kiedy mnie nie było? - spytał lodowatym tonem.
   Rozpaczliwie próbowałam zaczerpnąć powietrza, które nie mogło dostać się do moich płuc.
   Czy on byłby zdolny do tego by mnie skrzywdzić? Udusić mnie? Zabić?
- Odpowiedz mi! - ryknął prosto w moją twarz.
   Nie przestawałam drapać paznokciami jego kostek. Łzy strumieniami leciały po mojej twarzy. Jedyne, co mogłam zrobić, to poruszyć ustami. Bezgłośnie "wypowiedziałam" Jestem twoja.
   Odebrał to tak samo jak brak odpowiedzi. Uderzył moją głową w ścianę.
- Zapytałem, czy uprawiałaś z nim seks, szmato!
   Jak on mógł być tak głupi? Po pierwsze nigdy w życiu nie zrobiłabym czegoś takiego, a po drugie nie mogłam mu udzielić odpowiedzi, bo jakby tego nie zauważył, to właśnie walczyłam o życie, rozpaczliwie błagając Boga, by zlitował się nad nim i pomógł mu zwalczyć gniew, bo ja nie byłam w stanie tego zrobić.
   Rzucił mną o ziemię. Nie ważne, jak głupio to zabrzmi - byłam mu za to wdzięczna, bo nareszcie mogłam zaczerpnąć powietrza. Zachłannie je wdychałam trzymając się za obolałą szyję. Serce biło mi jak szalone. Wybuchnęłam kaszlem. Moja twarz była na równi z jego stopami. Przełknęłam ślinę, starając się unormować oddech. To było niemal niemożliwe. Wciąż odczuwałam uczucie zapchania w gardle, które towarzyszyło mi, gdy mnie dusił.
   Kiedy zbierałam siły by się podnieść, nie spodziewanie kopnął mnie w twarz. Złapałam się za nos. Byłam pewna, że był złamany.
   Jak przez mgłę widziałam, jak Justin podchodzi do szafy. Otworzył ją i coś z niej wygrzebał, ale nie widziałam co dokładnie. Podniosłam głowę.
- Jay - udało mi się wychrypieć.
   Nim zdołałam zebrać siły na kolejny wyraz, zostałam kopnięta w żebro. Skuliłam się, czując okropny ból. Mogłabym przysiąc, że usłyszałam pęknięcie. Wybałuszyłam oczy, gdy problemy z oddychaniem się nasiliły. Nie, błagam, pomyślałam. Nie chciałam umierać z rąk kogoś, kogo kocham, chociaż... Bella ze Zmierzchu twierdziła, że umrzeć za kogoś, kogo się kocha, wydaje się być dobrą śmiercią. Ja się z nią zgodziłam i powoli zaczęłam żegnać z życiem. Odtworzyłam w umyśle wszystkie moje najlepsze chwile w życiu. Przypomniałam sobie twarze wszystkich moich bliskich.
   Otworzyłam oczy. Mój wzrok się poprawił, co mnie zadziwiło. Chociaż oddychanie wciąż sprawiało mi trudność, mogłam zobaczyć co wyciągnął z szafy. To była walizka. Nie byle jaka. Gangsterska. No wiesz, gangsterzy trzymają w nich pieniądze. Zazwyczaj są na kod. I ta również była. Nie wiedziałam skąd wzięła się w mojej szafie, być może przyniósł ją razem ze swoimi ubraniami, a ja jej nie zauważyłam. W środku był pistolet (a Louisowi powiedział, że nie ma broni przy sobie), nóż i kastet, który założył.
   Z jednej strony chciałam wołać pomoc, bo chłopcy byli na dole niczego nieświadomi, a z drugiej byłam gotowa umrzeć. Może to głupie, że tak się mu poddałam, ale miałam nadzieję, że skoro nie wierzył w moją miłość do niego za mojego życia, to po mojej śmierci dotarłoby to do niego. Nic innego nie mogłam zrobić w tamtej chwili. Ledwo mogłam oddychać, a co dopiero mówić.
   Podniósł mnie za włosy do góry. Ponownie rzucił mną o ziemie. Zgaduję, że tylko po to, by mnie dobić, po parę sekund później przyłożył mi z pięści w twarz. Z tej pięści, na której miał założony kastet.
- Spójrz - zaśmiał się. - Miałem go przetestować na Chrisie, ale kobiety mają pierwszeństwo.
   Wciąż dżentelmen.
   Ból jaki poczułam był nie do opisania. Zdziwiłam się, że nie wypadły mi jeszcze wszystkie zęby od takiego silnego uderzenia. Wolałam zostać postrzelona tym ładnym pistolecikiem, niż jeszcze raz oberwać z kastetu.

- Ja ci się śniłem, tak?
   Przęłknęłam ślinę.
- Tak, ale nie chce już o tym rozmawiać, proszę.
- W porządku, ale... musisz coś mi obiecać.
   Nie odezwałam się, by kontynuował.
- Jeśli znów nie będę panował nad złością tak jak wczoraj, to obiecaj mi, że mnie uderzysz. Pozbawisz przytomności. Cokolwiek, bym nie zdołał posunąć się tak daleko, jak wcześniej, dobrze? Obiecaj mi to.
   Pokiwałam głową.
- Obiecaj - powtórzył.
- Obiecuję - mruknęłam.

   Kiedy ponownie chciał mnie uderzyć, przesunęłam głowę unikając bólu. Resztami sił kopnęłam go w krocze. Nawet to przyniosło mi ogromnie dużo bólu. Skulił się przeklinając pod nosem.
- Zabiję cię, mała suko - zaśmiał się bez cienia rozbawienia.
   Nie zdążyłam się podnieść, a on sięgnął po nóż i przyciągnął mnie do siebie za włosy. Moja twarz była bardzo blisko jego twarzy. Czułam jego oddech. Dotknęłam jego policzka, podczas gdy po moim spłynęła łza.
- Ko-cham cię - wyszeptałam z trudem.
- Jemu też to powiedziałaś, gdy cię pieprzył? - zakpił. - A może już jesteś w ciąży z nim, hm?
   Podwinął moją sukienkę i zbliżył do skóry lśniące ostrze noża.
- Możemy to sprawdzić - uniósł brew. - Wymyśliłaś imię dla waszego maluszka?
   Złapałam pięść, w której kurczowo trzymał nóż nad moim brzuchem. Przeniosłam ją powoli na klatkę piersiową. W miejsce, w którym było serce.
   Spojrzałam na Justina. Był taki piękny. Chciałam móc mu to powiedzieć.
- Tatusiu? - usłyszeliśmy głos zza drzwi.
   Jaxon. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, bo myślałam, że słyszę jego głos po raz ostatni. Nóż, który Justin ściskał w dłoni upadł na panele. Do pokoju wszedł Jaxon, usłyszałam jego krótkie kroczki.
- Tatusiu, co się stało z mamusią? Śpi?
   Justin nie odezwał się ani słowem. Jego ciało drżało, poczułam jego dłoń, odgarniającą włosy z mojej spoconej twarzy.
- Tatusiu! - zawołał rozpaczliwie chłopiec. - Ona nie jest z aniołkami, prawda?!
   Tak na prawdę ja sama nie wiedziałam, czy już umarłam.


* * *

UWAGA WAŻNE: Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, bo oprócz laptopa, zepsuł mi się telefon, wiem przegryw <<< no ale nic nie zrobię, czekam aż rodzice oddadzą mój telefon do naprawy (lub kupią nowy) i kupią mi nowego laptopa, ew. Mam nadzieję, że dacie radę wytrzymać kilka dni (tak przewiduję).
dziekuje za uwage, pozdrawiam XD


Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz