56

8.6K 515 138
                                    

   Namierzenie urządzenia, z którego ktoś do mnie pisał nie było łatwe, bo siedzieliśmy (ja tylko patrzyłam) przy tym dwie godziny. Musiałam go opuścić, by pójść zająć się Jaxonem. Oczywiście niechętnie mnie puścił.

- Koch-

   Przerwałam gdy weszłam do pokoju dziecka. Nie było późno, to nawet nie był wieczór, a chłopiec już spał jak kamień. Pocałowałam go w czoło i wyszłam. Normalnie nie pozwoliłabym mu spać w dzień, bo nie mógłby spać w nocy, ale tym razem odpuściłam. Najwidoczniej był śpiący i tego potrzebował. Nie chciałam psuć mu snu. Po cichu wyszłam z pomieszczenia. Z dołu usłyszałam głos Justina. Zeszłam do kuchni. Stał tyłem do mnie, opierał się o blat kuchenny, przy uchu trzymając telefon.

- Ryan, ty słyszysz co ja do ciebie mówię czy jesteś, kurwa, głuchy?

   Był wkurzony i to nie na żarty.

- W dupie to mam, w tej chwili się tym zajmijcie! Tu chodzi o moją rodzinę, czaisz? Jeśli tego nie zrobicie, możecie zapomnieć o sprawie z Parkerem. Nie, nie żartuję. To jest poważny problem jakbyś tego nie zauważył, chuju. Arianie i Jaxonowi grozi niebezpieczeństwo, a ty mi pierdolisz o Parkerze jakieś farmazony.

   Powoli zbliżałam się do Justina, chcąc go przytulić i uspokoić, kiedy on nagle wybuchnął do słuchawki, a ja odskoczyłam.

- MASZ W TEJ CHWILI SIĘ ZA TO ZABRAĆ, JEBANA SPIERDOLINO ALBO PRZYJADĘ I CI NOGI PRZY SAMEJ DUPIE UJEBIE, ROZUMIESZ MNIE BUTLER? GÓWNO MNIE PARKER OBCHODZI, NAJWAŻNIEJSZA JEST MOJA RODZINA, ZABIERAJ SIĘ DO PRACY, CHUJU. CHCĘ BYĆ NA BIERZĄCO, BEZ ODBIORU.

   Po tych słowach rozłączył się i odwrócił. Widok zezłoszczonego Justina nie był moim ulubionym widokiem. Wycofałam się, gdy mnie zauważył.

- Ari - usłyszałam za sobą - zaczekaj.

   Zatrzymałam się na przedpokoju. Powoli się odwróciłam. Rozmowa z nim, gdy był zły nie była najlepszym pomysłem. Przeszły mnie ciarki na tę myśl. Zamrugałam szybko.

- Przepraszam, że krzyczałem, wszystko w porzadku?

   Odetchnęłam z ulgą. Pokiwałam twierdząco głową. Mój strach się ulotnił. Rozłożył ramiona, a ja wtuliłam się w niego. Kochałam zapach jego perfum.

- Zajmę się tym kolesiem. Jak wpadnie w moje ręce to zabiję go własnymi rękoma - powiedział cicho, a potem ściszył głos jeszcze bardziej. - Sukinsyn pożałuje, że się urodził.

   Ścisnęłam materiał jego żółtej bluzy w dłoni. Nie lubiłam, gdy tak mówił, ale to było lepsze niż gdyby zignorował tę sprawę. Doceniałam jego starania. To wiele dla mnie znaczyło, w końcu starał się uchronić nas przed jakimś chorym idiotą.

- Baby girl - szepnął do mojego ucha - co robi Jaxon?

- Śpi - odpowiedziałam równie cicho.

- Dobrze. Jutro, gdy dostaniemy Esther, zawieziemy ją i Jaxona do Zoe.

   Uniosłam brwi.

- Dlaczego?

- Bo tam będzie bezpieczny, a poza tym chcę spędzić z tobą trochę czasu.

- No przecież spędzamy, o co ci chodzi?

- Mam na myśli wyjazd. Taki jak kiedyś, pamiętasz?

   Wyspa.

- Pamiętam, ale dlaczego Jaxon ma zostać u Zoe? Nie może jechać z nami?

- Nie, bo to ma być tylko nasz wyjazd. Bez dziecka. Rozumiesz?

Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz