Nadszedł ten dzień, kiedy miałam się pakować. Wracałam do domu. Ja i Jaxon, którego najpierw trzeba było odebrać od mojej mamy. Przelałam jej tysiąc dolarów na konto za opiekunkę. Oczywiście ochrzaniła mnie za to w SMSach, bo nie odbierałam jej telefonów. Już słyszałam w głowie co by do mnie powiedziała, gdybym jednak odebrała: Dziecko, czy ty jesteś nie poważna? Mówiłam ci przecież, że nie chcę tych pieniędzy! Bla, bla, bla. Obie przecież wiemy, że ona i ojciec nie zarabiają za wiele, choć każdy z nich pracuje za dwóch, a ja nie pracuje i mam pieniądze (wiadomo skąd).
- Ari? - Fredo zapukał do drzwi łazienki. - Jesteś gotowa?
- Tak, już wychodzę.
Rozczesałam włosy i spięłam je w kitka. Na początku chciałam je zostawić rozpuszczone, ale miały zły dzień i nie chciały się ułożyć, tak jak powinny. Kiedy wyszłam z pomieszczenia, zobaczyłam mulata opierającego się o ścianę.
- Możemy iść - mruknęłam.
Szłam szybko, bo chciałam czym prędzej się stąd wyrwać i zobaczyć z Jaxonem. Miałam wszystko i wszystkich gdzieś. Potrzebowałam tylko mojego synka do szczęścia. Fredo dogonił mnie na schodach i złapał za łokieć. Zatrzymaliśmy się.
- Nie powiedziałem Justinowi o pocałunku - szepnął, wyglądał na zestresowanego.
- To fajnie - burknęłam i wyrwałam mu się.
Było mi to obojętne, czy się dowie, czy nie. Nie obchodziło mnie to. On cały mnie nie obchodził.
Ale przyjaciel nie dawał za wygraną. Znowu mnie powstrzymał przed zejściem ze schodów. Byłam zirytowana.- Ari, to jest poważna sprawa - jęknął. - Źle się z tym czuje. To jest mój najlepszy przyjaciel, wiesz jak zareaguje, gdy dowie się o tym zdjęciu? Skasowałem te wiadomości, ale przecież ktoś ma to zdjęcie i wszystko może się wydać. Nie chcę go zawieść. Spójrz, ja jestem jego najlepszym przyjacielem, a ty jego dziewczyną.
- Nie jestem jego dziewczyną - warknęłam.
- Nie ważne, kocha cię. Chyba powinniśmy mu to powiedzieć, zanim dowie się przez tego pojebanego typa.
- Więc mu powiedz - wzruszyłam ramionami.
- Znienawidzi mnie!
- Więc po co mi to mówisz? - prawie krzyknęłam ze złości. - Czego ode mnie oczekujesz?
- Rady - bąknął. - Nie wiem, co powinienem zrobić. Na prawdę czuję, że postąpiłem wobec niego okropnie, pocałowałem jego dziewczynę! To mój najlepszy przyjaciel, zabije mnie!
- Po pierwsze - syknęłam - nie jestem jego dziewczyną, a po drugie - jeśli chcesz żyć, to mu nie mów. Byliśmy pijani, nie musimy tego pamiętać. A poza tym - roześmiałam się - on się tym nie przejmie.
- Jak to, że nie? - prychnął.
- A dlaczego myślisz, że tak? Nie byliśmy razem, kiedy cię pocałowałam, a poza tym on po naszym rozstaniu pieprzył się z innymi dziewczynami. Nie martw się - poklepałam go po ramieniu - nie będzie na ciebie zły.
- O-o czym ty mówisz? - wyszeptał. - Co on robił?
- Nic, nie ważne - westchnęłam. - Zapomnij o tym co powiedziałam. Możemy już jechać? Chcę zobaczyć się z synem.
- Nie, wróć - złapał mnie za rękę. - Niby z kim się miał pieprzyć? Z Jazzy?
- Co ma do tego Jazzy? - prawie się roześmiałam.
- To, że przez ten cały czas, kiedy wyjechał, był u Jazzy. Mieszkał z nią. Sądzisz, że pozwoliłaby mu sprowadzać do domu jakieś panienki, tym bardziej, że wiedziała, że on cię kocha?
- Fredo - próbowałam nie wybuchnąć - on nie musiał ich sprowadzać do domu, by je pieprzyć, rozumiesz? Mógł robić to wszędzie, daleko od Jazzy. A poza tym jestem przekonana, że tak właśnie robił, nie zaprzeczaj, proszę.
- Przedstaw mi dowody - skrzyżował ręce na piersiach, wyczekując mojej odpowiedzi.
- Fredo, chcę jechać do Jaxona - warknęłam. - Nie mam ochoty o tym gadać, ok?
Miałam już się odwrócić, ale on jak zwykle się upierał. Był na prawdę uparty.
- Nie pojedziesz tam, dopóki mi nie odpowiesz.
Miałam nadzieję, że jeśli usłyszy już tę swoją zasraną odpowiedź, to da mi spokój.
- Dzwoniłam do niego i ona odebrała - wyznałam.
- Kto odebrał? Może to była właśnie Ja-
- Nie! - tupnęłam nogą. - Rozpoznałabym jej głos, a poza tym po ich głosach można było rozpoznać, że są świeżo po seksie, a już w ogóle, gdy ona zapytała go o drugą rundę.
Musiałam wybiec, bo nie chciałam się znowu rozpłakać. Na prawdę miałam dość płakania, to mnie pozbawiało siły i chęci do życia. Miałam dość i chciałam odpocząć od całego świata. Zbiegłam na dół i nie zdążyłam zahamować, gdy nagle zza rogu wyszedł Justin. Wpadłam na niego, prawie stykając się z podłogą, na szczęście w porę mnie złapał. Delikatnie go od siebie odepchnęłam.
- Przepraszam - burknęłam i go wyminęłam.
W tej samej chwili zszedł Fredo. Zastygł bez ruchu na widok Biebera. Oboje z mulatem spojrzeliśmy na jego stopy. Miał na nogach buty. Modliłam się w duchu, by nie okazało się, że jedzie z nami.
- Wychodzisz gdzieś? - spytał Fredo ubierając swoje.
- Też chcę zobaczyć się z Jaxonem - wzruszył ramionami.
Zamurowało mnie. Mulat spojrzał na mnie zakłopotany. Chciałam, żeby spławił Justina, ale nie miałam odwagi się odezwać. Niby to nic dziwnego kiedy ojciec dziecka chce się z nim zobaczyć, ale... to Justin. On nie interesował się Jaxonem przez kilka miesięcy, nawet nie zadzwonił, by z nim pogadać, interesowały go tylko te wywłoki. Teraz nagle chciał się z nim spotkać? Prychnęłam głośno, zwracając na siebie ich uwagę. Zignorowałam to i pośpiesznie wyszłam, kierując się w stronę samochodu. Flores wziął moją torbę, idąc tuż za mną.
Usiadłam z przodu, więc Bieber zmuszony był zając tylne siedzenia. Nie skomentował tego, choć wiedziałam, że nie przepadał za siedzeniem z tyłu.
- Gdzie jest teraz Jaxon? - Justin zapytał zapinając pasy.
- U moich rodziców - odpowiedziałam oschle.
Zastygł bez ruchu. Byłam z siebie dumna, że doprowadziłam go do takiego stresu. Wiedziałam, że bał się spotkania z moimi rodzicami. Sama bym się bała na jego miejscu.
- Może jednak wolisz zostać w domu? - odezwał się Fredo, włączając radio.
- Nie - mruknął. - Chcę zobaczyć mojego syna.
* * *
Strach się bać spotkania Justina z rodzicami Ariany :o
Gwiazdkujcie czy coś
CZYTASZ
Fix me / jariana
FanfictionTRZECIA CZĘŚĆ MESSAGE FROM HIM - Skarbie, wiem, że to zawaliłem. Zostawiłem cię z tym wszystkim samą, ale dobrze wiesz, że nie z własnej woli, nigdy bym ci tego nie zrobił. Zawsze chciałem dla ciebie jak najlepiej. Teraz wróciłem. Wróciłem i nie zam...