33

7.9K 568 31
                                    

   W połowie drogi zasnęłam. Siedzenia w samochodzie Fredo były najwygodniejszymi siedzeniami, na jakich siedziałam, przysięgam. Droga do moich rodziców trwała kilka godzin i parę razy zatrzymywaliśmy się na stacji benzynowej, żeby zatankować, wypić kawę lub coś zjeść. 

   Kiedy mulat wyłączył silnik auta, stając pod moim rodzinnym domem, poczułam, że pocą mi się ręce. Byłam zestresowana na to, jak zareagują, gdy zobaczą Justina, nie wyobrażałam sobie, co on czuł. Myślałam, że był na maksa zdenerwowany, ale on wysiadł ze spokojem wypisanym na twarzy. Nawet nie był spięty, przynajmniej wyglądał na rozluźnionego. Fredo zdecydował się poczekać w samochodzie, a ja w duchu nie popierałam jego pomysłu.

- Jaxon!

   Oboje odwróciliśmy się, by zobaczyć biegnącego na malutkich nóżkach Jaxona, a za nim moją mamę krzyczącą, by się zatrzymał. Tata stanął w progu drzwi frontowych, przyglądając się Justinowi. Serce zabiło mi jak szalone. Jak w zwolnionym tempie widziałam Justina biorącego w ramiona Jaxona i okręcającego się z nim dookoła własnej osi. Chłopiec śmiał się głośno, przytulając mocno mężczyznę. Na ten widok delikatnie się uśmiechnęłam. Mogłabym na nich patrzeć wieczność. Szczęście Jaxona było moim szczęściem. Przeniosłam wzrok na rodzicielkę i mój uśmiech natychmiast znikł. Stała jak wryta nie spuszczając wzroku z Biebera uśmiechającego się od ucha do ucha. Ruszyłam z miejsca w jej stronę.

- Dlaczego przyjechałaś tutaj z nim? - szepnęła zaciskając zęby.

- Chciał zobaczyć Jaxona - odpowiedziałam cicho. - Ma do tego prawo, to jego syn, mamo.

- Ale tutaj? Musiał zobaczyć się z nim tutaj? Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, ojciec piorunuje go wzrokiem. Jeśli podejdzie bliżej, cofnie się po strzelbę i bez wahania odstrzeli mu głowę - warknęła.

   Spojrzałam na tatę. Zaciskał pięści i próbował się kontrolować. Nie spuszczał wzroku z mężczyzny. Gotowało się w nim. Był na granicy wytrzymałości, a ja nie chciałam rozlewu krwi. Nie przy dziecku.

- Porozmawiam z nim - mruknęłam i odeszłam od niej.

   Idąc w stronę ojca, zauważyłam, że przy jego nodze stoi torba z rzeczami Jaxona. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Objął mnie. Myślałam, że zignoruje ten gest, ale go odwzajemnił. Byłam zdziwiona, lecz szczęśliwa.

- Wszystko dobrze, tato?

   Spojrzał na mnie z bólem w oczach. Pokręcił głową.

- On nie mieszka z wami, prawda? - wyszeptał.

- Nie mieszka z nami.

- To dobrze - westchnął. - Jesteś dorosła, chyba wiesz, jak powinnaś postępować, prawda? Tym bardziej, kiedy masz dziecko.

- Wiem, tato. I... dziękuję, że starasz się opanować. Doceniam to.

   Pokiwał głową.

- Mam nadzieję, że nie jest dla ciebie dupkiem i dobrze cię traktuje. Masz natychmiast mi powiedzieć, jeśli nim będzie - powiedział surowo, patrząc na mnie chłodnym wzrokiem. - Jedno twoje słowo, a utnę mu jaja.

   Nie mogłam się nie roześmiać. On również się rozchmurzył.

- Kiedy go widzę mam ochotę pójść po moją strzelbę - burknął. Więc mama miała rację. - I chyba bym to zrobił, gdyby nie było tutaj Jaxona. Na razie się kontroluję.

   Złapałam go za rękę i ścisnęłam.

- Kochasz go? - zapytał nagle. - Pytam z ciekawości.

   Wiedziałam, że to coś więcej niż zwykła ciekawość. Musiał to wiedzieć. Gdybym teraz mu nie odpowiedziała, pytałby tak długo, aż otrzymałby odpowiedź.

- Zależy mi na szczęściu Jaxona. Chciałabym, żeby miał ojca - mruknęłam.

   To chyba nie była odpowiedź, jakiej oczekiwał, ale niestety innej nie mogłam mu udzielić. Sama nie wiedziałam, co czułam. Byłam rozdarta pomiędzy nienawiścią, a miłością. To skomplikowane.

- Trochę rozumiem... a trochę nie - burknął. - Ale powiedzmy, że jednak rozumiem. To znaczy próbuję zrozumieć.

   Ja też próbowałam sama siebie zrozumieć.

- Justin nie jest zły, tato. On jest... zagubiony - mruknęłam. - Potrafi być czuły. Jest takim samym człowiekiem, jak wszyscy. Ma serce i uczucia.

- Gdzie było jego serce i uczucia, gdy mordował ludzi? - spytał cicho nie odrywając wzroku od brązowookiego mężczyzny rozmawiającego z moją matką.

   Nie byłam w stanie odpowiedzieć mu na to pytanie. Nie miałam możliwości. Nie potrafiłam.
Udało mi się jedynie powiedzieć o tym parę słów.

- Miał ciężkie dzieciństwo i teraz to się na nim odbiło, ale sam nie wybrał sobie takiego życia. Jego życie to kupa gówna, bo oceniają go na każdym kroku nie zważając na to, że może chciałby się zmienić. To też nie jest łatwe dla niego.

- A chce się zmienić?

- Tak myślę. Gdyby nie chciał, nie byłoby go tutaj przy Jaxonie. Daj mu szansę.

- Mogę spróbować go tolerować dla ciebie, ale nigdy go nie polubię.

- Dziękuję - oparłam głowę o jego ramię.

   Tata pocałował mnie w skroń i wszedł do domu. Przez dłuższą chwilę gapiłam się na Jaxona chodzącego wokół mojej mamy i Justina, którzy rozmawiali ze sobą. Ich miny były poważne. Ruszyłam się z miejsca dopiero, gdy na mnie spojrzeli. Zabrałam torbę syna i skierowałam się ku samochodowi. Wrzuciłam ją do bagażnika i wróciłam po Jaxona. Wzięłam go na ręce i podeszłam do rodzicielki.

- Wszystko w porządku, Ari? - zapytała zgarniając moje włosy za ucho. 

   Pokiwałam głowę.

- A z nim? - skinęła podbródkiem w stronę domu, a ja skumałam, że chodziło o tatę.

- Też. Dziękuję, że zajęliście się Jaxonem. Był grzeczny?

- Jak aniołek - pogłaskała go po twarzy na co się uśmiechnął.

   Pożegnałam się z nią, całując jej policzek. Justin uścisnął jej dłoń. Nie weszła do domu, dopóki nie wsiedliśmy do samochodu (Fredo przysnął z otwartymi ustami) i nie odjechaliśmy. Justin zabrał Jaxona do siebie na tylne siedzenia, gdzie był przygotowany dla niego fotelik. Żałowałam, że nie usiadłam z tyłu, by być bliżej syna, jednak droga do domu i tak nie trwała długo.

* * *

Czyli obeszło się bez krwawej masakry 😏






Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz