Nigdy wcześniej nie byłam pacjentem w szpitalu. Zazwyczaj to ja przychodziłam do pacjentów aby ich odwiedzić. I nigdy też nie chciałam się tu znaleźć. Już na wejściu mdliło mnie przez zapach unoszący się w budynku. Miałam dreszcze na myśl, że to tutaj najczęściej umierają ludzie. A więc pdsumowując: zdecydowanie nienawidziłam szpitali.
Badanie jakie przeprowadził Troye wykazały wieloodłamowe złamanie żebra. Bolało jak cholera. Do tego na moją szyję założono kołnierz ortopedyczny. Moją twarz posmarowano maścią, która miała na celu złagodzić ból, bo siniaki dawały znać o sobie. Nos był w dobrym stanie, nie został złamany.
Od dwudziestej trzeciej do piątej nad ranem nie mogłam zasnąć. To były najcięższe godziny mojego życia. Chociaż podano mi silne leki przeciwbólowe, wciąż odczuwałam ból. Istna katorga.
Pielęgniarka Helena Boyce co dwie godziny przychodziła do mnie, by zapytać jak się czuję. Była bardzo sympatyczną, młodą i delikatną kobietą o kruczoczarnych włosach splecionych we warkocza sięgającego jej do pasa. Na oko może trochę starsza ode mnie. Kiedy smarowała moją twarz, nie odczuwałam ani odrobiny bólu.
Zasnąwszy około godziny piątej nad ranem, obudziłam się po drugiej popołudniu. Długi sen dobrze mi zrobił. O trzeciej Helena przyniosła mi obiad. Ryż z sosem i kurczakiem. Tak na prawdę obiad był o pierwszej, ale go przespałam. Prawdę mówiąc nie smakowało tak źle. Ludzie często twierdzą, że szpitalne jedzenie jest do dupy, ale ja myślę inaczej. Na prawdę mi smakowało. Gorzej było jednak ze spożyciem tego. Bolało mnie gardło i
Z utęsknieniem czekałam na pojawienie się Chaza z Jaxonem. Gapiłam się w zegarek, śledząc wzrokiem wskazówki. Zbliżała się czwarta, a odwiedziny trwały do piątej, przez co bałam się, że nie pojawią się dzisiaj. A ja nie chciałam leżeć tak przez resztę dnia. Bo w sumie tylko wpatrywałam się w ściany, rozmyślając o Jaxonie lub Justinie. To była najnudniejsza część mojego życia.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi do sali. Podniosłam się do pozycji siedzącej marszcząc w bólu brwi. Do środka wbiegł Jaxon. Kamień spadł mi z serca. Już myślałam, że ten moment nigdy nie nastąpi.
- Mamusiu! - usłyszałam jego krzyk.
Wdrapał się na krzesło i podał mi dłoń. Złapałam ją uśmiechając się. Do środka wszedł Chaz z bukietem kwiatów szczerząc się.
- Hej, mała.
To takie kochane z jego strony. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Położył kwiaty na szafce obok łóżka i pocałował mnie w czoło.
- Czujesz się chociaż troszkę lepiej niż wczoraj?
Skrzywiłam się i sięgnęłam ręką po zeszyt i długopis. W ten sposób rozmawiałam z Heleną i doktorem Milanem. Napisałam:Dziękuję za kwiaty, są piękne :)
Pokazałam mu wiadomość, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Cieszę się, że ci się podobają.
- Mamusiu, kiedy wrócisz do domu? Esther i ja tęsknimy.
Spojrzałam na Chaza. Na szczęście on od razu zrozumiał o co mi chodzi.
- Jaxo, musisz być cierpliwy, twoja mamusia jest chora.
Pogłaskałam synka po policzku. Był taki podobny do Justina. Kropla w kroplę.
- Ja już chcę, żebyś była zdrowa - jęknął. - Mamusiu, dlaczego nic nie mówisz?
- Boli ją gardło i jest bardzo słaba, Jaxo - wyjaśnił mu.
- Słaba?
- Tak, zmęczona.
Chłopiec westchnął i pogłaskał mnie po dłoni.
- Ciocia Zoe jest dla mnie bardzo miła, a wujek Cole robi bardzo dobry obiad, ale ty robisz lepszy, mamusiu.
Szeroko się uśmiechnęłam. Ten dzieciak był najsłodszą istotą na świecie.
- Umm, Ari właściwie to... chcesz żebym powiadomił twoich ro-
Złapałam szybko za nadgarstek i ścisnęłam. Bezgłośnie powiedziałam "nie". I chyba zrozumiał, bo pokiwał głową i usiadł koło moich nóg na łóżku.
- Ok, rozumiem. Nie chcesz. Ale chyba nie masz nic przeciwko, jeśli jutro przyjdzie do ciebie reszta?
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się kogo miał na myśli mówiąc reszta.
- No wiesz, Fredo, Ryan, Chris.
Fredo?! Ryan?!
Nabazgrałam na kartce:Będzie mi miło, jeśli przyjdą. Mógłbyś przy następnej wizycie przynieść mi mój telefon?
- Och, zapomniałem. Mam go tutaj - wyciągnął z kieszenki kluczyki, dwa telefony i jakąś zgniecioną kartkę.
Swój schował do środka razem z kluczami, a mój podał mi. Bezgłośnie mu podziękowałam, a długopis znów poszedł w ruch.Gdzie jest Justin?
- No właśnie - westchnął. - Kazał mi przekazać ci to.
Dał mi do ręki lekko zgniecioną kartkę.
- Wybacz, że jest taka zgnieciona, zabrałem ją w pośpieszu.
Rozprostowałam papier piąstką. Przysunęłam kartkę bliżej twarzy. Wszędzie rozpoznałabym te jego krzywe litery. Malutkie, okropnie nabazgrane litery. List był tak długi, że kończył się na drugiej stronie tuż przy samym dole.Cześć Aniołku,
pamiętam, gdy powiedziałaś mi, że zostaniesz ze mną, po to by pomóc mi zwalczyć mój gniew. Oboje chcieliśmy coś z tym zrobić w obawie przed krzywdą jaką mogę wyrządzić sobie i innym ludziom. Na to czekałem przez połowę życia. Aż ktoś mnie zrozumie, tak jak Ty, obdarzy miłością, tak jak Ty i zmobilizuje do walki, tak jak Ty. To na Ciebie czekałem. I uwierzyłem, że możesz mnie zmienić, że miłość może to zrobić.
Ale to chyba tak nie działa. Kiedy się wściekam nie czuję miłości. Czuję tylko nienawiść. Nie wiem, jak mogę to powstrzymać. Nie potrafię tego zrobić. Wiem jednak, że tkwi we mnie zło. Bardzo duże zło. Niszczy mnie. W zasadzie to już zniszczyło. A ludzie zepsuci w takim stopniu chyba już nie nadają się do naprawy.
Zwątpiłem w możliwość naprawienia siebie, gdy usłyszałem głos Jaxona, który przywrócił mi świadomość. Ta mała, słodka istotka powstrzymała potwora. Potwora, którym był jego ojciec. On jeszcze o tym nie wie. Kocham go bardziej niż siebie samego, chcę, żeby był szczęśliwi i wyrósł na porządnego człowieka. Nie będzie miał szansy na to, jeśli będzie świadkiem przemocy w domu. Błagam, zrób wszystko, by nie był tak złym człowiekiem, jak jego ojciec.
Kiedy trzymałem Cię w ramionach, a Ty z trudem łapałaś oddechy, zrozumiałem jedną bardzo ważną rzecz - że nie mogę dopuścić, abyś przechodziła przez to piekło po raz drugi, nie mogę pozwolić byś dalej żyła takim okropnym życiem, do jakiego to ja Cię zmusiłem. Do życia ze mną. Wiem, że ciężko jest ze mną wytrzymać, a co dopiero mnie kochać.
Nie zasługuję na tak silną kobietę, jaką jesteś Ty. Nigdy nie będę na Ciebie zasługiwał. Bardzo cię podziwiam, bo chociaż tyle razy zasmakowałaś cierpienia z moich rąk, wciąż stałaś przy mnie. Dzielnie walczyłaś, nigdy się nie poddałaś. Tyle razy zraniona, dalej wierzyłaś w miłość. I wierzyłaś we mnie. Twoja wiara i miłość dały mi cel. Ty sama dałaś mi cel. Jestem Ci wdzięczny za to.
Obietnica, którą właśnie łamię świadczy o tym, jakim kiepskim człowiekiem jestem. Miałem już więcej cię nie opuszczać, prawda? Oboje dobrze wiemy, że robię to ze względu na Wasze bezpieczeństwo. Twoje i Jaxona. Liczę na to, że tak jak przez te trzy lata dobrze sobie radziłaś beze mnie, tak teraz wciąż będziesz silną i niezależną kobietą. Mam też nadzieję, że znajdziesz kogoś, kto będzie godny nazywania Cię swoją kobietą. Ja nie zasługuję na to byś była moja. Ja nie jestem odpowiedni dla ciebie, choć Ty jesteś idealna dla mnie.
Poświęć cały swój czas Jaxonowi. Myślę, że dasz radę to zrobić, ponieważ nie pracujesz już w kawiarni. Damy nie pracują. Walizka z pieniędzmi leży pod łóżkiem w sypialni.Kocham Cię bardzo mocno,
Na zawsze Twój JayPrzełknęłam ślinę i pociągnęłam nosem. Przykryłam twarz dłońmi i zaczęłam cicho płakać.
- Mamusiu, dlaczego płaczesz? Jesteś smutna? - zapytał chłopiec.
Spojrzałam na niego, czując ukłucie w sercu. Justin spodziewał się, że zapomnę o nim mając przed sobą dziecko, które wygląda prawie tak jak on? Że będę teraz żyła normalnie, jakby nic się nie wydarzyło?
- Mamusiu, nie bądź smutna. Tatuś powiedział, że nie lubi, kiedy płaczesz. Ja też tego nie lubię.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Chaz wziął kartkę marszcząc brwi. Drżącymi dłońmi nabazgrałam w zeszycie i pokazałam chłopakowi, który przerwał czytanie listu, aby przeczytać moją wiadomość:On mnie zostawił.
* * *
I'm back
CZYTASZ
Fix me / jariana
FanfictionTRZECIA CZĘŚĆ MESSAGE FROM HIM - Skarbie, wiem, że to zawaliłem. Zostawiłem cię z tym wszystkim samą, ale dobrze wiesz, że nie z własnej woli, nigdy bym ci tego nie zrobił. Zawsze chciałem dla ciebie jak najlepiej. Teraz wróciłem. Wróciłem i nie zam...