41

7.4K 581 49
                                    

Kiedy się obudziłam, zaatakował mnie okropny ból głowy. Potarłam czoło, a mój wzrok padł na kolana i buty. Zmarszczyłam brwi. Nie ubrałam się sama rano. Z tego, co pamiętałam, nie zdążyłam się ubrać. On musiał to zrobić. Miałam na sobie niebieskie jeansy i czarny sweterek. Włosy związał mi w niezbyt ładnego kitka.

Rozejrzałam się wokół. Serce podeszło mi do gardła. Byłam w samochodzie. Na miejscu kierowcy nie było nikogo. Obejrzałam się do tyłu. Jaxon spał na tylnych siedzeniach w foteliku. Uchyliłam usta w szoku. Znajdowaliśmy się na stacji benzynowej. Chciałam odpiąć pasy, ale nie mogłam, bo moja prawa ręka była przyczepiona kajdankami do klamki drzwi.

- Co jest do cholery?

Zaczęłam szarpać ręką nie zwracając uwagi na ból spowodowany stalą drażniącą moją skórę nadgarstka. Spojrzałam przez szybę na stację. Nikogo na niej nie było oprócz nas, a słońce zaczynało zachodzić. Serce biło mi jak szalone, bo nie wiedziałam, co się dzieje. Odwróciłam się do Jaxona.

- Skarbie - dotknęłam wolną ręką synka.

Powoli uniósł powieki i spojrzał na mnie brązowymi, zaspanymi oczami.

- Gdzie jest tatuś?

Jaxon wskazał paluszkiem na stację benzynową. Zagryzłam z nerwów wargę. Próbowałam otworzyć okno, ale nie mogłam. W stacyjce nie było kluczy. Byłam skończona i nie miałam jak uciec. Chociaż szarpałam się ile miałam sił w rękach, nic mi to nie pomogło, jedynie poraniłam sobie nadgarstek.

Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia, co się dzieje i dlaczego siedziałam w samochodzie skuta kajdankami. Nie mogłam krzyczeć, bo i tak nie przyniosłoby mi to efektów, tylko niepotrzebnie zestresowałabym synka.

Nerwowo stukałam palcami w kolano nie odrywając wzroku od kajdanek. Ten widok mnie przerażał. Przez całą adrenalinę nie poczułam bólu. Dopiero gdy trochę się uspokoiłam, zaczęłam odczuwać szczypanie nadgarstka. Starałam się to zignorować. Ból fizyczny był niczym w porównaniu z bólem psychicznym jaki odczuwałam. Próbowałam opanować drżenie ciała, ale nie dałam rady. Chciało mi się płakać.

Co, jeśli wywiezie mnie i Jaxona do innego kraju? Co, jeśli chce zrobić nam krzywdę? Co, jeśli nas porywa (na pewno nas porywa) i nigdy nie wrócimy do domu?

W myślach tworzyłam najczarniejsze scenariusze. Nie mogłam zapanować nad własnymi myślami. Widziałam siebie na podłodze błagającą Justina, by przestał mnie kopać, Jaxona płaczącego i oglądającego to wszystko. Nienawidziłam siebie za swoje myśli, nienawidziłam tego, że tak źle myślałam o Justinie, ale w takiej sytuacji nie mogłam inaczej. Nie potrafiłam.

Panikowałam, gdy mężczyzna wyszedł ze stacji z siatką. Moja klatka piersiowa unosiła się do góry i na dół w szybkim tempie. Zmierzał szybkim krokiem w stronę samochodu. Oparłam głowę o szybę i udawałam, że śpię. Oddychałam spokojnie, aby wyglądać jak najwiarygodniej. To było ciężkie do wykonania. Bardzo ciężkie. Wątpiłam, że w to uwierzy. Trochę jeszcze się trzęsłam.

Wszedł do samochodu siadając za kierownicą. Siatkę położył obok śpiącego chłopca. Zapiął pasy, przekręcił klucz w stacyjce i wyjechaliśmy ze stacji. Z jego ust wydobyło się westchnięcie. Chwilę później, gdy znaleźliśmy się na prostej drodze (prawdopodobnie autostradzie) ułożył rękę na moim kolanie.

- Wiem, że nie śpisz - powiedział cicho.

Wpadłam. Nie łyknął tego. Kiepska ze mnie aktorka. Przęłknęłam ślinę. Otworzyłam oczy i wyprostowałam się, będąc zdeberwowana jeszcze bardziej niż wcześniej.

- Dokąd... dokąd jedziemy? - spytałam szeptem wbijając wzrok w drogę przed nami.

Autostrada.

- W bezpieczne miejsce - odpowiedział spokojnie.

Zepchnęłam jego dłoń z mojego kolana.

- Mój dom jest bezpiecznym miejscem - rzuciłam oschle.

- Więc poprawię się: w bezpieczniejsze miejsce. Dlaczego jesteś taka oziębła?

Co za idiota, pomyślałam.

- Może dlatego, że zakułeś mnie w kajdanki? - warknęłam.

- To środek ostrożności. Nie gniewaj się. Nie masz powodów.

- Och, serio? - prychnęłam. - Czy porwanie i zakłucie w kajdanki to nie są wystarczające powody?

- Nie porywam cię. W każdym razie nie nazwałbym tak tego.

- Więc jak byś to nazwał, hm?

- Możemy porozmawiać o tym w domu?

- Nie - syknęłam. - Masz szansę, żeby mi wytłumaczyć co się tu do cholery dzieje i dlaczego zabrałeś mnie z mojego własnego domu, bo w twoim na pewno się nie odezwę do ciebie.

- Chryste, masz okres, czy jaki chuj?

- Nie mów tak przy moim dziecku!

- To jest też moje dziecko.

- Nieważne, nie mów tak przy nim.

- On śpi, nie słyszał - przewrócił oczami.

- Cokolwiek, lepiej powiedz mi o co tutaj chodzi.

- O nic nie chodzi - wzruszył ramionami.

- Słucham? - zamrugałam szybko.

Czułam, że byłam na granicy. Mało brakowało, a bym wybuchnęła.

- Chcesz... chcesz mi powiedzieć, że... że porwałeś nas tak o? Po prostu?

- Nie, wcale nie chcę nic powiedzieć. I nie, nie porwałem was.

- Więc dlaczego-

- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać - przerwał mi.

- Czemu nie?

- Bo prowadzę i Jaxon jest w samochodzie. Nie chcę go obudzić. Mów ciszej.

- Wracamy do początku naszej znajomości, kiedy decydowałeś za mnie i mi rozkazywałeś, tak? - warknęłam. - Świetnie.

- Przecież ci nie rozkazuję. Co do decydowania za ciebie, to w tej kwestii nie mogę zaprzeczyć ale hej - ponownie położył rękę na moim kolanie - to nie będzie nic nieprzyjemnego.

- Pocieszyłeś mnie - powiedziałam z sarkazmen.

Ściągnęłam jego dłoń i położyłam na kierownicy.

- Jak już musisz mnie porywać, to chociaż trzymaj łapy przy sobie, dupku.

- Ej, przeproś mnie za to.

- Nie? - zakpiłam.

- Ew, jesteś niegrzeczną dziewczynką, Ari - zanucił.

Zaśmiałam się bez humoru.

- I co? Ukażesz mnie za to? - uniosłam brwi w rozbawieniu.

To było zadziwiające, jak szybko przestałam się go bać i zrobiłam się odważna. Nie obchodziły mnie konsekwencje. Miałam gdzieś, co ze mną zrobi. Nic już nie mogło mnie zaskoczyć ani zniszczyć. Przeszłam już przez tyle okropnych rzeczy.

- A chciałabyś? - zaśmiał się.

Wzruszyłam ramionami.

- Wiesz co? Nie byłoby to dla mnie szokiem, gdybyś mnie uderzył lub zgwałcił. Już się przyzwyczaiłam, że ludzie tak się ze mną obchodzą - wyznałam szczerze.

Zacisnął dłonie na kierownicy.

- Nie mów tak - szepnął. - Nie chcę tego słyszeć.

- Daj spokój - machnęłam ręką. - To na prawdę-

- Nie słyszałaś, co powiedziałem? - warknął wściekle - Nie chcę o tym słyszeć. Najlepiej w ogóle nic nie mów. Prowadzę i nie chcę wypadku.

- Jesteś chujem - burknęłam. - Nienawidzę cię.

- Powiedziałem, że masz być cicho, więc zamknij buzię. I nie przeklinaj przy dziecku.

* * *

Miłego dnia 😊





Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz