77

6.3K 501 129
                                    

Aaron wychylił się z pomieszczenia, aby poprosić kolegów o przyprowadzenie Lucasa do domu. Przesunął palec wskazujący na spust pistoletu. Głaskałam go opuszkiem, czekając na odpowiedni moment. Zacisnęłam szczękę i wytężyłam wzrok. Wpatrywałam się w jeden punkt. Jego ręka luźno zwisała wzdłuż ciała. To było dobre miejsce na strzał. Był prawo ręczny (widziałam wcześniej, w której ręce trzymał broń). Ciężko byłoby mu strzelać lewą ręką. Szkoda (tak, to sarkazm). Skupiłam się na swoim celu, jak na niczym innym w całym swoim życiu. Trzymałam pistolet obiema dłońmi. To był mój moment, moja chwila. Musiałam dać z siebie wszystko. 

   Jak w zwolnionym tempie widziałam, gdy się cofał, by z powrotem zamknąć drzwi łazienki. Nie zdążył, bo nacisnęłam spust. Kula z prędkością światła wydostała się z lufy trafiając go w udo. 

   BANG!

   Pudło. Ale to nie ważne, bo i tak powaliłam go na ziemię. Leżał na jasnych kafelkach otoczony olbrzymią kałużą krwi. A to wszystko stało się w parę sekund. Krzywiąc się ułożył obie ręce na ranie. Zaciskał z bólu zęby. 

- Co ty, kurwa, zrobiłaś? - warknął uciskając krwawiące miejsce. 

- Postrzeliłam cię, o ile się nie mylę - mruknęłam obdarzając go obojętnym spojrzeniem. 

- Za co, do cholery? Przecież nic ci nie zrobiłem! JA PIERDOLĘ! 

- Jeszcze nie - westchnęłam. - I nie przeklinaj, bo to nie ładnie. 

   Podeszłam szybkim krokiem, zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go w twarz. Głowa mężczyzny odleciała na bok, dodatkowo uderzając w ścianę. Krwi było jeszcze więcej niż przedtem, kiedy go postrzeliłam. Moje uczucia były mieszane co do tego widoku. Po części sprawiało mi to radość i satysfakcję, ale jednocześnie smutek. Wiedziałam, że jeśli przeżyję tę wojnę, będę miała ich wszystkich na sumieniu. Zignorowałam to. Nie mogłam zamartwiać się tym w takiej chwili. Miałam na głowie ważniejsze sprawy, m. in. swoje życie. 

   Aaron stracił przytomność. Kucnęłam przed nim i gorączkowo zaczęłam go przeszukiwać. Obmacałam kieszenie mężczyzny i znalazłam tam jego telefon, dwa granaty i ten dziwny gaz. Wzięłam go, bo stwierdziłam, że się przyda, skoro straciłam zapas swojej (a raczej Biebera) broni. Błyskawicznie wybiegłam z pomieszczenia. W trakcie ucieczki słyszałam otwierane drzwi, szmery, kroki i głosy. Przyszli. Lucas przyszedł. Przełknęłam ślinę, biorąc głęboki wdech. Weszłam po cichu do sypialni i schowałam się w ciemnej szafie. Wątpiłam, że mnie tam znajdą. W samym pokoju panowały egipskie ciemności. Nie, żeby nie mogli zapalić światła, czy coś, ale ja nie zostawiłam po sobie żadnych śladów, aby mogli wpaść na to, gdzie się ukryłam. Poza tym nawet nie pomyśleli o tym. 

- Ta dziwka zajebała Aarona! - ktoś krzyknął. 

   Oparłam głowę o ściankę szafki i odetchnęłam. Potrzebowałam się uspokoić. Słyszałam, jak szybko wbiegli na górę, zapewne zobaczyć, co się stało. 

- Co z nim? Oddycha? - pytali. 

   Wśród ludzi Lucasa wybuchła burza. Byli nieziemsko wkurwieni. Wyklinali mnie i przysięgali, że mnie zabiją, jeśli trafię w ich ręce (modliłam się do Boga, żeby to się nie stało). Oburzenie trwało bardzo długo, dopóki po iluś minutach zagrzmiał głos największego skurwiela na świecie. Wiesz, o kim mówię. Tak, mam na myśli Lucasa Richie. Uciszył swoim głosem tłum pracowników. 

- Przymknijcie się, małpiszony - warknął. - Zejdźcie mi z drogi, muszę przejść. Przepuśćcie mnie, albo odstrzelę wam wasze puste łby.

   Zrobiło się bardzo cicho. Nawet, jeśli ktoś się odezwał, to nie usłyszałam tego. Nie ważne, jak bardzo się starałam, dzieliła nas zbyt duża odległość i zbyt grube ściany. Dopiero po dłuższej chwili usłyszałam hałas, jaki zrobili. Znowu wybuchli, nie kryjąc złości. 

- Przestańcie, kurwa!

- Zamknąć mordy! 

   Nawzajem się przekrzykiwali i uspokajali. Zdenerwowany Lucas musiał ponownie ich uciszać. 

- CISZA! 

   Nikt nie śmiał zabrać głosu (przynajmniej ja nie słyszałam, by ktoś się odważył). 

- Przestańcie drzeć te swoje krzywe mordy, bo je wam obiję. Każdemu, kurwa, po kolei. Rozumiecie mnie, kupy gówna? Cisza. Nie ważcie się nawet odezwać. Słuchajcie, co mówię. Powiem to tylko raz. Dziewczyna wciąż ukrywa się w domu, nie ma takiej możliwości, żeby spierdoliła. Może i próbowała zabić Aarona, może i go zajebała, ale to nic. Wyjdzie z tego. Macie zrobić wszystko, żeby przeżył, albo zamorduję wasze rodziny. Wracając do Ariany... czuję jej słodki zapach, wiem, że jest blisko, że jest na wyciągnięcie ręki. Rozejdziecie się teraz ładnie, żeby poszukać mojej ślicznej laleczki i przyprowadzić ją do mnie. Reszta przywraca tego pajaca do porządku. Och i niech ktoś zrobi mi coś do jedzenia. Zgłodniałem. 

   Na tym się skończyła jego przemowa. Ci mężczyźni byli serio idiotami, jeśli dawali tak sobą pomiatać. W życiu nie zgodziłabym się pracować dla takiego skurwiela. Nie twierdzę tak, dlatego, że na prawdę jest zajebanym mułem chujem, bo mnie zgwałcił i pobił, ale dlatego, że traktował ich jak gówna. Kto chciałby mieć takiego szefa? Na pewno nie ja. No dobra, ja sama tkwiłam w takiej dziwnej relacji, ponieważ Justin mnie bił i poniżał, a ja wciąż byłam z nim w związku i kochałam go, nie zamierzałam odchodzić od niego, ale halo - wszystko ma swój koniec. Na ich miejscu właśnie teraz, pokazałabym temu frajerowi, gdzie jego miejsce. I wiesz co? Poważnie się nad tym zastanawiałam, czy nie zrobić tego za nich, bo w końcu jak powiedział sam kutafon Lucas aka największa spierdolina tego chujowego świata - byli cipami. Nie mieli odwagi, by to zrobić. Ja czułam, że ją mam. Chciałam korzystać, bo w końcu ciężko u mnie z tą odwagą i rzadko się pojawiała we mnie. 

   Cipy. To, że miałam w sobie więcej pewności siebie i odwagi, niż oni (dorośli mężczyźni, bardziej doświadczeni ode mnie!), było tak komiczne, że aż się w tej szafie zaśmiałam, lecz natychmiast skarciłam samą siebie, bo nie mogli przecież mnie znaleźć, a prawie zdradziłam im swoje położenie. 

   Kroki dochodzącego zza drzwiczek szafki, sprowadziły mnie z powrotem do rzeczywistości. Otrząsnęłam się i skupiłam. Zerknęłam przez szparę, jednak nie wiele zobaczyłam. Koleś zapalił światło i przechadzał się po pokoju. Przyglądał się zdjęciom (moim, Justina i Jaxona), które wisiały na ścianie oprawione w ramki. Zmrużyłam oczy i po cichutku, pomalutku wsunęłam lufę w otwór pomiędzy drzwiczkami. Uniosłam ją ku górze, bo tak było mi wygodniej. Kiedy stał bez ruchu wpatrzony w fotografie, przypomniał mi się pierwszy człowiek, którego zabiłam. Tamten gapił się na jakiś beznadziejny obraz, a ten w nasze zdjęcia. Idealny moment. Nacisnęłam spust, ale spudłowałam. Kurwa mać! Facet poskoczył jak oparzony, błyskawicznie wyciągając broń. Natychmiast skierował ją ku mnie. W tamtym momencie nie trudno było się domyślić, gdzie się ukrywałam. Odsunęłam się od szpary akurat w momencie, gdy strzelił. Kula przeleciała mi przed oczami. Można powiedzieć, że wtedy otarłam się o śmierć.

   Nie przestawał strzelać. Robił to na oślep. I tak jak mi wcześniej się poszczęściło, kiedy również strzelałam byle jak i trafiłam w swój cel - tak jemu też się poszczęściło. Mi niestety nie za bardzo. A po pierwszej kuli myślałam, że jednak mam szczęście. Tak na prawdę miałam okropnego pecha

* * *

O jejku, jejku...

   Jeszcze jeden rozdział i epilog 🙁

   Pamiętam te czasy, gdy Bezużyteczna miała dobrych adminów, którzy dodawali ciekawe fakty ze świata, a teraz dodają jakieś gówna 🙃

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


   Pamiętam te czasy, gdy Bezużyteczna miała dobrych adminów, którzy dodawali ciekawe fakty ze świata, a teraz dodają jakieś gówna 🙃

Miłego popołudnia 🤗

Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz