26

8.5K 526 112
                                    

   Kiedy podniosłam powieki, zaatakował mnie okropny ból głowy. Zmarszczyłam brwi. Moja głowa opadała w dół, a ja siedziałam przywiązana do krzesła w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Niczego nie widziałam, czułam tylko rozdzierający ból głowy. Chciałam wyswobodzić nadgarstki, z okropnie grubej liny, raniącej moją skórę, jednak nie udało mi się to. W duchu zaczęłam panikować. Oddychałam szybko, pocąc się. Byłam bezradna i bezsilna. W oczach stanęły mi łzy. Załkałam cicho, gryząc ze strachu wnętrze policzka. Trzęsłam się, ale nie z zimna.

   Nagle do moich uszu dotarł dźwięk przekręcanego w zamku klucza, a potem kliknięcie i zapaliło się światło. To, co widziałam przed sobą wywołało dreszcze na mojej skórze. Czy to jakiś pieprzony żart? Zaproszono mnie na plan filmu Piła? Siedziałam na drewnianym, małym krzesełku, a przede mną na długim stole pod obskurną ścianą rozłożone były noże różnego rodzaju i wielkości. Oprócz tego widziałam wiele typów nożyczek. Ta ''kolekcja'' była przerażająca. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, aż w końcu to przerodziło się w histeryczne ryczenie. Młodemu chłopakowi nie bardzo spodobało się to, jaki hałas robiłam. Na jego twarzy pojawił się grymas.

- Ugh, zamknij się - warknął zatrzaskując drzwi za sobą.

   Był dobrze zbudowany - miał dużę mięśnie i był wysoki. Na twarz chyba nie narzekał, należał do przystojnych mężczyzn. Miał lekki zarost. Choć mógłby mi się podobać, gdyby nie okoliczności, w jakich się spotkaliśmy, nienawidziłam go w tamtym momencie. Najbardziej na świecie. Nie dość, że był niemiły, to nie zamierzał pomóc mi uciec, co chyba oczywiste.

   Wziął takie same krzesło jak moje z drugiego końca pokoju i postawił je przede mną, po czym usiadł na nim. Chrząknął i sięgnął po coś do kieszeni swojej skórzanej kurtki. Nie widziałam, co bierze, bo spuściłam głowę. Milczał, a ja nie wiedziałam, co się dzieje, więc ją podniosłam. Spojrzałam na niego, ale pożałowałam tego. Trzymał w ręce paralizator i bacznie mi się przyglądał.

- K-kim jesteś? - spytałam cicho.

   Zaśmiał się cicho, obracając w dłoniach paralizator.

- Lucas Richie, kojarzysz, skarbie?

   Richie, Richie, Lucas Richie. Nie.

- Nie mów tak do mnie - warknęłam.

- Będę mówił jak mi się, kurwa, będzie podobało - syknął marszcząc czoło w złości.

- Co ja tutaj robię? - kontynuowałam zadawanie podstawowych pytań.

- Cóż - prychnął - siedzisz.

- Ale z ciebie żartowniś - przewróciłam oczami. - Dlaczego tutaj jestem?

- Jesteś moim sposobem na zemstę, ślicznotko.

- Słucham? - prawie zakrztusiłam się śliną.

- Nic nie wiesz? - zaśmiał się.

- Nie, jak widać.

   Nie wiedziałam, dlaczego był tak rozbawiony całą sytuacją. Ja umierałam przed nim ze strachu i udawałam silną, a on śmiał się ze mnie? Czy to wszystko to jakiś na prawdę kiepski żart? Bo mnie on nie bawi.

- Więc pozwól, że ci wyjaśnię - dotknął paralizatorem mojego kolana, na co się wzdrygnęłam. - Śledziłem cię już od kilku dni. Obserwowałem każdy ruch. To nie było trudnym zadaniem, bo całymi dniami przesiadywałaś w domu. Teraz wszystko trochę się skomplikowało, bo wyjechałaś z tymi chujami. Rzecz jasna ja i moi ludzie pojechaliśmy za wami, zupełnie niezauważeni. Jak głupi jest Ryan i reszta tych idiotów? Niczego nie zauważyli. Nie zauważyli, że jadę za nimi, by zakosić im taką piękność. A powinni mieć się na baczności, bo zostawienie psów jako ochronę nie było najlepszym środkiem bezpieczeństwa. Gdy tylko wyjechali i zostawili cię samą w domu z tymi bezużytecznymi kundlami, wkroczyłem do akcji. Musiałem cię mieć, jesteś idealną zemstą.

- Porwałeś mnie, żeby zemścić się na chłopakach? - spytałam cicho nie odrywając wzroku od paralizatora na moim kolanie.

- Porwałem cię, żeby cię zabić - oznajmił.

- C-co?

   Od razu podniosłam wzrok na jego twarz. Podczas gdy we mnie się gotowało z przerażenia, on uśmiechał się triumfalnie. Co z tym kolesiem było nie tak?

- Nie wiem, czy wiesz, czy nie, ale ci ludzie wiszą mi sporo kasy, kochana - pogłaskał mój policzek. - Ponadto uśmiercili mojego jedynego brata. Nie pozwolę, by myśleli, że wygrali.

- Zabicie mnie nie przywróci ci brata - stwierdziłam oschle, odsuwając głowę, by mnie nie dotykał.

- Ale sprawi im ból. Szczególnie temu pierdolonemu Bieberowi, który pociągnął za spust. Wiem, że jesteś jego oczkiem w głowie, ale... chyba nie na długo, skoro ja cię teraz mam, prawda?

Nie, nie, nie! On nie może mnie zabić, ja nie mogę umrzeć, kurwa, mam dziecko!

- Nie jestem jego oczkiem w głowie - prychnęłam. - Nie interesuje się już mną.

- O kurcze, szkoda. Niech żałuje, jesteś bardzo piękną kobietą. Słyszałem, że macie razem... dziecko? - uśmiechnął się szyderczo.

Serce zabiło mi szybciej (o ile to w ogóle możliwe).

- Nie mieszaj do tego dziecka - warknęłam. - Trzymaj się z dala od niego, rozumiesz?

- Woah, woah, spokojnie, maleńka. Ty mi wystarczysz, by wyrównać rachunki - klepnął mnie w policzek.

Znowu odwróciłam głowę w inną stronę, by nie patrzeć na niego i uniknąć jego dotyku. Nie udało mi się to, bo złapał mnie za szczękę i skierował w swoją stronę. Miał mocny uścisk i to bolało. Cholernie. Pisnęłam.

- Czuję, że będziemy mieli razem mnóstwo zabawy - zgarnął z mojej twarzy kosmyki mokrych od potu włosów.

- Pierdol się - splunęłam na niego.

Skarciłam się za to, że nagle pojawiło się we mnie tyle odwagi. Nie chciałam go prowokować, ale jednak to zrobiłam, mimowolnie. To nie powinno się wydarzyć. Pożałowałam, bo zostałam uderzona w twarz. Moja głowa poleciała na bok. Zaczął piec mnie prawy policzek. Spuściłam głowę.

- Mnie się nie obraża i nie lekceważy, rozumiesz, mała suko?

Pokiwałam powoli głową.

- Przestań ze mną walczyć, jeśli wiesz, co jest dla ciebie dobre.

Przełknęłam ślinę, widząc jak wstał. Odłożył na krzesło paralizator i podszedł do stołu. Nie, nie, nie. Palpitacja serca zbliżała się dużymi krokami. Lustrował wzrokiem leżące przed nim noże, mrucząc coś pod nosem. Zaczęłam się wyrywać, mając nadzieję, że uda mi się wyswobodzić z lin, ale to było głupie posunięcie, ponieważ i tak nic z tego nie wyszło. Jak zwykle. W życiu niczego tak się nie bałam. Kilka razy chciałam umrzeć, owszem, ale nie tak. Nie w męczarniach. I przede wszystkim nie chciałam, by ktoś do upamiętnił, tak jak zamierzał zrobić to pieprzony Lucas Richie za pomocą kamery. Wybrawszy odpowiedni (według niego) nóż, ustawił kamerę na statywie. Włączył ją. Zabrał z krzesła paralizator i podszedł do mnie. Szepnął mi do ucha:

- Zabawę czas zacząć, kochanie.

* * *

Co tu się wyprawia ?❔⁉❓

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Fix me / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz