Rozdział 4: Pierwszy trening

2.4K 214 1
                                    

Clarke zatrzasnęła swoją szafkę, rozglądając się po dosyć już opustoszałym korytarzu szkolnym. Jedynie nieliczni mieli o tej porze jakieś zajęcia.
- O, widziałaś gdzieś Raven? - zwróciła się do Blake, która wzruszyła ramionami.
- Zniknęła mi z oczu jakiś czas temu - odpowiedziała brunetka. - Chyba poszła gdzieś z Montym i Jasperem.

Pani kapitan westchnęła. Liczyła na to, że Reyes będzie obecna w czasie testowania ich nowego nabytku, który miałby zastąpić ją na boisku. Nawet jeśli Latynoska nie mogła grać to i tak jej rady wiele znaczyły dla Griffin. No, ale trudno. Skoro dziewczyna wolała gdzieś ruszyć z chłopakami to nie ma rady. Zerknęła jeszcze na zegarek, by upewnić się co do godziny.
- Jej strata... Chociaż nie chce mi się wierzyć, że ot tak sobie gdzieś uciekła - westchnęła.
- Widziałaś, że dzisiaj w ogóle dziwnie się zachowywała. Prawie jak nasz pies po tym jak przegryzł Bellowi kilka puszek Red Bulla - powiedziała Octavia, przypominając sobie swoją poczciwą psinę z nadmiarem energii. Jeszcze nigdy nie widziała tak hiperaktywnego zwierzęcia.
- Przynajmniej wiedziałaś czemu mu tak odwala. Ona mi wbija na chatę przed siódmą i nawet nie wiem czemu ma taką moc jakby ktoś jej nowe baterie w tyłek włożył - warknęła blondynka, agresywnie wciskając zeszyty do swojej torby. - Po prostu martwię się o nią, O. Kto wie jakie głupoty może zrobić albo już zrobiła...
- Wiem Clarke. Ja też, ale to może zaczekać jeszcze z dwie godziny. Drużyna na ciebie liczy, a potem zajmiemy się naszym Kruczkiem - odpowiedziała Blake, a jej przyjaciółka jedynie skinęła głową.

Przynajmniej chwilowo miała jeden problem z głowy. Lexa zaoszczędziła jej problemów zgadzając się tak szybko na wspólny trening. Co prawda zapewne zrobiła to, by zapewnić sobie święty spokój, ale liczył się sam fakt, że postanowiła dać im szansę. Przynajmniej udało jej się w ten sposób tchnąć nieco optymizmu w kapitan drużyny. Griffin postanowiła odłożyć na później sprawę Latynoski i zająć się resztą dziewczyn, których nie mogła zawieść przed najważniejszymi rozgrywkami w ich życiu.
Ostatni raz sprawdziła czy na pewno dobrze zamknęła swoją szafkę i ruszyła razem z brunetką w kierunku szatni sportowej. Jako, że były przed czasem mogły jeszcze swobodnie omówić program treningowy i przygotować się do zajęć. Wkrótce jednak w pomieszczeniu zaczęły pojawiać się pozostałe dziewczyny. Niemal na samym końcu choć wciąż punktualnie pojawiła się Lexa. Oczywiście nie uszło to uwadze pozostałych zawodniczek, które spoglądały na nią ukradkiem. Clarke wiedziała, że czeka ją prezentacja nowej członkini przed resztą. Wolała jednak z tym poczekać aż wszystkie będą przebrane i gotowe do treningu. Dopiero po wyjściu na boisko Griffin zwróciła się do swoich koleżanek.
- Dziewczyny jak wiecie Rae nie może dłużej z nami grać i dotychczas miałyśmy wolne miejsce w składzie. Od dzisiaj zajmie je Lexa. Niedawno przeniosła się do naszej szkoły - zwróciła się do piłkarek. Woods z kolei jakoś specjalnie nie starała się zawrzeć znajomości z innymi członkiniami. Zresztą nie lubiła sytuacji, gdy była stawiana w centrum uwagi.
- Nowa, hę? Jaka jest twoja ulubiona drużyna? Tylko nie mów, że Barca albo Real - mruknęła któraś z grupki, raczej drwiącym tonem.
- Manchester United - odpowiedziała niezrażona Lexa, wyszukując w tłumie ciemnowłosą Romę, która zadała to pytanie.
- A piłkarz? - dopytała dziewczyna wciąż nie brzmiąc szczególnie przyjaźnie.
- Ryan Giggs i Gareth Bale - odparła szorstko.
- Co to? Jakaś walijska duma? - wyrwało się zawodniczce.
- Cachau bant - prychnęła nowa napastniczka.
- Co ty właśnie powiedziałaś? - spytała Roma, nie rozumiejąc ani słowa.
- "Pieprz się" po walijsku - Woods wsunęła dłonie w kieszenie swoich spodni, nie przejmując się zupełnie dziewczyną, która poczerwieniała z gniewu.
- Gratulacje Griffin. One się, kurwa, kochają. Tak mocno, że dzieci z tego będą - szepnęła Blake na ucho pani kapitan.
Początki nigdy nie są łatwe. Clarke stwierdziła, że wystarczy nieco wspólnie spędzonego czasu, a pierwsze niesnaski znikną dość szybko.
- Dobra dziewczyny! Koniec gadania. Rozgrzewka. Okrążenie wokół boiska i rozciąganie, a potem przechodzimy do ćwiczeń z piłką - oświadczyła Griffin, kilkakrotnie klaszcząc w dłonie, by zagrzać drużynę do działania.
Cała kompania ruszyła przed siebie zgodnym truchtem, a Griffin poszła do składziku po potrzebne przyrządy. Sama przebiegła kawałek boiska, a potem wykonała z pozostałymi ćwiczenia rozciągające. Musiały dbać o to, by żadna nie skończyła z kontuzją. Kolejnej straty chyba by nie przetrwały.
By uniknąć dalszych konfliktów Clarke postanowiła, że przy zadaniach zwyczajowo wykonywanych w parach (i jednej trójce ze względu na nieparzystość drużyny) będzie współpracować z Lexą.
Wymieniając podania z szatynką, Griffin zauważyła, że ta zwykle nie przejmowała się układaniem piłki przy stopie tylko oddawała ją przy pierwszym kontakcie. Blondynka uważnie obserwowała każde jej kopnięcie. Każde wyuczone wyciągnięcie nogi, które uderzało w skórzaną kulę z niemal chirurgiczną precyzją mimo tego, że Woods sprawiała wrażenie jakby robiła to od niechcenia. Griffin zauważyła także, że dziewczyna była prawonożna. Nie żeby kompletnie nie radziła sobie z kopaniem lewą nogą. Po prostu jej podania były wtedy nieco słabsze i mniej dynamiczne, co udało się dziewczynie po jakimś czasie wychwycić.
Właściwie starała się skupić na tym, by dostrzec wszelkie zalety, które przemawiały za tym, że Lexa jest idealną kandydatką na napastniczkę Arkadii. Może i nie popisała się wybitną umiejętnością czy chociażby chęcią pracy zespołowej, ale nie to było najważniejsze. Cieszyła się, że znalazła kogoś kto zręcznie przemykał w slalomie między słupkami, prowadząc umiejętnie piłkę tuż przy sobie by potem trafić nią do bramki. To w tej chwilo było dla niej najważniejsze. Nad resztą zawsze można będzie popracować w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Może i było to mało czasu, ale liczyła na to, że Woods niejako zżyje się z drużyną i nie będzie miała problemów z funkcjonowaniem w ich społeczeństwie.
Po wykonaniu wszystkich ćwiczeń pani kapitan wezwała swoją kompanię do szatni, by mogły się w spokoju przebrać i ewentualnie wziąć szybki prysznic po długim treningu. Griffin niemal od razu ruszyła w kierunku nowej uczennicy.
- Szło ci naprawdę nieźle - przyznała szczerze, a szatynka spojrzała na nią nieco zdziwiona, ściągając do końca swoją koszulkę i mrucząc zapewne podziękowania. - Nie rozumiem tylko czemu wcześniej nie chciałaś się przyłączyć.
- Może dlatego, że nie chciałam się angażować? - odparowała niemal natychmiast Lexa, wkładając na siebie t-shirt.
- Jeśli o zaangażowaniu mowa... - Clarke oparła się o ścianę tuż obok dziewczyny. - Skoro już do nas dołączyłaś to chciałabym, żebyś postarała się dogadywać z innymi.
- Clarke... - szatynka westchnęła i wbiła w nią spojrzenie swoich zielonych oczu. - Przyszłam tu, żeby grać w piłkę, a nie zostać dziewczyną do towarzystwa.
Griffin przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć. Lexa wypowiedziała swoją uwagę z kamienną twarzą, skrywając najwyraźniej głęboko w swoim poszanowaniu całą drużynę. Jeszcze nikt nie skomentował w taki sposób jej słów. Blondynka już otwierała usta, żeby odpowiedzieć jej w podobnym tonie, ale poczuła mocne uderzenie w pośladek.
- Co tam księżniczko? Jesteśmy trochę zazdrosne, że poświęcasz swoją uwagę jednej dziewczynie... - powiedziała wysoka brunetka, obejmując Clarke w pasie po czym spojrzała na nową napastniczkę. - Jestem Fox tak przy okazji.
- Lexa - odpowiedziała niemal automatycznie, odwracając wzrok od pary, żeby zawiązać buty.
- Mam nadzieję, że się nie krępujesz. W szatni już tak jest, że czasem zachowujemy się jak jakaś lesbijska sekta, ale jesteśmy no homo - powiedziała Fox krzyżując ze sobą wskazujące i środkowe palce obu dłoni, by wykonać wizualny hashtag przy ostatnich dwóch słowach po czym dodała dużo ciszej - Przynajmniej większość z was...
Lexa ogarnęła wzrokiem szatnię, by skonfrontować słowa dziewczyny z rzeczywistością. Jedna z zawodniczek wróciła właśnie spod prysznica, a druga starała się ściągnąć z niej dla zabawy ręcznik. Inna chwaliła się swoim koleżankom nowym kompletem bielizny... Całkowicie normalne i dosyć hałaśliwe zachowania w szatni sportowej.
- Lesbijska sekta, co? Fajnie... - powiedziała szatynka sama do siebie, a Griffin zdawała się być jedyną osobą, która dosłyszała owy komentarz.
W każdym razie blondynka wysupłała się z objęć Fox i ruszyła do Octavii, która już w pełni przebrana, popijała wodę mineralną.
- Teraz mogę zacząć się martwić o Rav? - spytała, sprawdzając jeszcze czy nie ma nowych wiadomości na telefonie.
- Po odwalwniu całego treningu? Tak - odpowiedziała jej wprost Blake.
- W takim razie świetnie. Niepokoi mnie fakt, że poszła gdzieś z chłopakami nic nam nie mówiąc - odparła Clarke, przebierając się w błyskawicznym tempie.
- Może nie jest z nią tak źle... Po prostu próbuje znaleźć sobie jakieś zajęcie po tym jak została wykluczona z drużyny - powiedziała O, starając się szukać jakiś pozytywów. - Może jest coś co możemy dla niej zrobić wszystkie?
Blondynka wzruszyła ramionami, nie mając pojęcia co tak naprawdę mogłoby pomóc psychicznie rozchwianej Raven. Chyba tylko piłka była odpowiedzią na wszystkie pytania.
- Pomyślę nad tym w domu - westchnęła pani kapitan.
- Bellamy po mnie przyjeżdża. Podrzucić cię pod dom? - zaproponowała brunetka.
Griffin przez chwilę rozważała tą opcję, ale w końcu stwierdziła, że nie ma większej ochoty na spędzenie kilku minut w samochodzie z rodzeństwem. Zwłaszcza, że ostatnio regularnie odkopywali topór wojenny.
- Dzięki, ale chyba się przebiegnę...
- Dodatkowy trening? Jasne. Trzymaj się - rzuciła w jej kierunku Blake, a blondynka opuściła szatnię, machając dziewczynom na pożegnanie.

ENDGAMEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz