Całe szczęście Raven przetrwała to, co najgorsze. Wytrzymała dwa tygodnie bezruchu, gdy miała przeklęty gips. Teraz przebrnęła przez okres, gdy zalecano jej noszenie stabilizatora. Nie musiała już nosić różnych udziwnień na dolną kończynę, która również przestała ją rwać ostrym bólem, zmuszającym nieraz do zażywania środków przeciwbólowych. Jednak wciąż po używaniu pewnego rodzaju wspomagania kostka została nieco osłabiona i nie powinna jej nadwyrężać. Z pewnością nie było dla niej szans na to, by powróciła do gry w piłkę nożną. Przynajmniej nie w ciągu najbliższych lat. Zatem czy miała coś do stracenia? Najwyżej wystawi się na kolejny uraz. Zdecydowanie nie planowała dłużej rezygnować z ruchu. Siłownia również nie była dla niej. Musiała wyrwać się z domu, by zrobić coś co dałoby jej prawdziwą satysfakcję. Do łask wrócił jej stary strój sportowy, służący jej od dłuższego czasu jedynie do siedzenia na kanapie. Rozplątała słuchawki od telefonu i odtworzyła na nim swoją ulubioną playlistę, która zawsze stwarzała jej idealną atmosferę do biegania. Od dawna tego nie robiła. Pierwsze kroki stawiane w dosyć szybkim tempie sprawiły jej nieco bólu. Z czasem jednak nauczyła się stawiać stopy tak, by zapobiec nieprzyjemnemu uczuciu promieniującego od uszkodzonego nigdyś miejsca. Odświeżyła swoje stare trasy, pragnąc przebiec je na nowo. Płuca po kilku chwilach zmuszone zostały do pracy w innym niż zwykle rytmie, który dyktowało im przyspieszone tętno Latynoski. W uszach rozchodziło się przyjemne brzmienie piosenek popowych wykonawców, które zdawało się synchronizować z pracą jej nóg. Uśmiechnęła się nieznacznie, czując jak organizm powoli uwalnia endorfiny, które sprawiały za każdym razem, że wysiłek fizyczny stawał się dla niej przyjemnością. Nie przeszkadzał jej pot skraplający się powoli na skórze, ani przyspieszony oddech. Stęskniła się także za charakterystycznym pieczeniem mięśni, które rozpalała wykonywana praca. Nareszcie mogła poczuć się wolna. Uwolniła się od tego beznadziejnego uczucia, które towarzyszyło jej od czasu faulu, którego padła ofiarą. Zdyszana zatrzymała się przy jednej z parkowych alejek, by nieco odsapnąć. Chyba nieco odwykła od wysiłku fizycznego. Wyjęła słuchawki z uszu i pochyliwszy się nieco, by łatwiej było jej złapać oddech, rozglądała się po najbliższej okolicy. Liście drzew, osłaniających alejkę cieniem były poruszane delikatnie orzez wiatr. W listowiu skryły się także ptaki, które umilały dzień swoim przepięknym śpiewem, zakłócanym niestety co chwila krzykami dzieci, które nieco dalej grały na zieloniutkiej trawie w piłkę nożną. Gdzieś indziej ktoś przechodził z psem, a Reyes wciąż tkwiła w miejscu, starając się unormować oddech i odnaleźć w tym miejscu. Czuła się nieco wyrwana z otaczającej ją rzeczywistości. Zupełnie jakby jedynie obserwowała wszystko z boku i nie miała na nic wpływu. Nieco podobnie było na meczach Arkadyjek, gdy stała za linią boczną, mogąc jedynie obserwować toczącą się na boisku akcję.
- Raven? - usłyszała znajomy głos, który wypowiedział jej imię.
Odwróciła głowę, by spojrzeć na stojącą niedaleko panią Griffin, która wpatrywała się w nią tym swoim zwykłym, analizującym wszystko spojrzeniem. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że znajduje się w parku niedaleko szpitala, w którym pracowała Abby.
- Hej - powiedziała, uśmiechając się blado i prostując. - Nie jesteś na dyżurze?
- Właśnie z niego wracam... - odparła lekarka, przesuwając wzrok na nieszczęsną nogę licealistki. - Nie powinnaś biegać. Poza tym byłaś na wizycie u Jacksona?
Raven skrzywiła się na samą wzmiankę tego imienia. Co prawda Jackson był bardzo miłym młodym mężczyzną, który właściwue nie tak dawno ukończył medycynę, ale zdecydowanie nie chciała odwiedzać go w gabinecie, by mówił jej o tym jak powinna uważać na swoją biedną kosteczkę, stawy, ścięgna i inne elementy ludzkiej anatomii.
- Jakoś tak się stało, że przeoczyłam wizytę - odpowiedziała, ruszając dalej alejką parku.
- Powinnaś dbać o siebie i widywać się z lekarzem - upomniała ją Griffin.
- Ty też nim jesteś. Widzę się z tobą.
Może i nieco dziecinna zagrywka, ale Reyes naprawdę się tym nie przejmowała. Tak samo jak starała się zignorować wspomnienie owej nocy, gdy pomagała w przetransportowaniu zwłok pijanej Clarke do mieszkania. Niestety okazało się to mało skuteczne.
- Abby... - zaczęła póki posiadała jeszcze wystarczającą dozę odwagi do wypowiedzenia owych słów. - Przepraszam cię za tamto, co miało miejsce... Nie powinnam tego robić.
Pani doktor szła obok niej, wbijając wzrok w ścieżkę, na której stawiała kolejne kroki. Wbrew pozorom dla niej również była to niesamowicie niezręczna sytuacja mimo iż starała się tego nie okazywać. Wiedziała też, że coś takiego nie ma prawa bytu.
- Po prostu puścmy to w niepamięć, dobrze? - zaproponowała, spoglądając na dziewczynę.
Raven przytaknęła. Zastanawiała się jedynie ile godzin Abby spędziła w szpitalu. Zmęczenie i stres związany z pracą wyraźnie odznaczały się na jej twarzy. Reyes postanowiła zatem nie odzywać się w czasie wspólnej wędrówki, by nie zamęczać jej dodatkowo wymianą zdań. Po prostu szła powoli tuż przy jej boku, wciskając mocno dłonie w kieszenie sportowej bluzy z kapturem i starała się jakoś pogodzić z faktem, że zakochała się w matce swojej najlepszej przyjaciółki, czego nie powinna zdecydowanie robić. Jak widać jednak Reyes zawsze musiała robić wszystko nie tak.
Alejka parkowa szybko przekształciła się w wąską uliczkę, która prowadziła do innych podobnych jej uliczek, mających doprowadzić je do miejsca zamieszkania Griffin. Do tego momentu żadna nie odezwała się ani słowem. Dopiero pod swoim domem pani doktor przełamała owe milczenie.
- Wejdziesz? - spytała, a licealistka spojrzała na nią nieco zdziwiona. - Wypijemy herbatę i zerknę na tę twoją nogę. Zwłaszcza, że musiałaś ją dzisiaj nieco przeforsować.
- Dobra. Niech ci będzie - zgodziła się w końcu Latynoska, przekraczając próg mieszkania zaraz za właścicielką.
Zanim jednak zapatrzyła się woda na herbatę Raven wypiła duszkiem pół litra wody, by uzupełnić poziom płynów po niedawnym wysiłku fizycznym. Jak zwykle przysiadła na blacie kuchennym, który chyba stanowił dla niej naprawdę wygodne siedzisko.
- Pokaż mi może tę nogę, dobrze? - zagadnęła ją jeszcze lekarka.
Dziewczyna znała ją już na tyle, by wiedzieć, że dyskusja nie ma zbytniego sensu. Dlatego posłusznie podciągnęła nieco nogawkę spodni i zdjęła skarpetkę ze wspomnianej kończyny.
- Jak dla mnie wygląda normalnie, pani doktor - powiedziała szczerze.
Abby pochyliła się nad kostką dziewczyny, by przyjrzeć się temu w jakim stanie się ona znajduje.
- Widoczny jest lekki obrzęk, ale to raczej nic groźnego... - stwierdziła po chwili Griffin, badając palcami opuchniętą powierzchnię.
- Dziękuję bardzo za fachową opinię - odezwała się Latynoska.
Lekarka wyprostowała się i sięgnęła ponad ramieniem dziewczyny do szafki, z której wyjęła dwa kubki do zaparzenia herbaty.
- Mogłabyś być nieco bardziej poważna - westchnęła.
- Czemu twierdzisz, że nie jestem? - zapytała, przyglądając się jej bacznie. - Akurat kiedy mówię o tobie jestem zawsze poważna. Jesteś wspaniałym lekarzem i z pewnością to wiesz, ale oprócz tego jesteś także najcudowniejszą kobietą jaką znam...
- Raven - kobieta starała się przerwać jej wypowiedź i odejść na przeciwległy kraniec kuchni, ale Reyes chwyciła ją za nadgarstek i zatrzymała w miejscu.
- Nie, Abby. Ja nie żartuję. Jesteś cudowną matką, zaradną panią domu i po prostu dobrym człowiekiem. Jesteś dla mnie naprawdę ważna...
Usta pani doktor uformowały na chwilę uśmiech, którego nie była w stanie powstrzymać. Nie zaprzeczała, że miło było usłyszeć takie słowa. Spojrzała na Latynoskę, która przesunęła uścisk swej dłoni na jej ramię, starając się przyciągnąć ją bliżej siebie.
Griffin nagle zdała sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji się znajdują. Tym razem nie było w tym elementu zaskoczenia. Mogłaby w prosty sposób uniknąć tej bliskości, ale najwyraźniej nie chciała tego robić. Nawet jeśli rozsądek podpowiadał jej, że powinna tak właśnie postąpić. Spojrzała prosto w oczy Raven, która oplotła ją w pasie nogami, zamykając w uścisku swych kończyn. Abby jednak nie potrafiła się jej oprzeć. Zminimalizowała ostatecznie dzielącą je odległość, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Reyes wydała z siebie krótki pomruk przyjemności, rozchylając wargi i pozwalając kobiecie na pogłębienie pocałunku. Zacisnęła mocno palce na materiale jej koszulki, oddając się płynącej ze zbliżenia przyjemności. Zdawało jej się, że temperatura w kuchni nagle wzrosła tak, że wytrzymanie tam w bluzie było niemożliwe. Najchętniej zrzuciłaby ją z siebie. Jeszcze lepiej jakby mogła wziąć zimny prysznic. Najlepiej w czyimś towarzystwie. Lekarka oderwała się od jej ust dopiero, gdy zabrakło jej tchu. Ujęła jeszcze w dłoń rozpalony policzek dziewczyny, który delikatnie pogładziła kciukiem.
- Clarke chyba, by nas zabiła... - szepnęła cicho.
- Dlatego się o tym nie dowie - odpowiedziała pewnie licealistka, ponownie napierając swoimi wargami na te należące do kobiety, starając się przy okazji pozbyć własnej bluzy, którą sprawnie zrzuciła z ramion po krótkiej chwili.
CZYTASZ
ENDGAME
FanfictionClarke Griffin jest kapitanem żeńskiej drużyny piłki nożnej w liceum Arkadia. Jej marzeniem jest doprowadzenie swojego składu do finałowych rozgrywek międzyszkolnych i zgarnięcie trofeum. Niestety marzenia te mogą się nigdy nie spełnić ze względu na...