Rozdział 39: Nowy zawodnik

1.6K 216 34
                                    

Żeńska drużyna piłkarska Arkadii zeszła z boiska po czwartkowym treningu. Raven nie pojawiła się tego dnia w ogóle w szkole, ale bynajmniej nie zepsuło to nastrojów całego zespołu. Były nastawione na ostrą rywalizację, która miała im przynieść oczekiwane zwycięstwo. Clarke była wykończona po wykonaniu rekordowej ilości zwodów i podań na murawie. Miała jedynie ochotę na zimny prysznic i chwilę spędzoną z komiksami Marvela po powrocie do domu, ale wiedziała, że zanim do tego przystąpi ma coś jeszcze do zrobienia. Pakując do sportowej torby strój piłkarski, widziała jak Octavia posyła jej porozumiewawczy uśmiech, który miał ją zachęcić do działania. Griffin uśmiechnęła się do niej lekko w odpowiedzi na gest nim brunetka wybiegła z szatni na szkolny parking, gdzie czekał już na nią Lincoln. Niebieskooka westchnęła i spojrzała na Lexę, która również powoli zbierała się do wyjścia. Chyba też powinna to zrobić i zagadać do szatynki w drodze powrotnej. Lepsza okazja chyba jej się nie trafi. Szybko przerzuciła torbę przez ramię i ruszyła za Woods, której nie chciała stracić z oczu.
- Lexa, zaczekaj! - zawołała, a szatynka obejrzała się na nią przez ramię.
Clarke niemal natychmiast znalazła się obok niej, nie chcąc tracić ani chwili, która mogłaby odebrać jej pokłady znalezionej niedawno odwagi. Lub co gorsza dać zielonookiej czas na ucieczkę.
- Czego chcesz? - mruknęła mało przyjemnie Lexa, kontynuując marsz ku bramie stanowiącej wyjście z terenu szkolnego.
- Chciałam cię przeprosić - zaczęła, przechodząc od razu do najważniejszej kwestii. Poprzedniego wieczora długo myślała nad tym jak co powinna powiedzieć dziewczynie i od czego zacząć. Nie mogła zasnąć dopóki w umyśle nie ułożyła całego konceptu swojej wypowiedzi, który od tamtej pory powtórzyła w myślach setki razy, by o czymkolwiek nie zapomnieć. - Przepraszam. Byłam wkurzona i wyżyłam się na tobie w najgorszy sposób. Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać i żałuję tego.
Szatynka zerknęła na nią zupełnie jakby chciała zweryfikować prawdziwość tych słów. Nie spodziewała się usłyszeć przeprosin, na które nie potrafiła od razu odpowiedzieć. Clarke jednak to nie zraziło i dalej szła tuż obok niej, by kontunuować swoją wypowiedź.
- Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale ostatnio zaczęłyśmy się dogadywać i nie chciałbym tego zaprzepaścić.
- Spoko. Przeprosiny przyjęte - odpowiedziała jej Lexa, co prawda bez większego entuzjazmu, ale to wystarczyło by serce Griffin raźniej zabiło. Osiągnęła chociaż częściowy sukces i była bardziej ośmielona, by mówić dalej i przejść do tej trudniejszej dla niej części.
- Dziękuję - uśmiechnęła się, przechodząc z szatynką przez szkolną bramę. - To wiele dla mnie znaczy. Chcę żebyś wiedziała, że bardzo zależy mi na...
- Lexa!
Clarke niemal podskoczyła, gdy jej wypowiedź została przerwana przez czyjeś wołanie. Już i bez tego była wystarczająco zdenerwowana. Nie zdążyła nawet zlokalizować źródła głosu, gdy zauważyła jak stojąca niedaleko wejścia na teren szkolny blondynka rzuca się na szyję Lexy, która zdawała się być jeszcze bardziej zaskoczona niż pani kapitan. Właściwie można powiedzieć, że była zszokowana i było to niezwykle widoczne.
- Costia? - zapytała nieprzytomnie, gdy nieznajoma się od niej odsunęła. - Co ty tu robisz?
Griffin z coraz większym zainteresowaniem wpatrywała się w Costię, która uśmiechnęła się uroczo w kierunku Woods.
- Przyjechałam cię odwiedzić. Słyszałam od Kat, że skopałaś tyłki naszym dawnym koleżankom ze szkoły - odpowiedziała rezolutnie.
Clarke z niewiadomych przyczyn nie podobało się towarzystwo nieznanej jej dziewczyny. Przyglądała jej się uważnie i była w stanie z pewnością stwierdzić jedno: była ładna. Bardzo ładna. I musiała zdawać sobie z tego sprawę. Clarke z niewiadomych przyczyn poczuła do niej coś w rodzaju niechęci, która nie miała żadnego konkretnego źródła. Costia była mniej więcej jej wzrostu choć możliwe, że była od niej wyższa centymetr lub dwa. Nie wyglądała niczym modelka z Vogue, która przypomina bardziej patyczaka niż człowieka. Miała natutalne proporcje ciała i zdrową sylwetkę, która mogła zdradzać również lekkie zamiłowanie do sportu lub przynajmniej dobrą przemianę materii.
- Co zrobiłaś z włosami? - zapytała Lexa, zwracając się do dziewczyny, która pojawiła się znienacka w okolicy.
- Ach, to - Costia jakby w roztargnieniu sięgnęła ku luźnemu pasmu włosów przy prostej grzywce, którego nie zgarnęła w wysoki kucyk. - Rozjaśniłam je jakiś czas temu. Pamiętam jak kiedyś mówiłaś, że podobają ci się blondynki.
Griffin mimo iż jej nie znała wiedziała, że z pewnością nie była naturalną blondynką. Przedstawiała sobą obraz urody dalekowschodniej, z twarzą o delikatnych rysach. Chociaż kiedy Clarke poczuła na sobie spojrzenie jej ciemnych oczu, nie dostrzegła w nich łagodności, a raczej pewnego rodzaju zadziorny błysk, który napawał ją niepokojem.
- Przepraszam, a ty jesteś...? - zapytała ją Costia, opierając niedbale dłoń o biodro.
Griffin wyczuwała w jej postawie pewnego rodzaju poczucie wyższości, któremu towarzyszył pewny siebie uśmieszek igrający lekko na ustach Azjatki.
- Clarke Griffin, kapitan drużyny piłkarskiej Arkadii - odpowiedziała po czym odbiła pytanie. - A ty?
- Costia Nakamoto. Lexa i ja... - przerwała, by spojrzeć na szatynkę i uśmiechnąć się tajemniczo. - To długa historia. Dzięki, że się nią zajęłaś.
- Jasne - odpowiedziała oschle niebieskooka, czując coraz większą niechęć do Nakamoto. Cała złość i irytacja, która towarzyszyła jej przez ostatnie kilka dni powróciła i sprawiała, że żołądek zacisnął jej się z nerwów. - Nie będę wam przeszkadzać. Do zobaczenia jutro.
Nie czekała na jakąkolwiek odpowiedź i po prostu oddaliła się najszybciej jak mogła. Z każdym krokiem czuła coraz bardziej narastającą wściekłość i rozczarowanie. Cholerna, Costia. Kim ona w ogóle była? Czyżby dziewczyną Lexy? Ale jeśli tak to gdzie się podziewała przez ten czas? I co w ogóle miały znaczyć te wszystkie akcje, które miały miejsce między nią a Woods nim ta farbowana blondynka się pojawiła? W głowie pani kapitan kotłowały się co rusz coraz to nowe pytania, a nieznajomość odpowiedzi na nie jedynie potęgowała irytację spowodowaną niemożnością wyznania koleżance z drużyny tego nad czym myślała intensywnie przez pół nocy. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się pod swoim domem. Nie zwracała kompletnie uwagi na swoje otoczenie, idąc automatycznie dobrze wyuczoną trasą, którą pokonywała codziennie. Choć zapewne jeszcze chwila, a poszłaby jeszcze dalej, kompletnie ignorując swoje mieszkanie. Nie stało się tak jednak choć może byłoby tak lepiej. Tuż pod drzwiami blondynka dostrzegła pozostawiony przez kogoś tort w przezroczystym, plastikowym pudełku. Dopiero, gdy stanęła nad pakunkiem była w stanie stwiedzić, że jest to domowej roboty ciasto pokryte kremem śmietankowym i wykonanym niemalże dziecinną ręką napisem z niebieskiego lukru.

Przepraszam, że spałam z twoją mamą.

Widniejące obok dwa lukrowane na kolorowo słoneczniki bynajmniej nie działały na Griffin uspokajająco. Wolała nawet nie wnikać jak prezentował się stan trzeźwości Raven w czasie pieczenia tego cuda. Wiedziała tylko tyle, że gdyby Latynoska dostarczyła wypiek osobiście to Clarke zapewne przyłożyłaby jej nim w twarz. Skoro jednak prezent pojednawczy został porzucony to blondynka podniosła pudełko z miejsca na progu i weszła do mieszkania, trzaskając głośno drzwiami. Abby, która próbowała po swoim dyżurze przygotować jakiś świeży obiad niemal podskoczyła na ten dźwięk i odwróciła się w kierunku wejścia do kuchni, w którym pojawiła się jej córka.
- Co to? - zapytała, gdy młodsza Griffin prawie że rzuciła pakunek na blat koło lodówki, z której wyciągnęła schłodzoną butelkę soku pomarańczowego.
- Ciasto od twojej kochanki! - krzyknęła z irytacją Clarke, a pani doktor na moment zastygła nie wiedząc co powinna powiedzieć.
- Clarke, posłuchaj... - zaczęła ostrożnie, licząc na to, że jakieś słowa mogące wyjaśnić całą tę sytuację po prostu opuszczą jej usta, ale młodsza przerwała jej gwałtownie.
- Nic nie mów! Nie mam ochoty teraz o tym z tobą rozmawiać!
Miała dosyć tych wszystkich wiecznie nawarstwiających się problemów. Chciała mieć choć chwilę spokoju. Abby nie próbowała nawet kontynuować przerwanego wątku. Po prostu pozwoliła córce, by ta poszła do swojego pokoju i zamknęła się w nim, starając się jakoś odegnać niechciane myśli i znaleźć ukojenie w którymś ze swoich zainteresowań.

___________________________
Wow! To prawie już rozdział 40. Aż nie chce się wierzyć. Dziękuję również za każdą gwiazdkę dzięki której Endgame przekroczyło próg 4k głosów! Dziękuję także za chociażby samo wyświetlanie czy komentarze, których chyba ostatnio zrobiło się nieco mniej. W każdym razie nie wahajcie się pisać co myślicie o każdym rozdziale! Poza tym wyczekujecie kolejnego sezonu the100? I co myślicie o OC w fanfiction? Dajcie znać 😁

ENDGAMEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz