Rozdział 37: Pocieszenie

1.5K 184 3
                                    

- Raz, dwa, cztery... Bong! - zawołał Jasper, przykładając zapalniczkę do swojej ulubionej fajki wodnej.
Raven niemal zakrztusiła się dymem wypełniającym jej gardło i oderwała się od bongo, pokasłując.
- Zapomniałeś o "trzy", stary - skomentowała między pojedynczymi kaszlnięciami.
- Serio? - Jordan spojrzał na nią ze zdziwieniem po czym odebrał od niej szklaną konstrukcję, by przybliżyć ją do Azjaty, który siedział na kanapie z padem w dłoniach. - No dobra, a teraz ty się buchnij, brachu.
Monty nie przerywając gry w japońskie RPG przysunął się do ustnika, by móc zaciągnąć się dymem.
Raven westchnęła, układając się wygodniej na meblu tuż obok Greena. Po raz kolejny siedzieli w jego mieszkaniu i starali się relaksować. Wcześniej była z nimi również Harper, ale opuściła ich, gdy tylko w ruch poszły zapasy marihuany Koreańczyka. Reyes podejrzewała, że jej koleżanką z chęcią dotrzymałaby im towarzystwa, ale wolała unikać kontaktów z ziołem po tym jak w końcowej fazie meczy grupowych przyłapano jedną z piłkarek obcej drużyny pod wpływem narkotyków. Teraz nad Arkadyjkami wisiało widmo ewentualnych testów wykrywających podobne substancje i Harper nie chciała ryzykować wpadką, gdyby coś takiego faktycznie miało miejsce. Latynoska rozumiała ją doskonale. Sama pewnie postąpiłaby podobnie, ale jako była zawodniczka Arkadii nie miała teraz czym się przejmować. Oczywiście jeśli wziąć pod uwagę spektrum sportowe.
- A tak w ogóle, Raven, to co się stało? - zagadnął ją w końcu Jasper, mając już dosyć czekania na samodzielną wypowiedź Raven.
Dziewczyna jęknęła żałośnie, podciągając nogi na kanapę, by móc się na niej skulić.
- Po prostu zjebałam coś bardzo ważnego... - mruknęła, naciągając na głowę kaptur bluzy, by schować się pezed wzrokiem przyjaciół.
- Czyli zawód miłosny - stwierdził Jordan tonem wielkiego znawcy, wypinając dumnie pierś po czym odwrócił się w stronę grającego na konsoli Azjaty. - Ej, stary! Nie atakuj tego łosia!
Monty jednak go nie posłuchał i wcisnął na padzie przycisk odpowiadający za cios bronią. Wciąż nie był obeznany ze światem NieR: Automata i nie wiedział, że denerwowanie napotkanych rogaczy może doprowadzić do śmierci sterowanej przez niego głównej bohaterki.
- O cholera... - skomentował, sięgając leniwie po chipsa z leżącej na stole miski. Dopiero po chwili jakby przypomniał sobie o koleżance i spojrzał w jej kierunku. - Dobra, to wiemy co ci jest. Opowiesz nam o tym bardziej szczegółowo?
Reyes zerknęła na niego podejrzlieie spod materiałów bluzy. Rozmawianie o swoich osobistych porażkach pezychodziło jej z naprawdę wielkim trudnem i najchętniej nie robiłaby tego wcale.
- Mam się teraz przed wami uzewnętrzniać? Nie ma mowy... - burknęła, obejmując kolanan ramionami i kładąc na nich głowę.
Jasper domyślał się, że zapewne sprawa jest na tyle poważna, że Latynoska nie może jej skonsultować z przyjaciółkami. Normalnie pobiegłaby do nich. I dobrze, bo oni kompletnie nie znali się na poradach związkowych. To, że posiadali własne dziewczyny było chyba jedynie zasługą cudu.
- Jest zbyt trzeźwa - szepnął konspiracyjnie do Greena, który mu przytaknął. - Potem zacznie wyrażać swoje emocje.
Raven normalnie pewnie by się z nimi wykłócała, ale nie miała na to najmniejszej ochoty. Zresztą nie sądziła, że większa ilość alkoholu czy THC  w ciele skłoni ją do większej emocjonalności i wyrażania siebie.

A jednak godzinę później Reyes stała na kanapie w salonie swojego przyjaciela, który jakimś cudem nakłonił ją do śpiewania piosenki przedstawiającej historię dziewczyny, która stara się uporać z niedawnym rozstaniem. Niestety ze względu na swój stan trzeźwości oraz fakt, że znacząca część tekstu była w języku koreańskim to jej śpiew przypominał w wielu miejscach raczej niezidentyfikowany bełkot.
- ... mareul samkil su eopseo - zaśpiewała, a raczej wykrzyczała słowa, które akurat znała. - It's not fine! Aaaah! Aaaah!
Monty przyłączył się do swoistego koncertu, dając się porwać wystąpieniu Latynoskk choć nie posiadała ona głosu Taeyeon. Jasper uśmiechał się na widok przyjaciół, stojąc w drzwiach salonu z kolejną paczką chipsów i butelką coli, którą dolewał do whisky. Zaśmiał się, gdy Reyes padła zziajana wrzeszczeniem tekstu na kanapę służącą jej do niedawna za scenę.
- Ulżyło ci? - zapytał, wsypując przekąskę do miski.
- Dalej czuję się chujowo, ale stabilnie - odpowiedziała wyczerpana dziewczyna.
- Przynajmniej wiemy na czym stoimy - skomentował Monty, a drugi brunet mu przytaknął.
- W ogóle to co się stało? - dopytał dla pewności Jordan.
Raven nie miała już siły na to, by zwodzić swoich przyjaciół nie miała też na to najmniejszej ochoty. Melodramatycznie przechyliła się przez oparcie kanapy, wzdychając ciężko i zasłaniając oczy przedramieniem.
- Przespałam się z nią, a Clarke się o tym dowiedziała i teraz mnie nienawidzi - powiedziała jakby od niechcenia.
Chłopcy wymienili między sobą nieco zdezorientowane spojrzenia. Wciąż nie bardzo wiedzieli o co w tym wszystkim chodzi.
- Czemu Clarke miałaby cię znienawidzić? Uwielbia cię - odezwał się w końcu Azjata.
- Nie uwielbia mnie od czasu, gdy wie, że przeleciałam jej matkę.
Męska część towarzystwa spojrzała na nią zszkowana. Tego zdecydowanie się nie spodziewali.
- Nieźle - wykrztusił w końcu Koreańczyk.
Drugi z panów nie był do końca przekonany czy jest tak nieźle. Chociaż zdecydowanie był pod wrażeniem wyczynem koleżanki i nie spodziewał się po niej czegoś podobnego.
- Wow... Rae jak to się stało? - zapytał, wciąż nie wiedząc co powinien w tej chwili doradzić podłamanej przyjaciółce.
- Jakoś tak wyszło... Sama nie wiem. To było... dosyć nagłe. No, ale teraz nie chce mnie znać, bo obwinia mnie za to, że Clarke się dowiedziała. W zasadzie to się domyśliła jak ktoś rzucił zupełnie bez kontekstu komentarz o sypianiu z rodziną przyjaciółki.
Melancholia w głosie Latynoski wyraźnie wpłynęła na samopoczucie jej kompanów, którzy wysłuchiwali jej  opowieści.
- Gadałaś z nią? - zagadnął smętnie Azjata.
Raven mruknęła potakująco, czując coraz gorszy ucisk w klatce piersiowej na wspomnienie kobiety.
- Tak. Chociaż raczej to po prostu powiedziałam jej, że Clarke wie, a ona na to, żebym spadała bo to był błąd... - odpowiedziawszy, zacisnęła mocno wargi, by nie zadrżały przez falę łez powoli wypełniającą jej oczy. Nie mogła się tak po prostu rozpłakać jak jakieś dziecko. - A najgorsze jest, że mi na niej naprawdę zależy, i coś do niej czuję i... cholera, no...
Chłopcy obserwowali jak Latynoska walczy ze swoimi emocjami przygryzając skórę na palcach prawej dłoni, krórą przysunęła do ust. Było im jej żal i nie chcieli, by była w takim stanie. W końcu była ich radosną towarzyszką i coś takiego nie powinno mieć racji bytu. Tym razem to Jasper nie wytrzymał i wpadł na jeden z tych głupszych pomysłów.
- A pies to jebał! Bierz telefon i dzwoń do niej! Powiedz jej to i wytłumacz, że  to wszystko nie tak! - krzyknął brunet po czym zaczął się szamotać w poszukiwaniu któregoś z telefonów, w czym przeszkodził mu Green, chwytając go w pasie i usadawiając z powrotem na kanapie.
- Spokój, Jass! Dzwonienie do byłych w takim stanie to najgorszy możliwy pomysł! - zawołał, starając się jakoś uspokoić Jordana.
- Więc mamy tak po prostu nic nie robić i patrzeć na Rav w takim stanie? - odpowiedział mu z goryczą przyjaciel.
Monty'emu również się to nie podobało, ale wiedział, że działając pochopnie tylko pogorszą sytuację.
- Jasne, że nie. Teraz jednak przede wszystkim trzeba naprawić jej relacje z Clarke. Potem zajmiemy się resztą. Może to będzie klucz do serca Abby... W przeciwnym razie pomożemy jej się uporać z porażką - wyjaśnił, spoglądając na dwójkę obecną w jego mieszkaniu.
Latynoska odwzajemniła jego spojrzenie ze łzami w oczach, których nawet nie maskowała.
- Jesteś najlepszy, stary - odezwała się nieco drżącym głosem.
- No już, już... - Azjata przysunął się do niej, by objąć ją ramieniem. W tym samym czasie Jasper przesiadł się tak, by znajdować się z drugiej strony dziewczyny i także ją przytulić. - W końcu jesteśmy rodziną, nie?
- Zajebistą rodziną - mruknęła znajdująca się w ich uściskach Reyes i oparła głowę o ramie jednego z nich, by nieco odpocząć.

ENDGAMEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz