Raven z pewnością spędziłaby więcej czasu z Montym i Jasperem, gdyby nie to, że miała wyjątkowo podły nastrój, a kontuzjowana kończyna pulsowała tępym, przeszywającym bólem. Na takie coś nie pomagały nawet magiczne zioła kochanego przyjaciela azjatyckiego pochodzenia.
- Wybaczcie chłopaki, ale będę się zbierać - powiedziała, wstając z kanapy i szukając w całym chaosie jasperowego pokoju swojej ukochanej bluzy.
- Chwila... Dopiero wybraliśmy film, pizza jeszcze nie przyjechała, a ty już wiejesz? - zdziwił się szatyn, który oderwał się od swojej osobistej bazy filmowej.
- Sorry, ale muszę lecieć. Napiszcie mi potem recenzję - odpowiedziała Reyes, wciągając odnaleziony element garderoby i poprawiając kaptur, który dziwnie ułożył się na jej plecach.
- Dobra Jasper. Skoro musi to niech idzie. Jej strata - wtrącił brunet. - Tylko nie licz na to, że zostawimy ci coś z tej pizzy.
Latynoska uśmiechnęła się tylko na tę uwagę. Oto Monty Green, najbardziej wyrozumiały przyjaciel pod słońcem, którego dostajesz w pakiecie z Jasperem Jordanem. Właśnie ta dwójka była dla niej najlepszym lekarstwem na to, by zapomnieć o beznadziejności swojej sytuacji. Ostatnio za każdym razem, gdy spojrzała na Clarke lub Octavię mogła myśleć jedynie o sprawach ich drużyny i problemach jakich im przysporzyła swoją kontuzją. Z kolei ci dwaj potrafili zająć jej umysł naprawdę najdziwniejszymi rzeczami. Cóż ostatnio urządzali sobie maratony filmów nagrodzonych Złotymi Malinami. W końcu nie ma nic lepszego od dwóch kumpli i naprawdę beznadziejnych filmów.
Po wyjściu z domu Jaspera Raven starała się zignorować ból w kostce i iść normalnie. Niestety już po krótkiej chwili zauważyła, że jest to raczej poza jej możliwościami. Dlatego powoli i utykając na lewą nogę dotarła na przystanek autobusowy.
Oparła się o wiatę i zerknęła na ekran telefonu, by sprawdzić godzinę, a potem podłączyć do niego słuchawki. Muzyka również potrafiła zdziałać cuda. Wystarczyło przymknąć powieki i wsłuchać się uważnie w brzmienie instrumentów oraz nieco ochrypły głos wokalisty, by przenieść się w zupełnie inny świat. Z dala od własnych problemów.
Po kilku minutach oczekiwania Reyes wsiadła do odpowiedniego autobusu. Całe szczęście wybrana przez nią linia o tej porze była niemal opustoszała i dziewczyna bez przeszkód znalazła dla siebie miejsce siedzące.
Westchnęła ciężko i oparła głowę o szybę by obserwować otaczający ją krajobraz miasteczka chociaż robiła to raczej bezmyślnie. Znała to miejsce od urodzenia także bez patrzenia na widoki za oknem pojazdu potrafiłaby doskonale określić swoje położenie po przechyłach autobusu na zakrętach czy podskokach na nieróenościach. Nawet nie musiałaby liczyć przystanków.
Z zamyślenia wyrwała ją piosenka Fifth Harmony, która popłynęła z jej słuchawek. Raven natychmiast sięgnęła po telefon, żeby zmienić utwór. Nie miała najmniejszej ochoty słuchać czegoś przy czym zwykły się wygłupiać z dziewczynami po treningu lub pomyślnym meczu. W tym momencie jedynie wzmożyłaby zarówno uczucie dziwnej nostalgii jak i ból w nodze.
Reyes chwytając jedną z poręczy przy swoim siedzeniu podniosła się do pozycji siedzącej. Miała właśnie wysiąść na następnym przystanku i zastanawiała się czy na pewno postępuje właściwie. Zanim jednak doszła do jakiegokolwiek wniosku autobus zatrzymał się, a dziewczyna stwierdziła, że teraz nie będzie już odwrotu. Opuściła pojazd i ruszyła dobrze sobie znaną uliczką, która doprowadziła ją do celu. Odetchnęła głęboko, wyłączyła odtwarzacz muzyki w telefonie, który schowała i dopiero wtedy zapukała. Nie musiała długo czekać, aż właściciel domu jej otworzy.
- Och, cześć Raven - przywitała się z nią pani Griffin na co Reyes odpowiedziała jej jednym ze swoich zawadiackich uśmiechów. - Clarke jest jeszcze na treningu...
- Wiem - powiedziała od razu Latynoska, opierając się o framugę. Czynność ta nie uszła uwadze Abby, która natychmiast zauważyła, że licealistka stara się odciążyć kontuzjowaną kończynę.
- Wejdź do środka - zaproponowała, robiąc jej przejście.
Tak jak się spodziewała dziewczyna nieco utykała na lewą nogę.
- Co się stało, Raven? - spytała bez zbędnych wstępów.
Reyes usiadła na kanapie, starając się utrzymać wciąż swój najbardziej naturalny uśmiech.
- Musiało się coś stać? Po postu chciałam wpaść do Clarke, ale wygląda na to, że spędzimy nieco czasu we dwie - odpowiedziała, skupiając się na talerzu ciastek znajdującym się przed nią.
Pani doktor westchnęła i usiadła obok niej. Wiedziała doskonale, że Raven kłamie. Wcale nie była takim dobrym kłamcą jak myślała, a w każdym razie nie na tyle, by oszukać kogoś takiego jak ona.
- Raven... - zaczęła łagodnym głosem i ujęła w dłoń policzek dziewczyny, odwracając jej twarz w swoim kierunku. - Widzę, że dzieje się coś złego.
Reyes odłożyła ciastko, które trzymała w palcach. Wiedziała, że Abby jeśli tylko będzie chciała to dowie się wszystkiego w ten czy inny sposób. Ona zawsze dostawała to czego chciała.
- Chodzi o to, że... mierda - po raz kolejny bez żadnego powodu kończynę Latynoski przeszyła fala bólu.
- Tylko bez przekleństw - skarciła ją kobieta, a Raven jedynie skinęła głową, starając się odizolować od nieprzyjemnego bodźca. - Coś nie tak z twoją nogą?
- Boli od rana. Nieustannie. Da się znieść, ale momentami... - przerwała, przygryzając dolną wargę.
Griffin spojrzała na nią ze zrozumieniem i przesunęła się nieco dalej na kanapie.
- Pokaż mi ją - powiedziała, a Reyes zacisnęła mocniej szczęki podnosząc kontuzjowaną nogę, którą położyła na kolanach lekarki.
Abigail nie miała większych problemów, by podwinąć nogawkę spodni dziewczyny, aż pod jej kolano. Następnie ostrożnie zdjęła jej but, by nie wystawiać jej uszkodzonej kostki na zbyt wielką dawkę bólu. Na próżno, bo nastolatka i tak syknęła, napinając swoje mięśnie w obronnym odruchu.
- Rozluźnij się - poleciła jej.
- Łatwo ci mówić - mruknęła była piłkarka, za wszelką cenę starając się nie okazać słabości.
- Masz nieco za ciasny stabilizator - oceniła natychmiast kobieta, powoli wyswobadzając kończynę z przyrządu medycznego.
Opuchlizna, którą Raven dotychczas skrywała pod stabilizatorem była nie do przeoczenia. Abby uważnie przyglądała się licealistce oceniając jej reakcje na najlżejszy dotyk.
- Chyba jej nie przeciążyłaś, co? - spytała, zerkając na nią podejrzliwie. Niestety wyraz twarzy Latynoski mówił najlepiej o tym, że nie zastosowała się do zaleceń lekarskich. - Dobrze wiesz, że miałaś zrezygnować ze sportu.
- Z piłki nożnej... - mruknęła pod nosem Reyes.
- Ze wszystkiego, co mogłoby zaszkodzić twojej kostce. Wszelkie bieganie czy truchtanie też jest niewskazane, a na pewno nie w zbytniej ilości. Jeśli tak bardzo chcesz uprawiać jakiś sport to rób brzuszki czy podciągaj się na drążku, ale odpuść sobie to co może pogorszyć twoją sytuację.
Raven niepewnie przyglądała się Griffin. Wiedziała, że powinna jej posłuchać. W końcu była lekarzem, a poza tym mogła dostrzec w jej oczach troskę, której nie zauważyłaby u żadnego specjalisty. Takie spojrzenie posiadały jedynie bliskie jej osoby.
- Proszę cię, Raven. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej - dodała.
Dziewczyna odchyliła głowę w tył, oblizując dolną wargę. Nie chciała dopuścić do tego, by łzy, które zbierały się pod jej powiekami spłynęły po policzkach. Zawsze czuła się tak, gdy myślała o tym, że przez jedną nieudaną akcję w trakcie meczu jej życie przybiera teraz obrót, którego nigdy by się nie spodziewała. Przez jedną chwilę na murawie straciła jedną z największych radości swojego życia, grzebiąc wszystko, co było związane z jej pasją.
- To nie takie proste, Abby - odpowiedziała w końcu. - Kochałam to. Piłka była dla mnie wszystkim. Wyobraź sobie, że nagle nie mogłabyś przeprowadzać zabiegów w szpitalu. Co byś takiego zrobiła?
Griffin wpatrywała się w nią ze zdumieniem. Faktycznie może i dla niej wydawało się to wszystko proste, ale w rzeczywistości wymagała od nastolatki gwałtownej zmiany jej trybu życia. Na pewno było coś, co mogłoby pozwolić jej na pozostanie blisko swoich zainteresowań, a równocześnie nie naruszałoby zaleceń lekarskich. Musiała znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji, bo inaczej dziewczyna mogłaby się pogrążyć w silnej depresji... Rozmyślania Abby przerwało głośne trzaśnięcie drzwi.- Mamo! Wróciłam! - zawołała od progu Clarke.
Abigail wstała z kanapy, wygodnie układając na niej uprzednio kończynę Reyes. Położyła jeszcze dłoń na ramieniu dziewczyny, ściskając je nieznacznie i skierowała się w kierunku łazienki.
- Przyniosę ci żel na tą opuchliznę - powiedziała jeszcze do Latynoski nim zniknęła w czeluściach mieszkania.W tym samym czasie młoda Griffin zajrzała do salonu, gdzie zastała swoją przyjaciółkę, której na pewno się nie spodziewała.
- Hej Rav - przywitała się i spojrzała z zaniepokojeniem na jej kończynę.
- Cześć Clarke. Nie gap się tak na mnie. Idź może zrobić herbaty, co? - zagadnęła ją szatynka, uśmiechając się lekko.
Blondynka mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi w drodze do kuchni. Była pewna, że przed jej powrotem wydarzyło się coś ważnego, ale postanowiła to zignorować i po prostu spędzić miły wieczór w towarzystwie matki i przyjaciółki.
CZYTASZ
ENDGAME
FanficClarke Griffin jest kapitanem żeńskiej drużyny piłki nożnej w liceum Arkadia. Jej marzeniem jest doprowadzenie swojego składu do finałowych rozgrywek międzyszkolnych i zgarnięcie trofeum. Niestety marzenia te mogą się nigdy nie spełnić ze względu na...