Rozdział 3: Osiągnąć cel

2.8K 244 8
                                    

Raven nerwowo wciskała przyciski napadzie, sterując swoim wirtualnym piłkarzem. Przez ostatnie dwa tygodnie doszła do niesłychanej wprawy jeśli chodziło o grę na Xboksie. Miała również czas na przyswojenie nazwisk setek piłkarzy, których jeszcze z całkowicie nieznanych powodów nie miała okazji poznać. Być może dzięki temu udało jej się zdobyć kolejną bramkę, podwyższając swoje prowadzenie. Clarke przeklęła pod nosem i sięgnęła po butelkę coli, stojącą przy kanapie.
- Więc jak idą poszukiwania? - spytała nagle Reyes.
- Kiepsko... Przez dwa tygodnie nie widziałyśmy nikogo kto by się nadał - westchnęła Griffin, odstawiając picie.
- A teraz jak to wygląda? - Raven wznowiła grę, czekając aż blondynka wciśnie odpowiednie przyciski na kontrolerze.
- Teraz pojawiła się nowa w klasie, ale... cytując Octavię "wredna suka, która nie zamierza nam pomóc" - odpowiedziała, wykonując kilka podań pomiędzy piłkarzami, biegnącymi na wirtualną bramkę.
- O jak zwykle pewnie przesadza. Co jest nie tak z laską? - dodała Latynoska, odbierając piłkę drużynie przeciwnej.
- Niby interesuje się nożną, ale nie chce dołączać do żadnej drużyny - odparła, obserwując jak przyjaciółka wbija kolejnego gola. - Rav, czy ty aby nie oszukujesz?
- Nie moja wina, że jesteś beznadziejna - mruknęła w odpowiedzi, wyciągając dłoń po kilka chipsów z miski na stole. - A co do tej lasi... Nie powinnyście odpuszczać. Może jeszcze zmienić zdanie.
Clarke uśmiechnęła się bez większego przekonania. Teoretycznie Lexa zawsze mogła zmienić zdanie. W końcu odrobina optymizmu jeszcze nikogo nie zabiła i powinna odrzucić chociaż na jakiś czas swój pesymistyczny realizm.
- Pogadamy z nią jeszcze jutro. Zresztą obiecałam to Octavii.
- I takie nastawienie mi się podoba - stwierdziła zadowolona Raven. - A teraz muszę ci jeszcze bardziej skopać dupsko.
Griffin parsknęła jedynie śmiechem. Najwyraźniej prowadzenie pięć do zera nie było wystarczające dla tak ambitnej piłkarki jaką była Reyes.

Głośne pukanie do drzwi z rana nigdy nie wróży nic dobrego. W końcu co takiego mogło się stać, że ktoś stara się do ciebie dobić o tak nieludzkiej porze, gdy wszyscy albo jeszcze śpią albo dopiero co wstali. Przynajmniej tak uważała Clarke, która niechętnie zwlekła się po schodach, by otworzyć kołaczącemu.
- Hej - przywitał się radośnie intruz, przestępując z nogi na nogę.
- Co do cholery, Raven? - rzuciła wciąż zaspana Griffin, spoglądając na wesoło szczerzącą się Latynoskę, która stała w progu.
- Przyszłam po ciebie. Idziemy razem do szkoły - odpowiedziała Reyes, mijając ją w przejściu.
- Raven... Jest szósta czterdzieści - niebieskooka zerknęła jeszcze na zegarek, by upewnić się, co do aktualnej godziny.
- No i? - dziewczyna wydawała się zupełnie nie przejmować takimi szczegółami.
Clarke zmierzyła jeszcze podejrzliwym wzrokiem jej strój. Szatynka miała na sobie obszerne spodnie dresowe, t-shirt z narzuconą na niego bluzą z kapturem, a do tego swoje buty do biegania. Wyglądała jakby dopiero wróciła z jakiegoś sportowego treningu.
- Lekcje zaczynamy o ósmej. Mamy jeszcze sporo czasu - stwierdziła, zamykając drzwi za niespodziewanym gościem.
- To możemy go jakoś wykorzystać - odparła Raven, kierując się od razu do kuchni, w której urzędowała obecnie pani Griffin. - Hej Abby, co na śniadanie?
Gospodyni odwróciła się w jej kierunku, trzymając w dłoniach kubek z niedawno zaparzoną kawą.
- Tosty z masłem orzechowym? - odparła, a przybysz pokiwał głową z aprobatą.
Abigail sięgnęła po dwa kawałki chleba, które umieściła w tosterze, a następnie badawczo przyjrzała się przyjaciółce córki.
- Mam nadzieję, że nie nadwyrężasz nogi. Chyba pamiętasz, co ci ostatnio mówiłam? - spytała pani doktor, wyciągając z kuchennej szafki słoik masła orzechowego.
- Pamiętam. Musiałam ją nieco rozchodzić. Za długo siedziałam w jednym miejscu - odpowiedziała niewyraźnie Reyes, samej przygotowując nakrycia na stół. W domu pań Griffin czuła się niczym w swoim własnym, a nawet lepiej.
- Nosisz stabilizator?
Dziewczyna przewróciła oczami i podciągnęła nogawkę spodni, która ukrywała dosyć solidnie wyglądający specjalistyczny materiał oplatający jej kostkę.
- Abby, nie musisz się o mnie martwić. Serio. Dbam o siebie tak jak mi kazałaś z tym swoim kolegą ortopedą - powiedziała, chcąc wreszcie zakończyć niewygodny temat kontuzji i tego co się z nią wiązało.
- Na razie. Masz tendencję do robienia głupot - mruknęła starsza z kobiet, upijając łyk kawy ze swojego kubka.
Raven już otwierała usta, by jakoś odpowiedzieć na ten komentarz, ale przeszkodził jej odgłos wyrzuconych przez urządzenie tostów. Postanowiła zatem się nie odzywać i wymienić zawartość tostera na jeszcze niewypieczone kromki chleba.
- Rav skoro już nas wykorzystujesz przy śniadaniu to chociaż nie wyjedz mi całego masła orzechowego - odezwała się Clarke, widząc jak grubą warstwą ukochanej mazi Latynoska potraktowała swojego tosta.
- To nie Nutella. Nie musisz się tak bardzo o nie bać - odpowiedziała Reyes, a blondynka od razu przypomniała sobie jak podczas jednego z ich domowych maratonów filmowych dziewczyna wyjadła łyżeczką niemal cały słoik czekoladowego smarowidła zanim udało im się upiec gofry. Właśnie za takie wybryki pomimo całej swojej sympatii miała ochotę dokonać na niej morderstwa.
Zamiast tego postanowiła wgryźć się w jedzony przez Raven kawałek z przeciwnej strony. Przynajmniej tak umilała sobie czas czekając na własnego tosta.
Dopiero po zjedzeniu porządnego śniadania, które składało się z kilku dobrze wypieczonych kromek dziewczyny były gotowe, by wyruszyć do szkoły. Ba, miały sporo czasu także wcale nie musiały się spieszyć.
- Dobra mamo to idziemy - powiedziała blondynka, ubierając buty przy drzwiach i spoglądając na swoją rodzicielkę.
- Jasne. Miłego dnia - odparła pani doktor, tkwiąca w wejściu do kuchni.
- Zaraz... co to jest Abby? Żadnego całusa ani przytulasa na pożegnanie? - obruszyła się nagle Latynoska.
Abigail westchnęła ciężko na tę uwagę i podeszła do nastolatek, by uściskać i ucałować swoją córkę, która niepewnie odwzajemniła gest. Kobieta była gotowa odejść, ale widząc z jaką miną przyglądała jej się Reyes zmieniła zdanie.
- Chodź tutaj - mruknęła, a na twarzy szatynki od razu pojawił się uśmiech.
Bez zastanowienia ruszyła w stronę otwartych ramion pani Griffin, wtulając się w nią ufnie. Abby przytuliła ją i podobnie jak w przypadku blondynki, złożyła delikatny pocałunek na jej skroni.
- Teraz chyba możecie lecieć, co? - spytała, a Raven wesoło przytaknęła i wraz z Clarke opuściła mieszkanie.

ENDGAMEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz