Czasami Clarke naprawdę nienawidziła się za to, że robiła dla swoich przyjaciół naprawdę o wiele więcej niż leżało to w jej gestii. Jednak czego nie robi się dla swoich ludzi? Jeśli chodziło o jej znajome z drużyny to była dla nich w stanie zrobić naprawdę wiele, a zwłaszcza dla dwóch konkretnych osób. Nie mogła odmówić Octavii, gdy ta poprosiła ją o pomoc w sporze z bratem. Z wielką niechęcią blondynka ruszyła w kierunku domu Blake'ów, gdzie najstarszy z rodzeństwa miał spędzać swój dzień wolny od pracy. Zresztą z tego, co wiedziała to brunet przygotowywał się do męskiego wypadu za miasto, gdzie razem z kolegami miał siedzieć przy ognisku, łowić ryby i wykonywać inne czynności stereotypowo przypisywane jego płci. Dlatego nie zdziwił jej widok Bellamy'ego, który krzątał się po garażu poszukując składowanego tam namiotu, wędek i innych przyrządów mających się okazać pomocnymi w czasie wypoczynku.
- Cześć - przywitała się, podchodząc do niego.
- Hej, Clarke - odpowiedział jej dziwnie obojętnym głosem, który raczej nie wróżył nic dobrego. - Co tutaj robisz?
- Nic szczególnego. Chciałam tylko pogadać - powiedziała, statając się brzmieć w miarę neutralnie.
Ku jej zdziwieniu chłopak parsknął śmiechem, pochylając się nad garażowym regałem, na którym najwidoczniej czegoś szukał.
- O czym chciałaś porozmawiać? - spytał nieco kpiąco. - Przyznaj się. O cię na mnie nasłała.
Blondynka rozchyliła usta, by coś mu odpowiedzieć, ale zaniechała tego. To było aż tak oczywiste? Nie mogła przyjść do niego z własnej, nieprzymuszonej woli? Tak bez wyraźnego powodu? Najwyraźniej nie.
- Może i tak. Po prostu wiem, że sytuacja między wami jest nieco napięta...
Po raz kolejny odpowiedział jej drwiący uśmieszek, który powoli zaczął ją denerwować. Nawet jeśli tego nie okazywała w żaden sposób.
- Octavia jest przewrażliwiona. Nie chce sobie uświadomić, że chcę tylko dla niej jak najlepiej - odparł brunet, taksując ją niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
- Chcesz dla niej najlepiej, ale zmuszasz ją do tego, by zerwała z chłopakiem, który ją kocha? Jakoś nie dostrzegam logiki - odgryzła się, chcąc zmusić go, by wypowiedział się w końcu w temacie Lincolna.
Blake najwyraźniej nie miał zbytniej ochoty, by rozmawiać na ten temat. Widziała jak gniewnie zaciska usta w wąską linię i napina mięśnie jakby gotów w każdej chwili do ataku. Zdecydowanie nie przepadał za chłopakiem swojej siostry. To było widać już na pierwszy rzut oka.
- Nie pozwolę na to, by sobie zmarnowała życie. Na pewno nie z nim - odparł zdecydowanie.
Octavia ostrzegała ją przed tym, że jej brat jest właściwie przypadkiem beznadziejnym, ale Griffin musiała to sama zweryfikować, a to mogło jej nieco zająć. Dlatego siadła spokojnie na masce starego Chevroleta, który należał do szanownej rodzinki Blake'ów.
- Co ci tak w nim przeszkadza? Religia? Kolor skóry? - zapytała poważnie, chcąc uzyskać tym razem jakąś konkretną odpowiedź.
- Nie podoba mi się ten gość, jasne? - warknął zdenerwowany brunet.
- Nie ty z nim chodzisz na randki więc nie musi być w twoim typie - odparowała Clarke i w spojrzeniu jakim obdarzył ją Bell wyraźnie dostrzegła, że rozeźliła go jeszcze bardziej chociaż starał się przy niej opanować.
- Bawi cię to? To zabawne, że moja siostra umawia się z jakimś terrorystą? - spytał groźnie.
- Jesteś naprawdę przewrażliwiony i uprzedzony. W jakim miejscu wygląda ci ona na terrorystę?
- Po prostu nie ufam muzułmanom, którzy mogliby mi potwać siostrę do jakiejś Arabii - mruknął Blake, odwracając na chwilę wzrok.
- Dobra. Zacznijmy od tego, że Lincoln urodził się i wychował w Stanach. Tutaj ma też całą rodzinę także w celach jedynie turystycznych mógłby się udać na jakiś Bliski Wschód, a jego religia nie ma tu nic do rzeczy - odpowiedziała blondynka, gotowa do tego, by bronić honoru swojego znajomego, który równocześnie był chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki.
- Wmówisz mi, że dżihad nie istnieje?
Clarke odetchnęła głęboko. Najwyraźniej teraz właśnie będzie mogła wykazać się swoją wiedzą o islamie, którą przekazała jej Octavia. Młoda Blake'ówna sama zgłębiała niektóre zagadnienia z nim związane. Chciała się nieco więcej dowiedzieć o wierze swojego ukochanego nawet jeśli sam zaznaczał, że nie jest z nią silnie związany.
- Okej dżihad istnieje. Tylko, że ten zbrojny związany z terroryzmem jest powiązany z naprawdę małym odłamem islamu, który robi z siebie takich współczesnych krzyżowców. Zresztą Lincoln nie jest religijny - odpowiedziała spokojnie.
Naprawdę nienawidziła przeprowadzania podobnych rozmów. Czemu rodzeństwo nie mogło rozwiązać tego między sobą tylko musieli skorzystać z osoby postronnej? Naprawdę powoli zaczynali ją denerwować i przy okazji utwierdzać ją ponownie w tym, że lepsze jest życie jedynaka.
- Co nie zmienia faktu, że wygląda z tymi tatuażami jak jakiś gościu z gangu motocyklowego. Poza tym pobiera lekcje sztuk walki...
W sumie jakby o tym dłużej pomyśleć to faktycznie Lincoln nieco przypominał ze swojej fizjonomii jakiegoś opryszka. Całe to wrażenie mijało wraz z bliższym poznaniem chłopaka, który oficjalnie był jednym z najmilszych osób, które poznała w życiu.
- Tatuaże są powszechnymi ozdobami ciała, wiesz? Już od dawna nie są związane jedynie ze światkiem przestępczym. Tak samo jak sporo osób posiada jednoślady - zastanawiała się czy naprawdę powinna to tłumaczyć dorosłemu jakby nie patrzeć mężczyźnie, ale jak widać nie było rady. - Zresztą jeśli chodzi o sztuki walki to trenuje je głównie dlatego, że jego znajoma prowadzi zajęcia. Właściwie Bell... To w ogóle go nie znasz. Czemu nie weźmiesz go na jakąś szczerą męską rozmowę i nie postarasz się chociaż trochę się czegoś o nim dowiedzieć?
Brunet milczał, wpatrując się w jakiś naprawdę interesujący go punkt w garażu. Prawdopodobnie jakieś pajęczyny w rogu, których jakimś cudem nikt nie usunął. Clarke wolała nie ryzykować napotkania wzrokiem żadnego pajęczaka, który mógłby gdzieś uwić sobie przytulne gniazdko. Nie przepadała za nimi.
- Szczerze ci powiem, że Lincoln to jeden z najlepszych facetów jakich w życiu poznałam. Jest pomocny i sympatyczny. Można z nim o wszystkim porozmawiać i poprosić i radę. Może wygląda jak zwykły mięśniak, ale jest też inteligentny i wrażliwy. O opowiadała mi jak się popłakał na Królu Lwie. Sama chciałabym mieć takiego chłopaka, ale szkoda, że większość z nich to aroganckie i ograniczone umysłowo dupki.
Starała się mówić to wszystko w miarę spokojnie, ale z czasem przestała już panować nad głosem, unosząc go do naprawdę groźnie brzmiących tonów. W duchu skarciła się za to. Ostatnio zbyt wiele rzeczy potrafiło wyprowadzić ją z równowagi, a nie powinno tak być.
Bellamy wpatrywał się w nią z osłupieniem wymalowanym na twarzy. Nie dziwiła mu się. Po raz pierwszy uniosła się przy nim bez właściwie żadnego powodu. Wmawiała sobie, że to wszystko przez stres związany z drużyną, ale właściwie sama nie widziała o co chodzi. Być może było to spowodowane sytuacją, w której została postawiona. Nie potrafiła rozwiązywać własnych problemów osobistych, a musiała to robić za kogoś innego.
W końcu jednak Blake otrząsnął się z szoku. Przybrał obojętny wyraz twarzy tak, że Clarke nie potrafiła stwierdzić czy jej słowa spowodowały, że przemyślał całą sprawę raz jeszcze albo doszedł do jakichkolwiek wniosków. Wydawał się jednak niewzruszony.
- Załatwiłaś co miałaś. Starałaś się mnie przekonać. Teraz możesz wyjść - powiedział beznamiętnie, wskazując głową otwarte drzwi garażu.
Ten jego nagły chłodny spokój zdawał się nie zapowiadać nic dobrego. Był niczym przysłowiowa cisza przed burzą, która mogła jedynie zwiastować pogorszenie sytuacji.
Ze smętną miną Griffin opuściła Blake'ową posesję. Zatrzymała się jedynie przy furtce, by odwrócić się i spojrzeć po raz ostatni na Bellamy'ego. Ten jednak nie zwracał na nią uwagi, dalej krzątając się przy półkach przymocowanych do ścian, z której ściągnął pudełko zawierające spławiki i przynęty wędkarskie tak długo przez niego poszukiwane. Zrezygnowana blondynka postanowiła wrócić do swojego mieszkania. W drodze powrotnej wyciągnęła telefon, by napisać krótką i treściwą wiadomość do Octavii.Rozmawiałam z nim. Jednak chyba nie przekonałam go zbytnio.
Nie chciała zagłębiać się w szczegóły podczas kontaktu telefonicznego. Zresztą po prostu chciała zapomnieć o tym wszystkim. Niespełna minutę po wysłaniu esemesa, komórka Clarke zawibrowała obwieszczając nadejście odpowiedzi.
No i chuj. Będę mieszkać z Raven.
Sytuacja beznadziejna. Pani kapitan westchnęła wiedząc, że konflikt przybiera jeszcze poważniejsze oblicze. Zwłaszcza, że Reyesowie zawsze chętnie przygarniali Blake'ównę pod swój dach i nie mieli nic przeciwko nawet jeśli praktycznie u nich pomieszkiwała. Zresztą znając życie nie tylko oni byliby skłonni ugościć Octavię. Życie jest brutalne. Niektórzy nie mają żadnego szczęścia w miłości, a żyją w miarę szczęśliwie, a jak jakaś dziewczyna znajduje w końch tego idealnego to nie może z nim po prostu być. Clarke wcisnęła dłonie w kieszenie jeansów i starała się skupić na czymś przyjemniejszym. Na parzykład na nadchodzących meczach w amerykańskiej lidze piłki nożnej kobiet. Zapowiadały się naprawdę ciekawie i oby chociaż one były w stanie poprawić jej parszywy humor.
CZYTASZ
ENDGAME
FanficClarke Griffin jest kapitanem żeńskiej drużyny piłki nożnej w liceum Arkadia. Jej marzeniem jest doprowadzenie swojego składu do finałowych rozgrywek międzyszkolnych i zgarnięcie trofeum. Niestety marzenia te mogą się nigdy nie spełnić ze względu na...