45 - END

6.3K 515 228
                                    

*trzy dni później*



Rzuciłem torbę pod łóżko i od razu zacząłem szukać telefonu. Nie mam pojęcia jakim cudem o nim zapomniałem przed wyjazdem. To na pewno przez pakowanie na szybkiego, a w połowie drogi nikomu już nie chciało się zawracać.

W końcu znalazłem go, jakimś cudem pod łóżkiem i zaraz podłączyłem do ładowarki. Chwilę później włączył się. Miałem kilkanaście nieodebranych połączeń od Becci i kilka z nieznanego dla mnie numeru. Wszedłem w jedyną wiadomość od dziewczyny, którą wysłała dzisiaj rano.

Becca: przepraszam

Zmarszczyłem brwi. Sprawdziłem pocztę głosową. Miałem dwie wiadomości, pierwsza była z piątkowego wieczoru.

- Hej, wszystko okay? Nie odzywasz się, co jest dziwne jak na ciebie, do tej pory pisałeś co chwila. Pewnie jesteś zajęty. Nie będę ci przeszkadzać. Odezwij się jak znajdziesz chwilę. Kocham Cię Michael – usłyszałem pikanie i zaraz włączyło się drugie nagranie z dzisiaj. – ... - słyszałem jej przyśpieszony oddech i cichy szloch, który starała się powstrzymać. – Michael... - głos jej się łamał. – Przepraszam – powiedziała cicho. – Myślałam, że jest już dobrze, ale... przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałam, ja... - wiadomość się skończyła. Niemal czułem jak robi mi się słabo. Od razu pobiegłem w stronę wyjścia z domu, po drodze zabierając ze sobą kluczyki od samochodu. Wybrałem jej numer, przykładając telefon do ucha, ale był wyłączony. Od razu włączyła się poczta.

- Kurwa – zatrzasnąłem za sobą drzwi od samochodu i uderzyłem dłońmi w kierownicę. Gdybym miał ten cholerny telefon przy sobie to... Nie, nie mogę tak myśleć. Nic się nie stało. Nic. Mój telefon zaczął dzwonić. Zmarszczyłem brwi widząc ten sam numer co w nieodebranych połączeniach. – Tak, słucham?

- Michael? – ten głos wydawał mi się znajomy. – Tu mama Becci – serce momentalnie przyśpieszyło mi bicia. Zacisnąłem mocniej dłoń na telefonie.

- Co z nią? – zapytałem od razu. – Nie odbiera i...

- Jesteśmy w szpitalu.

- Co?

- Lekarze się nią zajmują. Nie wiem co się stało – doskonale słyszałem, że była bliska płaczu. – Wyszłam tylko na chwilę do sklepu, a kiedy wróciłam...

- Który szpital?

Wbiegłem do budynku, od razu kierując się na wyznaczone piętro. Odszukałem wzrokiem matkę Becci i podbiegłem do niej. Ledwo łapałem oddech.

- Co się stało?

- Nie mam pojęcia. Nie było mnie może pół godziny, a kiedy wróciłam znalazłam ją nieprzytomną na korytarzu. Chyba przedawkowała leki i...

- Pani Parker? – odwróciła się. Przed nami stał mężczyzna w fartuchu. Przełknąłem ślinę. – Możemy porozmawiać na os...

- Proszę mówić.

- Przykro mi. Nie udało nam się uratować pani córki.

- C-co? – zapytałem cicho z niedowierzaniem.

- Stężenie leków we krwi było za duże, musiała je wziąć dużo wcześniej niż myśleliśmy... - czułem zbierające się w moich oczach łzy. To koniec. Nigdy więcej jej nie zobaczę. Nie usłyszę jej głosu. Nigdy więcej się do mnie nie uśmiechnie...






***

Tak, dobrze widzicie to koniec, ale wiem, że byście mnie zabiły za taką końcówkę więc pojawi się jeszcze dodatek- alternatywne zakończenie👍😘👿

Dziękuję za wytrwałość nawet przez rzadkim dodawaniu rozdziałów ostatnimi czasy! Mam nadzieję zobaczyć was przy innych moich historiach 😘❤💙💛💜💚💖

Lov U❤👿

Smile for me • M.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz