46 - END 2

7K 628 95
                                    

Przyglądałem się dziewczynie, która leżała na szpitalnym łóżku. Z tego co mówił lekarz, mało brakowało a mogłoby jej już tu nie być, ale na szczęście wszystko już jest dobrze. Już wczoraj wieczorem się wybudziła, ale nie mogłem do niej wejść. Teraz musiałem czekać, powinna niedługo się obudzić. Wczoraj prawie na zawał zszedłem, zanim w ogóle dotarłem do szpitala.

Gładziłem powoli jej dłoń. Teraz byłem tu sam. Niedawno wysłałem jej matkę do domu, aby odpoczęła. Była bardzo przejęta tym wszystkim, ale nie ma się co dziwić, sam miałem mętlik w głowie i cholernie się martwiłem, a nerwy mnie zżerały.

Poczułem uścisk na dłoni. Skupiłem wzrok na twarzy blondynki. Zacisnęła powieki by po chwili, powoli je unieść. Zamrugała powoli. Jej spojrzenie padło na mnie i momentalnie w jej oczach stanęły łzy.

- Przepraszam – powiedziałem. Z jej ust wydobył się szloch. Podniosła się i przytuliła się do mnie, łapiąc w dłonie moją koszulkę. Objąłem ją ramionami. – Ciii... już wszystko dobrze – szepnąłem.

- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, Michael – szepnęła wprost w moją szyję.

- Już dobrze – powtórzyłem. – Nie rób mi tego więcej – wtuliłem twarz w jej włosy. Czułem powoli zbierające się łzy w moich oczach, ale za wszelką cenę nie chciałem się przy niej rozbeczeć. Odsunęła się ode mnie, a ja odgarnąłem jej włosy z twarzy, pozostawiając dłoń na jej policzku, który delikatnie gładziłem kciukiem. – Już dobrze – uśmiechnąłem się delikatnie. Pociągnęła nosem.

- Nienawidzisz mnie, prawda?

- Co? O czym ty mówisz?

- Przez to co zrobiłam. Nie chciałam, naprawdę nie chciałam. Po prostu... nie mogłam się uspokoić, a ty nie odbierałeś i... leki nie pomagały, więc wzięłam kolejną dawkę i kolejną, ale i to nic nie dawało i... przepraszam.

- Już, spokojnie... głęboki wdech – odparłem, a ona zrobiła to o co prosiłem. – Nie jestem zły.

- Nie?

- Nie. Jestem wściekły. To było cholernie głupie – przyglądała mi się niepewnie. – Ale nie doszłoby do tego, gdybym nie zapomniał telefonu, więc to częściowo i moja wina.

- Nie możesz tak myśleć, to ja...

- Cicho – przerwałem jej. – Nie ważne co i tak cię kocham, rozumiesz? Kocham cię, Becca i nic tego nie zmieni. Nawet jeśli będę musiał przykleić sobie ten cholerny telefon do ręki czy gdzieś indziej, żeby o nim nie zapominać.

- To mogłoby być niewygodne – zachichotała. – Ja ciebie też kocham, Michael – uśmiechnęła się. Starłem łzę z jej policzka.

- Nie wytrzymałbym długo bez twojego uśmiechu, więc proszę, uśmiechaj się dla mnie.

- Kiedy tylko będziesz chciał – odpowiedziała z uśmiechem, po czym ponownie się do mnie przytuliła.

Smile for me • M.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz