2

6.5K 197 86
                                    

Pierwszy dzień w szkoke, środek semestru, po prostu super. Muszę dać sobie radę. Jestem niezależna. Chcę pokazać i sprawić taką iluzję, gdzie moi rodzice będą myśleli, że już wszystko dobrze. Kocham ich i nie chcę, żeby cierpieli przeze mnie.

Tata zawiósł mnie do szkoły. Na parkingu pożegnaliśmy się cichym "część" i już go nie było. Mówiąc szczerze jedyną osobą, która chodziaż próbowała mnie zrozumieć była moja matka - Anabel. Może nie koniecznie miałyśmy dobre kontakty, ale bynajmniej wyrażała jakiekolwiek chęci. Moja była przyjaciółka, mnie zostawiła, twierdząc, że życie jest za krótkie na zamartwianie się i tęsknienie za osobami, które już nie wrócą. Czyli tak na prawdę nie była moją prawdziwą przyjaciółką.

Przekraczam próg szkoły. Pierwsza liceum.
W sumie nie wiem po co się uczę. Kogo ja oszukuję, przecież to, że chodzę do szkoły nie oznacza od razu, że się uczę. Moje oceny nie są już dobre od roku. Nie mam ani trochę chęci się uczyć.

Szkolny korytarz jest jak każdy inny, żółte ściany, zielona podłoga. Co jakiś kawałek stoją uczniowie.

Zmierzam w strone sekretariatu, tak bynajmniej mi się wydaje. Nie mam zielonego pojęcia gdzie co jest, ani prosić o pomoc.

Staram sobie wmówić, że jestem niezależna i silna. Ale mi to nie wychodzi, bynajmniej chcę taką grać. Taką niegrzeczną dziewczynkę, której boi się większość szkoły. W takim celu na przykład jak dziś mam na sobie czarne spodnie z dziurami na kolanach, białą bluzkę z napisem ,,Fuck you", skórę i czarne conversy. Zawsze podobał mi się taki styl, taki inny. Nie jestem jak każda,. Nie lubię się stroić, malować i ubierać w kolorowe ciuchy. Preferuje czerń i biel.

Widzę większy tłum uczniów, podchodzę bliżej i zauważam, że ktoś się bije. Dwóch chłopaków, wyglądają na starszych ode mnie, ale zwisa mi to. Po chwili dostrzegłam złotą tabliczkę na drzwiach z napisem "sekretariat". Szybkim krokiem weszłam do pomieszczenia.

Za dużym drewnianym biurkiem, siedziaał starsza pani, wyglądała sympatycznie, aż szkoda, że muszę grać sukę.

Podchodzę do biurka i wale pięcią w blat, żeby zwrócić na siebie uwagę kobiety. Ona podnosi na mnie wzrok i momentalnie się uśmiecha.

-W czym pomóc panienko?-pyta, a jej słowa wydają się takie przepełninoe radością, co wcale nie ułatwia mi sprawy.

-Chcę mój plan, jestem nowa.-mówie oschlę.

-Jak się nazywasz?

-Sky Malik.

-Scarlett?-mówi zdziwionym tonem kobieta i zaczyna grzebać w papierach.-A tak faktycznie, mam Cię tu.

Podaje mi papierek, na który prawdopodobnie jest mój plan zajęć.
Spoglądam na niego i dostrzegam, że za jakieś pięć minut mam chemię. Szczerze to nienawidzę tego przedmiotu całym sercem.

Nic nie mówiąc wychodzę z pomieszczenia i trzaskam drzwiami.
Rozglądam się próbując znaleść sale 38. Własnie tam mam mieć tą wspaniałą lekcję. Niestety idzie mi to dość opornie.
Przemierzam korytarz, aż w końcu rozlega się dźwięk dzwonka. Wszyscy pośpiesznie kierują się do swoich sal.  Zauważam, że co jakiś czas ktoś patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem. Normalnie jakbym miała wypisane na czole "TAK TO JA JESTEM TU NOWA".

W końcu dostrzegam sale z numerkiem 38. Bez pukania czy jakiegokolwiek zastaniowienia się wchodzę do środka. Za biurkiem siedzi jakaś stara kobieta z siwymi włosami. Już jej nie lubię...

-A ty pewnie jesteś nowa?-pyta ze sztucznym uśmiechem.

-Zapewne.-odpowiadam, po chwili jednak mój niewyparzony język dodaje.-Może pani się przestać tak sztucznie jarzyć?

-Młoda damo, wypraszam sobie.

Przestałam jej słuchać i siadam do ostatnieł ławi pod oknem, która odziwo jest wolna. W sali panuję cisza. Prawie wszystkie pary oczu są skierowane na mnie. Dziwnie mi z tym, no ale wiedziałam, że tak będzie.

Wyjmuję notatnik, bo nie wiedziałam, jakie mam lekacje, co wiąże się z tym, że nie mam książek.
Ciszę w sali przerywa nauczycielka.

-To dziś praca w grupach, pracujecie po dwie osoby, z tą z którą siedzicie. A ponieważ panienka...-zacina się i patrzy na mnie znacząco.

-Sky.-mówię spokojnie.

-Tak Sky i Harry nie mają pary więc będą pracować razem.

Rozglądam się po klasie, zastanawiając się jaki "szczęściarz" ma zaszczyt ze mną pracować i tak nie będę nic robić.

Jakiś chłopak z trzeciej ławki wstaje. Podejrzewam, że to właśnie jest Harry. Ma brązowe włosy, idealnie zaczesane do tułu, chyba troszę za długie. Ubrany jest w takie same spodnie jak moje i do tego ma luźną koszulę w jakieś wzorki. Przez odpiętę guziki widać jego tatuaże. Ale boże te oczy, można się w nich rozpłynąć. Dopiero teraz to zauważyłam te szmaragdowe oczy patrzą się prosto w moje. Chyba za długo mu się przyglądałam. Jest przystojny, naprwdę bardzo przytojny. Uśmiecha się szeroko i siada na wolnym miejscu koło mnie. Zauważam, że to jeden z chłopaków, którzy bili się na przerwie. Jednak po nim tego nie widzać, ani jednego zadrapania, nic.

Nauczycielka coś jeszcze tłumaczy ale ja jej nie słucham.

-Harry.-przedstawia się brunet.

-Ta wiem jak się nazywasz.-mówię oschlę, nie chcę żadnych znajomych.

-Milutka.-stwierdza i jeszcze bardziej się uśmiecha.

-Przeszkadza Ci to?-pytam ze złością.

-Nie, nigdy. Lubie takie.-powiedział z wielkim usmiechem.

†††

Podoba się? Mam nadzieje, że tak..;)

Straciłeś mnie  || H.S.✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz