Rozdział XV

979 62 34
                                    

Głaszcząc kota sułtanki Nergissah wyglądałam przez okno. Pogoda od kilku dni była paskudna- niebo było ciągle zachmurzone i padało. Spadające z drzew kolorowe liście i bladozielona trawa tworzyły w ogrodzie rozmokły dywan. Był już początek października- piąty miesiąc mojego pobytu w haremie i bycia faworytą Padyszacha całego świata. Podobało mi się moje obecne życie: miałam prawdziwą przyjaciółkę, z sułtanką Mahidevran miałam bardzo dobre stosunki, nie byłam niczyją sługą i mogłam mieć niemal wszystko, czego zapragnęłam. I byłam bardzo zakochana w Mustafie, tak jak on we mnie. Mustafa jest wspaniałym człowiekiem- dobrym, sprawiedliwym, wykształconym, pomocnym i szczerym. Rozpieszczał mnie i dawał poczucie bezpieczeństwa. Byłabym całkowicie szczęśliwa, gdym mogła utrzymywać kontakt z rodziną. I gdyby Rumeysa nie była w ciąży. Kilka dni po tym, jak wspólnie skazałyśmy Iskenderiye na porządną chłostę, spalenie twarzy i wygnanie z haremu, okazało się, że Rumeysa jest ciąży. Ona z Rumeysą bardzo się cieszyli, czego nie można powiedzieć o chyba całej reszcie pałacu. Matka i siostra sułtana były naprawdę niezadowolone, niewolnice z haremu zazdrosne i zawistne. Ja z wściekłością i zazdrością to przełknęłam, ale obawiałam się. Z Rumeysą byłyśmy w poprawnych stosunkach, ale nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, kiedy ona urodzi księcia.

Moje rozmyślania przerwała siostra sułtana, kładąc mi na kolanach jakieś bogato zdobione  pudełeczko. Spojrzałam na nią pytająco. Powiedziała mi dzisiaj, że ma mi coś szalenie ważnego do powiedzenia.

- Otwórz i przeczytaj.

Otworzyłam. W środku było mnóstwo zapisanych karteczek. Wzięłam kilka i zaczęłam czytać. Były to piękne wiersze miłosne, zapewnienia o bezgranicznej miłości i oddaniu oraz coś o urodzie Raziye. Byłam pewna, że czytałam wcześniej wiersze tego autora, ale nie mogłam sobie przypomnieć kto nim jest. Złapałam rękę Raziye.

- Opowiadaj. Kto jest tym szczęściarzem, ile to trwa i czemu ja dowiaduję się dopiero teraz?

- Przyjaźnimy się już od wielu lat, zakochani jesteśmy od... od dwóch lat. Tym szczęściarzem jest Yahya...

Przez moment zbaraniałam.

- Wiedziałam, że się lubicie, ale nie wpadłabym na to, że aż tak bardzo. Wie ktoś? Czemu nie poprosicie Mustafy o zgodę... na bycie razem?

Sułtanka posmutniała.

- Nikt oprócz teraz ciebie nie wie. Bardzo byśmy chcieli, Yahya próbował mnie do tego przekonać, ale ja się trochę boję.

- Ale czemu?

- Mustafa nie skazał na śmierć naszych przyrodnich braci. Sułtanka Hurrem nawet na łożu śmierci będzie intrygowała, co zrobić, aby zdetronizować Mustafę, a niestety ona też ma swoich zwolenników i wiernych ludzi. Może zaistnieć sytuacja, że dla dobra Mustafy będę musiała za kogoś wyjść... Już raz tak było, ale na szczęście on szybko umarł.

- Rozumiem. Sama kilka miesięcy temu zgodziłam się na ślub tylko ze względu na korzyści, jakie mogła czerpać moja rodzina.

Raziye uśmiechnęła się smutno.

- Obowiązek wobec rodziny bywa przekleństwem, które pęta mocniej niż niż niewolnicze kajdany. Są niewidoczne, ale przez to wcale nie mniej ciężkie niż te materialne.  Z czasem zaciskają się na człowieku dusząc go, odbierając mu radość z życia.

- Ale przecież Yahya jest przyjacielem Mustafy, wiernym i inteligentnym. Poza tym, kto ci będzie takie wiersze pisał?

Wzruszyła ramionami. Przez kilka minut siedziałyśmy w ciszy.

- Pójdziesz ze mną do medyczki?- zapytałam.

- Dlaczego? Źle się czujesz, co z tobą?

- Nie martw się, wszystko w porządku... Tylko podejrzewam, że jestem w ciąży i chcę się upewnić.

WS:Światło Wśród Najciemniejszej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz