Rozdział VII

1.4K 79 15
                                    

Rano z szerokim uśmiechem przeciągłam się po satynowej pościeli. Zapomniałam już jakie to przyjemne uczucie. I w końcu nikt mnie nie obudził. Spojrzałam się na Mustafę. Spał blisko mnie na brzuchu, jedną ręką obejmował mnie w talii, spokojnie oddychał. Wyglądał uroczo. Znowu się uśmiechnełam. Ostatnia noc była zdecydowanie najlepsza w moim życiu. Delikatnie, aby go nie obudzić, wymsknełam się z jego objęć. Włożyłam suknię i podeszłam do lustra, poprawiając włosy. Wyglądałam dobrze. Rozejrzałam się po pokoju. Dominowały różne odcienie czerwieni i złota. Oprócz łóżka i lustra w komnacie znajdowały się dwa kufry, ottoman, biurko na którym leżały rozmaite papiery i mapy, krzesło, dywan na podłodze i duży globus. Z daleka było widać, że wszystko to bardzo misterna robota. Wyszłam na balkon, gdzie stał jeszcze jeden ottoman. Powietrze było rześkie, słońce przyjemnie grzało. Podeszłam do balustrady. Rozciągał się cudowny widok na Bosfor i Konstantynopol.
Usłyszałam jakiś dźwięk. Odwróciłam się, gdy Mustafa wychodził z alkowy. Lekko się wystraszyłam, ale on szybko wrócił i podszedł do mnie z uśmiechem.
- Dzień dobry, Panie- powiedziałam, kłaniając się.
Wziął moją twarz w dłonie i pocałował w usta.
- Przez chwilę bałem się, że gdzieś mi uciekłaś. Zjemy razem śniadanie.- głaskał mnie po włosach i policzku- Chciałbym ci zmienić imię.
Nie wiedziałam, czy było to pytanie, ale potakująco skinełam głową. Zamyślił się przez chwilę.
- Leyla, od dzisiaj masz na imię Leyla.
- Ładnie- powiedziałam szczerze- Co ono oznacza?
- Czarnowłosa, światło wśród najciemniejszej nocy- odpowiedział całując mnie w czoło.
Pomogłam mu ubrać granatowy kaftan. Przynieśli nam śniadanie- świeże pieczywo, miód, młody ser, konfitury i szerbet. Kiedy jedliśmy, Mustafa opowiadał mi o swoim przyrodnim rodzeństwie: o walecznym Bayezidzie, który obecnie pomagał mu w jednej z prowincji; o mądrym, ale chorym Chihangirze, który obecnie był z Bayezidem w prowincji; o uzależnionym od alkoholu Selimie, którego wraz z rządną władzy żoną Nurbanu wysłał na Cypr oraz o bardzo podobnej do swojej matki sułtance Mihrimah. Wspominał też swojego brata Mehmeda, który zmarł kilka lat temu. Nagle do komnaty wszedł strażnik.
- Panie, Yahya bej przyszedł, mówi że czas na obrady.
Mustafa wstał, zrobiłam to samo.
- Idź już. Prowadzimy przygotowania do wojny, mam sporo pracy.
Ukłoniłam się i wyszłam. Miałam nadzieję, że na wojnę nie pojedzie zbyt szybko.
Dzisiaj nic nie mogło zniszczyć mi dobrego humoru. Gdy weszłam do haremu czułam na sobie zazdrosne i zawistne spojrzenia. Jedynie Nadia i Aslihan rozpromieniły się na mój widok. Chciałam jak najszybciej do nich podejść i wszystko opowiedzieć, ale na drodze stanęła mi Iskenderiye.
- Mam nadzieję, że dobrze wykorzystałaś swoją ostatnią noc w alkowie, Charlotta.- powiedziała na tyle głośno, by cały harem spokojnie usłyszał.
Ona mnie rozbawiała.
- Nie Charlotta, ale Leyla.- powiedziałam równie głośno jak ona- Sułtan zmienił mi imię, od dzisiaj macie mówić mi Leyla. I to na pewno nie był mój ostatni halvet.
- Taka jesteś tego pewna?
Wciąż byłam w dobrym nastroju, tylko z przyjemnością bym ją spoliczkowała. Wszystkie pary oczu zwrócone były na nas.
- Padyszach był mną oczarowany- oznajmiłam radośnie i pewnie, kładąc dłonie na jej ramionach- Gdy już zostanę sułtanką, wezme cię do siebie na służbę.
Nigdy bym tego nie zrobiła. W tych brązowych oczach, które z taką wściekłością wpatrtwały  się w moje zielone było jakieś szaleństwo. Straciła moje dłonie i podeszła bliżej, celując we mnie palcem wskazującym.
- Słuchaj no ty...
- Co tu się dzieje?!- stanęła przy nas wyraźnie niezadowolona Fidan.
- Iskenderiye mnie obraża.- odpowiedziałam natychmiast.
- Uspokuj się, hatun- warkneła na nią- Charlotta...
- Sułtan zmienił mi imię na Leyla- przerwałam jej.
- No dobrze, Leyla. Weź swoje rzeczy i chodź, przenosisz się na piętro faworyt.
Szybko wziełam swój skromny dobytek i poszłam za Fidan.
- Dostaniesz nowe suknie. Będziesz dzieliła komnatę z Rumeysą hatun- oznajmiła.
- Co?- prawie krzyknełam.
- Co ci znowu nie pasuje?- fukneła na mnie- Od pierwszego dnia w pałacu masz jakieś problemy. Nie będziesz się myła bez wanny, nie będziesz spała na podłodze z innymi dziewczętami, nie będziesz chodziła na lekcje, bo niby wszystko umiesz, nie będziesz sprzątać. Chcesz wrócić do sali głównej?
- Nie. Po prostu miałam w planach nie wchodzić jej w drogę. Może być zazdrosna lub coś, wolała bym nie mieć z nią konfliktu.
- Wierz mi, nie będziesz miała.- powiedziała, wpuszczając mnie do komnaty.
Na ścianach była wzorzysta tapeta w jasnych kolorach i lustro. Po prawo stał długi ottoman, na którym moja nowa współlokatora czytała, a naprzeciwko drzwi podwyższenie z dwoma kuframi i łóżkami i okna.
- Rumeysa, Leyla będzie z tobą mieszkać. Leyla, rozpakuj się.
Zostawiła nas same. Rumeysa ledwo zaszczyciła mnie spojrzeniem, wyglądała jakby średnio się przejmowała. To chyba dobrze. Gdy układałam moje rzeczy w kufrze powrócił ten wspaniały nastrój w którym wychodziłam z komnaty Mustafy.

WS:Światło Wśród Najciemniejszej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz