Rozdział XXXIX

416 30 2
                                    

Haver kazała nam wtopić się w tłum tak, aby nikt na nas nawet nie spojrzał. I ona była pierwszą, która zwróciła na nas uwagę.

Chcieli publicznie ukamienować jakąś dziewczynę. Wytargali ją na plac prawie nagą i wyzywali. Rumeysa przelotnie zawiesiła oko na całym zdarzeniu. We mnie zagotowało się na ten widok, jednak wiedząc, że nic nie zdziałam, zacisnęłam zęby i chciałam przejść obok. Haver za to ani myślała tego tak zostawić. Przecisnęła się przez tłum do dziewczyny, zasłoniła ją swoim ciałem i zaczęła obrażać wszystkich zgromadzonych.

Patrzyłam na nią wmurowana w ziemię. Nawet jeśli w pewien sposób podziwiałam ją za bronienie biedaczki, byłyśmy w muzułmańskim kraju. To było jak samobójstwo. Z letargu wyrwała mnie Rumeysa, ciągnąc mnie mocno za ramię.

- Co robimy?- wysyczała mi do ucha- Królowa Śniegu jeszcze bardziej ich rozwścieczyła.

Miała rację. Jeszcze głośniej krzyczeli, paru wyglądało, jakby rozważało rzucenie kamieniem w perską księżniczkę.

Zaklęłam w duchu. Haver zawsze trzymała uczucia na wodzy i była opanowana, czemu coś ją musiało opętać akurat teraz?

- Musimy ją stamtąd zabrać.

Zaczęłam się przeciskać przez rozjuszonych mężczyzn, a serce zaczęło bić szybciej ze strachu. Kiedy stanęłam obok Haver, uśmiechnęłam się słabo i uniosłam uspokajająco ręce.

- Bez nerwów, panowie. Już się stąd zbieramy.

Złapałam czarnowłosą za łokieć i próbowałam odciągnąć, jednak ta się nie dała.

- Mam im pozwolić ją zabić?

Dziewczyna przyczołgała się bliżej Haver i złapała ją za rękę. Oczy miała pełne łez i cała drżała.

- Ja nie chciałam...- wyszeptała ledwo słyszalnie- On wziął mnie siłą... Nie...

- Cicho, nic już nie mów. Nic ci nie zrobią.

Uśmiechnęła się- pierwszy raz widziałam, aby tak ciepło- i pogłaskała krótko jej włosy.

- Co wy wyprawiacie?- obok nas pojawiła się Rumeysa- Chodźmy już, bo gotowi są ukamienować nas wszystkie.

- Zostaw ją, nie pozwolą nam z nią przejść.- warknęłam na Haver. Starałam się nie patrzeć na uczepioną jej ręki dziewczynę, bo wiedziałam, że rozerwałoby mi to serce.

- Posłuchaj jej. Całego świata nie uratujesz.- poparła mnie Rumeysa.

Haver pomogła dziewczynie wstać i okryła ją swoim płaszczem. Ułożyła dłoń w sukni tak, aby miała łatwy dostęp do miecza.

- W tym momencie brzydzę się wami obiema.

Po tych słowach, jak gdyby nigdy nic, zaczęła z powrotem przeciskać się przez mężczyzn. Jeden spróbował jej dotknąć, przez co rozcięła mu policzek mieczem. Złapałam wtedy Rumeysę za rękę i pociągnęłam nas za nimi. Gdybyśmy zginęły tutaj przez Haver, męczyłabym ją zza światów do końca jej życia.

Znalazłyśmy jakąś karczmę. Haver pomachała właścicielowi przed nosem sznurem pereł i za to dostałyśmy pokój z dwoma łóżkami, miskę z wodą i kolację. Nie były to królewskie warunki, ale przynajmniej nie był to las, a cienka zupa i pieczone mięso z sosem były dobre.

Dziewczyna uratowana przez Haver miała na imię Meryem. Kilka dni temu zmarł jej ojciec. Mężczyzna, który wziął ją siłą, był przyjacielem jej ojca i obiecał pomoc.
Nie chciała nic jeść ani pić, chyba wciąż była na to zbyt roztrzęsiona. Haver zapłaciła dodatkowo za byle jaką suknię dla niej i pomogła jej ogarnąć wygląd. Kazała jej się przespać, ona jednak nie mogła, siedziała na łóżku i patrzyła na wszystko, co robiłyśmy.

Potem jednak Znajda, jak ochrzciła ją Rumeysa, zasnęła jako pierwsza. Rumeysa wyszła wtedy na zewnątrz, a ja zostałam sama z Haver.

- Ryzykowałaś dla obcej dziewczyny, której nie znasz, ale małe, niewinne dziecko byłaś gotowa zabić za to, co się jego matka...

- Nikomu w potrzebie nigdy nie odmówię pomocy. Tamta groźba to był pomysł Kadira i gdyby przyszło co do czego, on by ją wypełnił. Nie jestem wzorem cnót, ale on ma jeszcze mniej skrupułów.

- Jak możesz mówić o tym tak spokojnie? Jak w takiej sytuacji możesz chcieć z nim być?- ze zdenerwowania podniosłam głos.

- Ciszej. Ja też nie wiem, za co tak kochasz Mustafę, ale nie krytykuję. Zresztą, w miłości nie ma miejsca na zdrowy rozsądek.

- Tak usprawiedliwiasz...

- Słuchaj uważnie. Ty i Mustafa nie jesteście lepsi ode mnie i Kadira bo, nie wiem, nigdy nie zabiliście nikogo poza polem bitwy albo wasza miłość nie polega na chowaniu się po kątach, tylko spijaniu sobie z dzióbków. Nie obchodzi mnie, co myślisz o mnie, jego pewnie też nie obchodzi, co myślisz o nim, ale ja nie pozwolę ci go obrażać. Nie znasz go. Jeszcze raz coś o nim powiesz, a wyrwę ci język.

Naprawdę go kocha, szczerze i mocno.

Przypomniałam sobie o propozycji Persa. Zamordownie szacha, ojca Haver. Powiedział, że ona wie i zagroziła, że go zabije, jeżeli to zrobi. Czy kocha ją równie mocno jak ona jego, skoro chce ją tak skrzywdzić?

Przez chwilę kusiło mnie,a by jej o tym powiedzieć, szybko jednak zrezygnowałam. Muszę się jej pozbyć, a ze złamanym sercem lub wściekła może zechcieć pozostać tutaj. Jeżeli wyjedzie, wyślę do Persji list dla niej, z wiadomością, jak się pomyliła.

Położyłam się na łóżku. Moje myśli na nowo zaczęły krążyć wokół zabójstwa szacha Tahmaspa. Gdybym to zrobiła, byłaby to największa i najgorsza głupota popełniona w całym moim życiu, ale myśl o pozbyciu się takiego wroga i jego córki z mojego pałacu były kuszące nad wszystko inne.

Przestraszyłam się, słysząc pukanie do drzwi. Szybko usiadłam.

- Rumeysa by nie pukała, prawda?- pytanie zadała Haver.

Wymieniłyśmy spojrzenia. Księżniczka wyjęła sztylet, schowała go za plecami i ruchem głowy nakazała mi otworzyć. Ze ściśniętym sercem otworzyłam. Jakiś mężczyzna ukłonił się.

- Sultana.

Przez nerwy i zdezorientowanie nawet nie próbowałam mu przeszkodzić,  kiedy mnie wyminął, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

- Kim jesteś? Czego tu chcesz?- głos Haver brzmiał pewnie i władczo.

- Muszę dokończyć zadanie.- oznajmił spokojnie, po czym wyjął sztylet.

Musi nas zabić.

- Która pierwsza?

- Ty będziesz pierwszy.

Kierowana odruchem chwyciłam coś co było za mną i walnęłam go z tyłu głowy, tak, że zatoczył się na Haver. Ona obaliła go na podłogę, unieruchomiła rękę, w której trzymał sztylet i przyłożyła swój do jego gardła.

- Kto cię przysłał?

Nie odpowiedział, tylko spróbował ją z siebie zrzucić, bezskutecznie. Zaśmiała się szyderczo.

- Chyba nie myślałeś, że potulnie damy sobie poderżnąć gardła?

Leżeli spokojnie przez chwilę. W pewnym momencie mężczyzna ruszył się, pewnie i szybko, tym razem wygrywając z Haver i to ona wylądowała pod nim ze sztyletem na gardle.

Zaczęli się szarpać. Chwyciłam z powrotem drewno, którym wcześniej go uderzyłam i chciałam pomóc Haver, ale akurat wtedy mężczyzna gwałtownie wstał, mocno mnie odpychając. Uderzyłam ciałem o komodę.

W jednym momencie widziałam, jak świecznik spada, a w drugiej czułam niewyobrażalny ból, gdy ogień spotkał się z moją ręką.

WS:Światło Wśród Najciemniejszej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz