Rozdział XXX

571 41 15
                                    

Kadir z rozkoszą oddychał nadwodnym powietrzem i cieszył się konną przejażdżką. Krótką, bo tylko do Starego Pałacu, gdzie Haver widziała się z sułtanką Hurrem, jednak była to miła odmiana po niemal ciągłym siedzeniu w pałacu i okazjonalnych spacerach i ćwiczeniach z księżniczką.

Nagle powóz zatrzymał się. Pers gwałtownie zatrzymał konia, który zaczął parskać.

Drzwi powozu otworzyły się i na ziemie zeskoczyła Haver. Bez słowa ruszyła w stronę portu. Mężczyzna zsiadł z konia i podążył za nią. Gdy usiadła po turecku nad Bosforem, zrobił to samo. Safawidka sięgnęła po jego dłoń.

- Co jest?- zapytał.

- Mam dość.- mruknęła szczerze- Dość tego kraju, dość pałacu, dość tutejszych ludzi, dość tego, w co wpakował mnie ojciec. Hurrem potraktowała mnie jak dziecko, głupią gęś, którą trzeba pokierować. Chyba zapomniała, że stoi przed nią rodowita księżniczka, a sama jest nic nieznaczącą niewolnicą! Chcę do domu.

- Nie rozumiem, po co ci pomoc sułtanki przy otruciu i w ogóle, więc chyba z tego możesz zrezygnować. Zrób to, co wymaga szach i wrócimy do domu. A jak nie, to ja ci mówiłem, co można zrobić.

Haver posłała mężczyźnie krótkie, mordercze spojrzenie.

- A ja kazałam ci zapomnieć o tym pomyśle, idioto. Z tym zabójstwem muszę poczekać.

- Niby czemu? Im szybciej, tym lepiej.

Kobieta westchnęła. Powód na pewno mu się nie spodoba.

- Ojciec chce, żebym najpierw zaszła w ciążę i urodziła.

- Że co?!- wrzasnął rozzłoszczony Kadir- Czy on oszalał?

- Nie drzyj się, ludzie się gapią.- fuknęła księżniczka- Mi też to się nie podoba, ale spójrz, gdybym urodziła syna...

- Tak, tak, tak, już widzę te korzyści dla dynastii. Tylko ja mam je gdzieś.

- Wiem, ale zrozum. Muszę się teraz poświęcić, dla mojego państwa i dla mojej rodziny. Na coś dla mnie, na ciebie, przyjdzie czas później.

- Później, czyli kiedy? Nie mam ochoty czekać w nieskończoność. Jeszcze nie mogę sobie znaleźć żadnej kochanki, ani iść czasem do tawerny po coś innego niż się napić, bo ty będziesz wielce obrażona.

- Wiem, że ty byś chciał być w moim życiu numerem jeden. Ale jestem księżniczką i tak być nie może. A nawet jeśli bym nie była, wtedy moim numerem jeden byłabym ja sama. Poczekasz, poczekasz. Obiecuję, że będzie warto.

Po tych słowach pocałowała go w zarośnięty policzek i położyła głowę na jego ramieniu. Kadir z ciężkim westchnięciem objął ją ramieniem. Pozwalał tej kobiecie na zdecydowanie za dużo, jeżeli chodziło o niego. Po kilku minutach Haver wstała.

- Chodź, przejdziemy się po targu.

Pers jęknął.

- Nie chce mi się. Poza tym, patrz na niebo, niedługo pewnie będzie padać, lepiej wracajmy.

- Nie wiem, kiedy następny raz uda mi się wyrwać poza mury pałacu!

Mężczyzna wciąż siedział na ziemi i wpatrywał się w bosforską cieśninę. Księżniczka zaszła go od tyłu i zaczęła żartobliwie ciągnąć za uszy do góry.

- Rusz się!

Dlatego że nie mogłam dopaść Kadira agi ani w Topkapi, ani w ogrodach, postanowiłam złożyć mu wizytę w Tophane

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dlatego że nie mogłam dopaść Kadira agi ani w Topkapi, ani w ogrodach, postanowiłam złożyć mu wizytę w Tophane. Plusem było to, że mniej osób mogło zobaczyć nasze spotkanie. Od kilkunastu minut siedziałam w przeznaczonej mu komnacie i z coraz mniejszym zainteresowaniem przeglądałam leżące na jego biurku dokumenty. Z początku liczyłam na znalezienie czegoś wartego uwagi i pomocnego w szufladach, jednak one były puste. Na blacie nie było nic podejrzanego ani przydatnego. Niezadowolona zostawiłam papiery i oparłam się o krzesło. Akurat w tym momencie wrócił Pers. Ciemne włosy i ubranie miał mokre, więc musiał przebywać na zewnątrz. Na mój widok ze zdziwieniem zatrzymał się w pół kroku.

- Sultana.- ukłonił się- Czym sobie zasłużyłem, na taką... niespodziewaną wizytę?

- Chciałabym z tobą porozmawiać. - wyjaśniłam, podnosząc się z krzesła i lekko uśmiechając.

- Liczę, że niczym nie uraziłem sułtanki ani nie podpadłem.

- Absolutnie nie, nie masz powodów do obaw.

Na chwilę zmarszczył brwi.

-Więc? O co chodzi, Sultana?

- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Mówiłeś, że księżniczka zasługuje na kogoś lepszego od osmańskiego padyszacha, a małżeństwo nie przyniesie nic dobrego.

Pokiwał potakująco głową.

- Była taka sytuacja. I co w związku z tym?

Przełknęłam ślinę, nagle lekko zdenerwowana.

- Ty nie chcesz tego ślubu, ja nie chcę tego ślubu. Teraz nic nie zdziałamy i temu nie zapobiegniemy, jednak działając razem możemy sprawić, że to małżeństwo potrwa jak najkrócej.

- Czyli proponuje mi sułtanka współpracę... Ale mnie zaszczyt kopnął.

- Co myślisz?

Zamyślił się, teatralnie opierając głowę na dłoni.

- A co ja będę z tego miał? Dodatkowo, gdyby to się wydało, byłoby nie ciekawie. Moglibyśmy zostać podejrzani nawet o zdradę.

- Nie wyda się.- odparłam pewnie- Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie nie ma powodów, dla których miałabym zdradzić.

- Do zdrady nie trzeba mieć powodów.- odparował.

Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Ja nie mogłabym od tak odwrócić się od człowieka, któremu byłabym wierna. Nawet przeświadczenie o niesłuszności poglądów i działań mogło być motywacją do zdrady.

Moje zamyślenie przerwał głos Kadira.

- Zgadzam się. Zróbmy coś, aby to pożal się Boże małżeństwo skończyło jak najszybciej.

- Czyli mamy umowę?

- Mamy umowę.- uśmiechnął się zawadiacko.

- Liczę na owocną współpracę.

Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam z komnaty. Liczyłam na to, że nie popełniłam właśnie ogromnego głupstwa.

Miałam zamiar od razu wyjść, jednak gdy przechodziłam obok sypialni Haver, moja ciekawość wzięła górę. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Na szczęście było pusto. W ładnie urządzonej komnacie panował przyjemny nieporządek. Z zainteresowaniem rozglądałam się po pomieszczeniu, gdy moją uwagę przykuła wisząca na wieszaku suknia. Śliczna. W kremowym kolorze, mocno ściśnięta w talii z poprzyminanymi sznurami pereł, na ramionach opadający pas, falbanki, koronki, szeroka spódnica do ziemi, z trzech pięter, rękawki do łokci. Wyglądała na suknię ślubną. Haver na pewno wygląda w niej oszałamiająco.

Kiedy patrzyłam na suknię ogarnęła mnie dziwna złość i zazdrość. Nie panując zbytnio nad samą sobą chwyciłam leżący na pobliskim stoliku sztylet i zaczęłam ciąć strój. Dźwięk rozpruwanego materiału był jak muzyka dla moich uszu, dopóki nie usłyszałam głośnych kroków wyraźnie zmierzających w stronę komnaty.

WS:Światło Wśród Najciemniejszej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz