Rozdział XXI

780 59 10
                                    

Zamiast iść dalej przed siebie zaczęłam przeciskać się przez mężczyzn bliżej podestu, na którym ustawione były w rzędzie młode dziewczęta i dziewczynki.

Chwilowo wydawało mi się, że się pomyliłam, przewidziałam. Ale nie. Nie mogłam uwierzyć, że widzę tu tę dziewczynkę. Dziewczynkę, którą kilka dni po jej narodzinach przynieśli do mojego pokoju i powiedzieli, że od teraz ja też jestem za nią odpowiedzialna. Dziewczynkę, którą kochałam całym sercem, którą opiekowałam się od zawsze, której pomagałam się wszystkiego nauczyć, która przychodziła do mnie podczas burzy, bo się bała. Poczułam piekące łzy w oczach. Co ona tu u licha robi?

Gdy chciałam ją zawołać, za pierwszym razem z moich ust wydobył się jedynie szept. Głośno przełknęłam gulę rosnącą w gardle.

- Ludwika!- za drugim razem zawołałam głośno, ale drżącym głosem- Ludwika!

Moja siostra gwałtownie skierowała wzrok na tłum. Zobaczyła mnie.

- Charlotta!

Zeskoczyła z drewnianego podestu. Zaczęła biec w moją stronę. Przecisnęłam się przez kilku mężczyzn, przyklękłam i otworzyłam szeroko ramiona. Gdy ręce Ludwiki oplotły moją szyję nie mogłam powstrzymać łez.

- Ma bien-aimée, ma belle soeur- szeptałam, tuląc ją do siebie.

- Leyla, co jest, co się dzieje?- usłyszałam nad sobą głos Raziye.

Chwilowo musiałam zignorować jej pytanie. Odsunęłam ośmiolatkę delikatnie od siebie. Nie zmieniła się bardzo, od kiedy byłam w Imperium. Urosła kilka centymetrów, ścięła włosy wcześniej sięgające jej za pupę. Wyszczuplała, ale to pewnie była wina dwóch tygodni spędzonych na statku. Uśmiechała się do mnie, ukazując braki w uzębieniu- nie miała dwóch mleczaków na dole i jednego na górze.

- Tęskniłam za tobą, bardzo- odezwała się pierwsza.

- Ja za tobą też. Powiedz, kochanie, jak ty się tu znalazłaś?

Uśmiech znikł z jej buzi, a do oczu napłynęły łzy.

- Jechałam z mamą i tatą powozem. Napadli na nas jacyś duzi mężczyźni, zabili rodziców...

- Rodzice... Rodzice nie żyją?- przerwałam jej gwałtownie.

Płacząc pokiwała głową. Nie zwracając uwagi na to, że jestem w miejscu publicznym zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Nie, nie, nie! To nie może być prawda! Zaczęłam płakać w ten żałosny sposób, gdy spazmy wstrząsają całym ciałem. Czułam jedynie smutek, żal, rozpacz. Ktoś podniósł mnie z ziemi. Chwilę pozwoliłam się tej osobie prowadzić, po czym gdzieś usiadłam. Zatkałam usta dłonią. Kilka dni temu wysłałam do nich list. Miałam ich jeszcze zobaczyć, przytulić. Oni mieli zobaczyć Ibrahima. Ojciec na pewno byłby przeszczęśliwy, że ma wnuka. Nie mogłam przestać płakać i uspokoić się przez kilka minut.

Gdy już minimalnie się otrzęsłam i otarłam łzy z twarzy, niepewnie rozejrzałam się, gdzie ja w ogóle jestem. W kawiarni. Przede mną stał kielich wypełniony bezbarwną cieczą, a naprzeciwko mnie siedziała Raziye, karmiąca moją siostrę jakąś bułką i rozmawiająca z nią. Ludwika mówiła wolno i z namysłem, przekręcając niektóre wyrazy albo sepleniąc. Odetchnęłam głęboko i sięgnęłam po stojące przede mną naczynie. Duszkiem opróżniłam jego zawartość, po czym odstawiłam na stolik.

- Zapłaciłam za twoją siostrę, możemy ją wziąć do Topkapi- odezwała się Raziye.

Wstała ze swojego miejsca, podeszła do mnie i ścisnęła moje ramię. Położyłam moją dłoń na jej.

- Dziękuję- wyszeptałam lekko ochrypłym od płaczu głosem.

Drugą dłonią skinęłam na Ludwikę, aby do mnie podeszła. Natychmiast do mnie podbiegła i przytuliła się.

WS:Światło Wśród Najciemniejszej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz