Mimo że był już wieczór, było mi zdecydowanie za ciepło i za duszno. Rumeysa skończyła nucić pod nosem jakąś melodię i odwróciła się, idąc teraz przodem do mnie i Haver.
- Zastanawiam się, czemu sułtanka Mahidevran nic nam nie powiedziała, gdy dowiedziała się, że każda z nas jedzie do Mustafy. To tak... nie w jej stylu.
- Ja nie mówiłam sułtance Matce, tylko Raziye.- wyjaśniłam.
- A ty? - zwróciła się do Haver.
- Wciąż jestem księżniczką. Nie muszę nikomu spowiadać się z tego co robię.
- Czyli co, chcesz mi powiedzieć, że nikt nie wie, gdzie pojechałaś? Że w ogóle gdzieś pojechałaś?
- Kadir powinien wiedzieć.
- Powinien?- powtórzyłam, nie do końca wiedząc, jak to interpretować.
- Mówiłam mu, że jadę, ale on był zaspany, ledwo przytomny; a gdy taki jest, połowa rzeczy które się do niego mówi nie dociera mu do mózgu.- westchnęła, zaciskając powieki.
Wydawała się zirytowana.Stałyśmy przez chwilę w ciszy. Wiatr nie szumiał w koronach drzew, owady ani ptaki nie dawały znaku życia. Zmarszczyłam brwi.
- Słyszycie?- zapytałam.
- Co mamy słyszeć? Cicho jest.
- No właśnie! Cicho! Żadnych ptaków, szmerów, niczego! Jest za cicho!
Haver otworzyła oczy i zaczęłyśmy się rozglądać. Księżniczka sapnęła cicho, gdy zauważyła coś za mną. Odwróciła się bokiem.
- Ktoś się czai za drzewami za Leylą. Znajdźcie sobie jakąś gałąź lub spory kamień i w razie czego brońcie się.- oznajmiła spokojnym szeptem, sięgając po ukryty w fałdach sukni miecz i zaciskając palce na rękojeści.
Przeszedł mnie dreszcz. Pewnie ci co podpalili pałacyk zostali, aby się upewnić, że tam umrzemy, ale ponieważ się nie udało, chcieli dokończyć. Zrobiłam sztywno kilka kroków na przód , wypatrując na ziemi jakiejś grubej gałęzi.
- Wyznaczyli nagrodę za nasze głowy czy jak? - mruknęła Rumeysa, która poruszała się żywszym niż ja krokiem i szybciej dorwała się do jakiegoś kamienia.- Francja, wszystko w porządku?
Chciałam przytaknąć i powiedzieć, że jest dobrze, jednak wtedy zrobiło mi się ciemno przed oczami i odpłynęłam.
Nic nie widziałam, ale poczułam pieczenie policzka. Potem drugiego.
- Daj może trochę tej wody, to powinno ją ocudzić.
Dobiegający jakby z oddali głos był znajomy. Kolejny raz zostałam uderzona w policzek.
- Potrząśnij nią.
- Nie, nie trzeba już. - wymamrotałam słabo, czując dłonie na ramionach.
Wolno otworzyłam oczy. Nad sobą miałam twarz Rumeysy, siedziała na mnie okrakiem. Ścisnęła moje policzki.
- Następnym razem wybierz sobie lepszy moment na omdlenia. Oprócz siebie samej musiałam pilnować też ciebie. Dobrze się czujesz?
- Mówiłyście coś o wodzie, napiłabym się.
Rumeysa zeszła ze mnie i pomogła podnieść się do pozycji siedzącej, a Haver podała bułak z wodą.
- Tylko nie pij za dużo. Nie wiemy, kiedy znowu znajdziemy wodę pitną.
- Brzmisz, jakbyśmy były na bezkresnej pustyni i miały ostatnie zapasy wody. Nie dramatyzuj.- odezwała się Rumeysa, gdy ja ostrożnie uniosłam bułak do ust.
- Jesteśmy w lesie, nie wiemy dokładnie gdzie idziemy i możemy skończyć na bezludnym terenie bez wody. Módlmy się lepiej, żeby znaleźć przynajmniej jakąkolwiek osadę, w której miałybyśmy co zjeść i dowiedzieć się, jak wrócić do Topkapi.
- Co z tymi mężczyznami, którzy na nas napadli?- zapytałam, chcąc wiedzieć, co przegapiłam.
Księżniczka machnęła ręką na teren obok nas. Spojrzałam w tamtą stronę. Na ziemi leżały dwa trupy.
- Mamy dzięki nim wodę i miecze dla was. Nie umiecie walczyć, ale wystarczy, jak będziecie nimi po prostu machały i dźgały, może wam się uda.
- Wam nic się nie stało?- zapytałam, podnosząc się z ziemi.
Przecząco pokiwały głowami.
- Koniec chodzenia drogą. - oznajmiła Haver- I nie mam zamiaru dyskutować. Nie chcę, żeby kolejni mordercy, tym razem na koniach, dogonili nas i zabili, bo grzecznie szłyśmy traktem.
Ani ja, ani Rumeysa nic na to nie odpowiedziałyśmy. Może rzeczywiście tak będzie lepiej.
- Przejdźmy jeszcze kawałek i znajdźmy jakieś miejsce do spania. Nie wiem jak wy, ale padam. Niewiele brakuje i usnę na stojąco.
- Dobry pomysł. - poparłam Rumeysę. Nie wiem, czy dałybyśmy radę iść całą noc i nie chcę tego sprawdzać.
Haver skinęła głową.
- Zrobimy tak. Chodźmy już. Rozglądajcie się, jak będziecie szły, może znajdziemy po drodze coś jadalnego.
Wcisnęła mi do ręki miecz, pokryty jeszcze krwią na ostrzu i tym razem ona ruszyła przodem, idąc w las. Rumeysa podniosła z ziemi swój miecz i ruszyłyśmy za nią.
Nie znalazłyśmy niestety nic zdatnego do jedzenia i wszystko wskazywało na to, że pójdziemy spać głodne.
Po parunastu minutach znalazłyśmy zagłębienie w ziemi, coś jak większa jama. Dwie osoby zmieściłyby się bez problemu.- Jedna osoba musi zostać na warcie, więc będzie idealnie.- postanowiła Haver- Rumeysa, obejmiesz wartę jako pierwsza? Schowasz się tutaj.- wskazała na gałęzie, pod które można było się wczołgać.
Szatynka przytaknęła ruchem głowy, a ja byłam pewna, że długo nie wytrzyma, za chwilę oczy same zaczną się jej kleić.
Schowałam się z Haver w jamie. Ułożyłam płaszcz na ziemi tak, aby leżeć na jednej połowie i móc przykryć się drugą. Przekonana, że szybko zasnę mocno zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić, aby to nie skończyło się jakąś katastrofą.
CZYTASZ
WS:Światło Wśród Najciemniejszej Nocy
Fanfic* Pierwsze rozdziały są słabe jak barszcz z torebki, ale im dalej tym lepiej * Francuska szlachcianka Charlotta Mesire w drodze na swój ślub zostaje porwana przez ludzi Barbarossy i trafia do haremu nowego sułtana Mustafy. Okładka od @benwolio