Rozdział XIX

861 62 22
                                    

Otuliłam się szczelniej zieloną pelerynką. Mimo świecącego słońca wiał zdecydowanie za zimny i porywisty jak na październik wiatr. Zerknęłam na idącą obok mnie Raziye.Co chwilę odgarniała ciemne loki z twarzy. Ja swoje włosy na szczęście spięłam z tyłu- nienawidziłam, gdy spadały mi na twarz.

- Nie rozumiem, czemu szlajacie się po ogrodach. Za zwykłą rozmowę chyba nie ścieli by mu głowy- odezwałam się, pocierając dłonie.

Jutro wyjeżdżali na wojnę. Raziye chciała pożegnać się z Yahyą. Umówili się w ogrodzie przy jakiejś fontannie. Ja szłam w formie przyzwoitki, albo żeby ostrzec ich, gdyby ktoś szedł.

- Nikt nie może zobaczyć, nikt. Poza tym tu jest klimat i atmosfera.

Nie rozumiałam, czemu siostra Mustafy robiła z tego uczucia taką tajemnicę.

- Klimat klimatem, atmosfera atmosferą, ale jest zimno. Poza tym łatwiej byłoby wam się tłumaczyć, gdyby ktoś was zauważył w pałacu.

- Możliwe- sułtanka wolno pokiwała głową- Nie jest aż tak zimno.

- Nie, wcale, gorąco jest- prychnęłam.

- Chcesz to wracaj i czekaj na Bayezida, ja cię siłą nie ciągnę.

Za kilkanaście minut powinien przyjechać bracia Mustafy, jeden ze swoją żoną. Książę Bayezid miał pełnić funkcję kogoś na kształt regenta, gdy sułtan będzie na wojnie. Miałam być na powitaniu w ogrodzie.

Gdy dotarłyśmy pod fontannę, zauważyłam szambelana za jakimś rozłożystym drzewem. No, przynajmniej słabo go widać.

- Idę. W razie czego wołaj- moja rozpromieniona przyjaciółka przeczesała włosy palcami, poprawiła swoją pelerynkę i poszła.

Stanęłam do nich plecami i zaczęłam podskakiwać w miejscu, aby się choć odrobinę rozgrzać.  Po kilku minutach promieniująca szczęściem Raziye stanęła obok mnie.

- Patrz, co dostałam- wyciągnęła do mnie zaciśniętą w pieść dłoń.

Wyciągnęłam pod jej rękę swoją wyprostowaną dłoń. Upadł na nią pierścionek. Srebrny, z malutkimi diamencikami i perłami, kształtem przywodzący na myśl wieniec laurowy.

- Ładny. Nawet bardzo ładny- oceniłam i sięgnęłam po rękę obdarowanej, aby wsunąć jej prezent na palec.

- Myślisz, że powinnam go nosić? A jak ktoś zauważy?

- Przecież nikt nie pomyśli, że dostałaś go od Yahyi! I on na pewno się ucieszy, jeśli zobaczy, że go nosisz. A teraz chodź, nie chcę się spóźnić na przyjazd twoich braci.

- Chodźmy, chodźmy.

- Tak ogólnie... myślałam, że książęta nie mogą się żenić. Czemu książę Bayezid przyjeżdża ze swoją żoną?

- W większości się nie żenią. Nawet, jeśli to zrobią, ślub zostaje unieważniony po wstąpieniu na tron. Co do ślubu Bayezida- Hurichihan jest przecież członkiem dynastii, nie może przebywać w haremie księcia od tak.

Ze zdziwienia aż przystanęłam.

- Żona twojego brata jest członkiem dynastii?

- Mustafa ci nie mówił? Matka Hurichihan, sułtanka Hatice, była rodzoną siostrą mojego ojca.

- To obrzydliwe!- krzyknęłam. Osmanka popatrzyła na mnie spod uniesionych brwi- Rozumiem, małżeństwa w rodzinie, ale to jakiejś dalekiej! Oni są ciotecznym rodzeństwem, na miłość boską!

- Nie powtarzaj tego ani przy Bayezidzie ani Hurichihan- moja towarzyszka wzruszyła ramionami, po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

WS:Światło Wśród Najciemniejszej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz