Rozdział XXIV

688 53 6
                                    

Patrzyłam przez splecione palce na dywan w komnacie Mustafy. Jeśli wierzyć słowom mojej bardzo obrotnej siostrzyczki, wczorajszy zgrzyt między mną a sułtanką Hurichihan i to, że nawet jej się nie ukłoniłam, gdy dzisiaj wyjeżdżała, doszły do uszu mojego ukochanego w wyolbrzymionej formie i dlatego tutaj jestem. Od kilku dłużysz chwil stoję przed Mustafą i podziwiam dywan.

- Spójrz się na mnie.- odezwał się w końcu sułtan.

Mając nadzieję, że wyglądam niewinnie i uroczo podniosłam wzrok.

- Czy to, co usłyszałem, to prawda?

- Zależy co słyszałeś.- wzruszyłam ramionami.

- Obraziłaś Huricihan?

- Nie powiedziałam nic, co nie było by prawdą i wyraziłam jedynie własne zdanie. Jeżeli prawda tak ją boli, to nie moja wina.

Pokiwał głową.

- Próbowałaś ją uderzyć?

Prychnęłam. Zaczęło wydawać mi się śmieszne, że muszę się z tego tłumaczyć.

- Ona próbowała uderzyć mnie.- zaakcentowałam pierwszy i ostatni wyraz.

Zamyślił się przez chwilę.

- Gdyby cię uderzyła, oddałabyś jej?

Zadarłam hardo głowę do góry, mając nadzieję, że nie wyglądam śmiesznie.

- Możesz być tego pewny.

Zaśmiał się.

- Co się śmiejesz?- mruknęła, robiąc obrażoną minę i waląc go w ramię.

- Ała, nie tak mocno. Z niczego.- zacisnął usta, aby się nie śmiać, ale i tak się uśmiechał.

Staliśmy przez chwilę w ciszy.

- Nadal jesteś zła, że muszę się ożenić?

Westchnęłam. Nie był to najłatwiejszy temat, ale zdecydowanie powinniśmy go poruszyć.

- Nie musisz się żenić, rozumiesz? Nie musisz. I nie jestem zła, tylko przerażona, że cię stracę.

Podszedł do mnie bliżej, wziął moją twarz w dłonie i bez ostrzeżenia pocałował, mocno i namiętnie. Nie potrafiłam się opierać i natychmiast odwzajemniłam pocałunek, zapominając o wszystkim. Gdy odsunął swoje usta od moich jęknęłam z rozczarowaniem, wywołując jego śmiech.

- Nie stracisz mnie, rozumiesz? Nie stracisz.

Zarzuciłam mu ręce na szyje.

-Szach Tahmasp ma syna, prawda? Czemu nie możesz wydać za niego swojej siostry? Albo niech ta księżniczka ożeni się z Bajezydem.

- Bajezyd ma Hurichihan i nigdy by się nie zgodził. A matka by mi nie darowała, gdybym wysłał Raziye na drugi koniec Imperium, a mowa do wrogiego państwa.

- Też bym ci tego nie darowała.- spojrzał na mnie ze zdziwieniem- Masz dwie siostry, tak? Mówię o sułtance Mihrimah.

- Przecież Mihrimah ma męża.

Prychnęłam.

- Ten mąż to syn świniopasa! Dla dobra państwa mogłaby wziąć rozwód i ożenić się z perskim księciem, to nawet nie byłoby jakieś wyjątkowe poświęcenie.

- Ten syn świniopasa to bardzo oddany sługa jej matki, więc raczej niemożliwe.

Wziął mnie za rękę i poprowadził do łóżka. Usiedliśmy.

WS:Światło Wśród Najciemniejszej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz