Rozdział 11: Przeprosiny

8.5K 432 143
                                    

Rano Hermionę obudziła wielka kupa rudego futra na głowie. Owa kupa futra zaczęła miauczeć jej do ucha, czerpiąc z tego wielką radość. Rudy sadysta. Zrzuciła kota z twarzy, powodując na jego pyszczku wielkie oburzenie. Jak ona śmiała? Był wszak zacnym przedstawicielem kociej rasy, gatunku czczonego w Starożytnym Egipcie! A ona, co? Nic sobie z tego nie robi. Krzywołap prychnął i wskoczył na fotel w salonie. Z pogardą obserwował, jak jego właścicielka zwleka się z łóżka i klnie na niego, gdy zobaczyła, że obudził ją o szóstej. No, a co! Woda z miętą sama się nie zrobi! Sardynki w sosie pomidorowym zresztą też nie. Odczytała myśli pupila i sięgnęła do pojemnika, gdzie trzymała karmę. Wsypała suche kulki do jednej z jego misek, a drugą uzupełniła wodą z dzbanka, który stał na biurku.

- Smacznego, Krzywołapku – powiedziała, głaszcząc kota po rudej głowie.


Kot popatrzył na nią jak na idiotkę. Na znak protestu wspiął się na biurko i usiadł na listach, które dopiero zauważyła dziewczyna.

- Spadaj, wredne stworzenie – powiedziała, udając takie samo oburzenie, jakie malowało się w oczach persa – Muszę to przeczytać.

Kot przez dwie minuty jakby rozważał opcje za i przeciw. W końcu, z wielką łaską, przesunął swój zacny tyłek dwa kocie kroki dalej, udostępniając tym samym listy. Dziewczyna sięgnęła po koperty i spojrzała, kto do niej napisał. Jeden list był od Draco, drugi od Julietty. Uśmiech zniknął z twarzy brunetki. Nie miała nawet zamiaru ich czytać. Podeszła do kominka i wrzuciła obie koperty w ogień. Patrzyła na palący się papier dopóki nie został z nich popiół.

- Popatrz jak ładnie się paliły, Krzywołapku.

Kot prychnął zdegustowany. No jasne! Po co szanować czyjąś pracę. Co z tego, że ktoś siedział nad takim listem kilka godzin, a ona wyrzuca pracę do kominka. Panna Granger nas zaskakuje. Dziewczyna otworzyła dużą szafę i wyjęła z niej jeden z trzech zestawów do mundurka. Przebrała się, a następnie weszła do łazienki i szybko wykonała poranną toaletę. Wyciągnęła również swoje kosmetyki i zrobiła szybki makijaż. Było wpół do siódmej. Cisza nocna skończyła się wraz z wybiciem szóstej. Postanowiła się przejść. Przeszła przez Pokój Wspólny. Nikogo tam nie zastała. No, jasne. Kto normalny zrywa się z łóżka przed świtem? Nikt, chyba, że ma wrednego kota. Zeszła po schodach i zaczęła krążyć w okolicach Wielkiej Sali. Była już otwarta, ale śniadanie jeszcze się nie zaczęło. Mogła jedynie zasiąść przy stole Gryfonów i napić się gorącej herbaty z cytryną, która przyjemnie ją rozgrzała. Owszem, w zamku było ciepło, ale nie ma to jak ciepły napój z samego rana. Miona bawiła się pustym pucharkiem, który wciąż ogrzewał jej zimne ręce, gdy w Sali pojawił się ktoś jeszcze. Dziewczyna odwróciła głowę. Draco Malfoy również wstał dzisiaj wcześniej. Na jej widok rozpromienił się i podszedł do stołu, przy którym siedziała. Zanim zdążyła go zdrowo opieprzyć za jego zachowanie, czyli za nic właściwie, pochylił się nad nią i złożył na jej ustach soczysty pocałunek. Cała złość na niego momentalnie odleciała jak hipogryf na wolności. Objęła go zarzucając ręce na jego umięśnione ramiona, zmuszając go tym samym, by usiadł obok niej. Otworzyła usta, by mogli pogłębić pocałunek. Zachichotała, gdy język chłopaka zaczął wplatać się w jej własny. W końcu puścił ją jednak i oparł swoje czoło o jej i zapytał cicho:

- Przeczytałaś list? Wiem, że wysłałem go późno, ale musiałaś wiedzieć.

Hermionie zrobiło się zwyczajnie głupio. Spuściła wzrok, unikając jego pięknych błękitnych oczu.

- Dlaczego? – chłopak domyślił się, że tego nie zrobiła.

- Był też list od Julietty – odpowiedziała wymijająco.

- Julie do ciebie napisała?

Odsunęła się od niego gwałtownie.

- Teraz już Julie? – prychnęła i nalała sobie herbaty do pucharu.

Her DracoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz