Rozdział 35 : Zgody, kłótnie i inne paranoje

6.3K 335 54
                                    

Hermiona stała przez moment próbując zrozumieć całą zaistniałą sytuację, ale wyczuła, że najlepiej zrobi, jeżeli nie będzie się wtrącać. Położyła smycz na stoliku w salonie i bez słowa wyminęła zapłakaną Ginny, która ocierała łzy. Weszła po schodach na górę i uchyliła drzwi sypialni, którą zajmowała z Draco. Chłopak siedział na łóżku, tyłem do wejścia.


- Wstałeś już? To dobrze, bo chciałabym wyciągnąć cię na spacer. Jest genialna po...

- Dlaczego mi nie ufasz?

Hermiona potrząsnęła głową zaskoczona. Podeszła do niego i usiadła na łóżku. Położyła rękę na jego ramieniu. Nie strzepnął jej, ale nie zareagował też w żaden inny sposób.

- Co się stało?

Dopiero po tych słowach zwrócił swoje szare oczy w kierunku dziewczyny. Ujrzał na jej twarzy zaniepokojenie, a także troskę. Jednak to nic nie zmieniało. Wciąż czuł się oszukany.

- Myślałem, że mnie kochasz, że ci na mnie zależy.

- Ale zależy mi! – zaczęła się tłumaczyć – Co się stało? Powiedz mi!

- Harry mi nie ufa. Ron też. I ty również. Dlaczego tylko Ginny nie widzi we mnie „tego złego"?

Hermiona wypuściła powoli powietrze z płuc.

- Kłócili się o nas, tak? Ginny powiedziała coś za dużo, zgaduję. Co dokładnie?

- Że boisz się ślubu. I chcesz być ze mną tylko dlatego, że ona cię do tego namówiła. Może to i lepiej, że Potter nie widzi nas razem? Tylko, że problem leży po twojej stronie.

- Jaki problem, Draco?! Gins musiała wpaść w histerię i zaczęła wygadywać niestworzone rzeczy. Zapewniam cię, że...

- Hermiono? – przerwał jej.

- Tak?

- Czy ty naprawdę boisz się tego ślubu?

Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Powoli wypuściła powietrze. Nie chciała się denerwować. Wiedziała, że jeżeli pozwoli sobie na okazywanie jakiegokolwiek przejawu złości, ich rozmowa przerodzi się w kłótnię.

- Tak, boję się. Boję się, co powiedzą moi rodzice. Boję się, jak sobie poradzimy. Boję się nagonki w mediach. Boję się Skeeter. Boję się twoich rodziców – tu przerwała na chwilę – Ale do cholery, Draco! Czy ty się nie boisz? Jesteś absolutnie pewien, że wszystko pójdzie po naszej myśli?

- Nie.

- Właśnie.

Nastała cisza. Długa i irytująca. Mimo to żadne z nich nie miało zamiaru przerywania jej. W końcu Hermiona wstała z łóżka i wyszła z pokoju bez słowa, zostawiając narzeczonego z własnymi myślami.

***

Malfoy Manor świeciło pustkami. Jedyna osoba, która była w tym domu, stała przy jednym z ogromnych okien w salonie. Jej jasne włosy opadały kaskadami na ramiona. Bladoniebieskie oczy były utkwione w jednym punkcie. Nerwowo pstrykała długimi paznokciami. Narcyza Malfoy nie mogła zrozumieć, dlaczego jej syn nie dawał znaku życia od zakończenia szkoły. Minęły jedynie trzy dni, to fakt, a ojciec Dracona uważał, że popada w paranoję, ale ona czuła, że coś jest nie tak. Miała wrażenie, że jej syn coś ukrywa. Od trzech dni ta kwestia nie dawała jej spokoju.

- Narcyzo...

Stanowczy, ale łagodny głos wyrwał ją z zadumy. Odwróciła się i spojrzała na twarz swojego męża.

- Lucjuszu, sądzę, że coś jest nie tak. Gdyby zatrzymał się u przyjaciół, dałby nam znać. Ale... Nie odezwał się do teraz. Może coś przed nami ukrywa albo, nie daj Boże, coś mu się stało?

Her DracoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz