Ray wszedł na stację jakby nigdy nic, zakryty czapką, szalikiem i okularami przeciwsłonecznymi.
Niewielki rewolwer z drewnianymi wstawkami chował się w tylnej kieszeni jego spodni.
Danny nie widział broni z miejsca gdzie siedział- z "ich" czarnego cabrioleta, ale wiedział, że tam jest. Chwilę pózniej Sally wysiadł z samochodu i kręcił się obok wejścia. Najpierw udawał, że jest zainteresowany płynem do spryskiwaczy, później zimowymi oponami, ale tak naprawdę po prostu pilnował, aby nikt nie wszedł do środka. Mieli szczęście, bo tym razem nikt nie tankował.
Ray zamówił hot doga, a gdy sprzedawca odwrócił się, Gabriel z czarną chustką na twarzy wparował do środka i zakrył kamerę.
Mężczyzna usłyszał trzask drzwi i odwrócił się.
-To będzie 5$.- powiedział podejrzliwie mrużąc oczy, gdy zauważył zamaskowanego nastolatka krążącego między półkami.
Brunet położył pieniądze na ladzie, a gdy sprzedawca otworzył kasę, dał znak Danny'emu który już za nim stał.
Szybko przyłożył do jego ust szmatkę nasączoną chloroformem i przez chwilę przeciwnik szamotał się, ale po chwili opadł nieprzytomny w ramiona nastolatka. Blondyn położył go na ziemi i podszedł do otwartej kasy.
-Ile?- spytał Gabriel zmierzając w jego stronę z puszką coli w ręku.
-Sześćset... siedemset... pięćdziesiąt... 9 stów.- odparł przekazując plik banknotów i trochę drobnych Sallivanowi, który właśnie wszedł do środka.
-Czekaj...- mruknął schylając się.- Wyglada na to, że nasz sprzedawca odkładał coś dla siebie.
Na jego twarzy wyrósł uśmiech, gdy w rękach zawitało jeszcze 150 dolców.
-Dobra zmywamy się.- czarnowłosy ponaglił ich ruchem ręki chowając forsę do kieszeni.
Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył dziewczynę- trochę starszą od nich- stojącą w drzwiach łazienki. Jej mina wskazywała na to, że wszystko widziała.
Po chwili grupka spostrzegła zakłopotanie Sally'ego i odwróciła się w stronę gdzie kierował wzrok. Dziewczyna rzuciła się do telefonu.
-ODŁÓŻ TELEFON.- wycedził Ray, starając się brzmieć groźnie. Lufa rewolweru skierowana była w jej stronę. Starał się opanować drżenie dłoni.
Nigdy jeszcze nikogo nie zabił.
Bo nie musiał.
Pomimo groźby, czarnowłosa wybrała numer. Była przestraszona, ale zrobiła to.
-Proszę pani byłam świadkiem napadu!- wrzasnęła do słuchawki.
Sally nie czekał, aż poda adres i jeszcze ich znaki szczególne. Poderwał się ze swojego miejsca wyciągając kij baseballowy spod kurtki.
Podbiegł do niej, gdy próbowała wykrzyczeć adres, ale niewyraźne nazwy ulic zastąpiła piskiem, gdy ogłuszył ją, uderzając mocno w głowę.
Później wybiegli w panice, mając nadzieję, że kobieta nie zadzwoni po policję. Nawet jeśli, nosili rękawiczki i nie zostawili żadnych śladów. Chyba...
-----------------------------
Gabriel przewrócił się z boku na bok. Odtrącił rękę, która nim potrząsała.
-Gabi! Wstawaj, już jedziemy!- słyszał głos Dana nad głową.
-Hmm? Co?
-Proszę!
-Przecież nic nam nie ucieknie. Zaraz. Jedziemy do lasu...
-No raczej! Jak biwak to tylko w lesie! W naszym miejscu! Co ty ogłupiałeś?
Nie wiadomo czemu, ale Rosewell szybko odżył, gdy pomyślał o lesie. Szybko zebrał się, ubrał i chwycił namiot.
Dwadzieścia minut później byli na miejscu.
Było tam idealnie; chłodne jezioro otoczone pięknymi zielonymi drzewami, na których zawiesili linę, aby skakać, suchy grunt na którym nie było zimno gdy spali, idealne miejsce na ognisko i śpiew ptaków.
Nie mieli problemu z rozłożeniem namiotów, w końcu w dzieciństwie Gabriel i Ray byli harcerzami. Kiedy już skończyli rozkładać wszystkie swoje rzeczy, poszli się wykąpać.
Zrzucili z siebie ciuchy i z krzykiem wskoczyli do jeziora. Chłodna woda przyjemnie ściekała po ich plecach, gdy się wynurzali, a fakt iż nie mieli na sobie ciuchów sprawiał, że czuli się... niezależnie, byli wolni. Ray czuł się trochę dziwnie w wodzie, w przeciwieństwie do Sally'ego który kochał pływać.
Kąpiel nago nie była czymś, co mogliby zrobić na publicznej plaży, ze względu na zasady czy innych ludzi, ale tutaj... tutaj robili co im się żywnie podobało.
To było odludzie, nikt tu nie bywał.
Ray nie mógł oczywiście odciągnąć swojego wzroku od zgrabnych ciał przyjaciół, choć starał się opanować i po prostu dobrze się bawić skacząc do wody z liny, czy chlapiąc bądź ścigając się z resztą grupy. W takich momentach byli grupą beztroskich nastolatków bawiących się jak małe dzieci.
A nie grupą nastolatków... którzy uciekli z domów... większość nie ukończyła szkoły... złodziejami.
Danny wyszedł z wody i usiadł na plaży, by odsapnąć. Kiedy wstał, jego pośladki były całe w piasku i Ray nie mógł oderwać od nich wzroku.
Zwyrodnialec.- skarcił się w myślach.
Salwy śmiechu i zabawy w wodzie skończyły się po zachodzie słońca i chłopcy wyszli i opatulili się ręcznikami.
-Gabi, Danny pójdziecie po jakieś gałęzie proszę?- Sally ostentacyjnie podkreślił ostatnie słowo wycierając mokre włosy.
Zielonowłosy westchnął, ale bez dyskusji wstał i zmierzył w kierunku miejsca gdzie osypało się mnóstwo suchych gałązek.
-Zaczekaj!- krzyknął Dan, niemal przewracając się o własne nogi w pogoni za przyjacielem.
-Ray? Powiedz mi szczerze: podoba ci się Danny, prawda?
-Co? Nie, skąd taki pomysł.
W przeciwieństwie do tego co powiedział, na jego twarzy wykwitł duży rumieniec.
Sally zaśmiał się.
-Skąd wiedziałeś?!
-Zbyt dobrze cię znam, stary. Poza tym jak się tak jopisz na czyjąś dupę to cieżko nie zauważyć!
-Przestań! Wcale nie!
-Wcale tak! Luz. Przecież mu nic nie powiem.- puścił mu oczko strugając przypadkowy patyk scyzorykiem.
Rosewell i Snow wrócili z naręczem suchego drewna, które brunet im zabrał i odrazu zaczął układać w niewielkim kołku utworzonym z kamieniu- ich domniemanym miejscu na ognisko.
-Po kiego grzyba wzięliście rozkwitnięte gałązki?- spytał chłopak odrzucając jedną z liściem, a nawet pączkiem kwiatu.
-Sorry, chyba przypadkowo.- odfrunął Gabriel chowając głowę w namiocie w celu sięgnięcia pianek. Tak naprawdę wziął same suche gałęzie.
Przeraziło go to, ale zataił jeden fakt.
Te liście wyrosły na gałązce w jego rękach...
CZYTASZ
Czterech z pięciu
FantasyCzterech chłopaków uciekło z domów. Kradną żeby mieć na życie. Lecz nie są zwykłymi nastolatkami.