Epilog podzielony na trzy części, żeby chociaż dodać jeszcze te 3 rozdziały, a nie jeden... wiem, że smutno, ale to nie może ciągnąć się w nieskończoność, bo robi się nudne! Buziaki 😙🦌
----------------------------------------------
----------------------------------------------//Salivan
Walka z własnym strachem jest niesamowicie trudna.
Zwłaszcza jeśli walczysz z nim na miecze.
I jeśli ma długie brązowe włosy z fioletowymi końcówkami i piękny uśmiech na malinowych ustach.
I jeśli nazywa się Hazel.
-Sally, to nie miało się skończyć w ten sposób.- powiedziała cicho, jakby nie chcąc, aby nikt oprócz mnie jej nie usłyszał.
-Serio? To dlaczego właśnie się tak skończyło?- warknąłem z całej siły zaciskając palce na rękojeści.
Ostatnie co w tej chwili chciałem zrobić było zmasakrowanie jej pięknej... tak pięknej twarzy.
A umawialiśmy się.
Zero masakry.
Zero.
Masakry.
-Jeszcze się nie skończyło...- jęknęła.
Nasze miecze stykały się sypiąc iskry, krzyżując się i nie pozwalając dotknąć swoich ciał.
Miałem wrażenie, że gdyby Hazel chciała, już by mnie tu nie było. Że gdyby chciała, jej ostrze już by mnie dotknęło i pozbawiło życia. Więc... dlaczego tego nie zrobiła?
Nie chciała tego?
Przecież tylko po to ze mną była- żeby nas podejść, zdobyć fałszywe zaufanie.
Z niczego nie cieszyłem się tak bardzo jak z podsłuchania tamtej rozmowy i wyrzucenia tych fiolek, które mogłyby doprowadzić do tragedii.
Nienawidziłem dziewczyny całym sercem, więc dlaczego biło ono tak szybko kiedy stała naprzeciwko mnie? I dlaczego nie pozwalało mi jej skrzywdzić?
Przygryzłem wargę, kiedy usłyszałem trzask metalu spadającego na posadzkę.
Wytraciła mi miecz.
Jestem praktycznie bezbronny.
Dziewczyna posuwistym krokiem ruszyła przed siebie i ostentacyjnie podniosła broń, widząc, że wszyscy zamarli.
Kiedy jej długie paznokcie zetknęły się z rękojeścią, stało się coś dziwnego-ale po tym, co przez te pół roku stało się w moim życiu, chyba już mało mogło mnie zaskoczyć.
Ostrze sczerniało, drobne błękitne ornamenty zastąpione zostały czarnymi wężami, broń zrobiła się mroczna... dopasowała się do właściciela, owijając gęstą smolistą mgłą.
Brunetka obejrzała się za siebie posyłając ciałom Dana i Raya pogardliwe spojrzenie.
-Jak wy mało wiecie...- prychnęła.
-Co masz na myśli?
Hazel zaśmiała się gorzko i postawiła powolne kroki w moją stronę. Głuchy dźwięk jej obcasów na drewnianej podłodze jeszcze długo odbijał się pusto po mojej głowie.
-Jak wiecie, wasze rany się goją. Cholerni Wybrańcy.
Ton jej głosu był lodowaty, nie było w nim nawet nutki tej wesołej, pięknej dziewczyny, którą znałem.
Może wcale nie znałem takiej dziewczyny?
Może była ona tylko rolą odgrywaną przez Hazel?
-Oni- niedbałym ruchem ręki wskazała Raya i Daniela- jeszcze żyją. Kiedy ogień przestanie się palić, a lód się stopi, powiedzmy, że wstaną z martwych. To całe show z majestatycznymi płomyczkami służy tylko do tego, aby rany mogły się zagoić. Zwykły nóż gówno wam może zrobić, to było dla pokazu i przestraszenia was. Są tylko 2 sposoby, aby was nareszcie wykończyć.
Uśmiechnęła się złośliwie.
-Jeden- smierć naturalna, choroba czy coś w tym stylu...
-A drugi?
-Inne ostrza. Pięć mieczy. I tak się składa, że trzymam jeden z nich.----------------------------------------------
WOW DAN I RAY PRZEŻYLI! Cieszycie się? 😂😂🔫 To wszystko toczy się totalnie inaczej niz miało... Eh...
CZYTASZ
Czterech z pięciu
FantasyCzterech chłopaków uciekło z domów. Kradną żeby mieć na życie. Lecz nie są zwykłymi nastolatkami.