Sallivan oparł się o parapet i patrzył na drzwi, które otworzyły się po kilku minutach.
Widząc zmieszaną minę Hazel, zaśmiał się gorzko.
-To zabawne, nie?- mruknął.
-Co?- była spięta.
-Że cały czas udajesz. Łżesz, grasz. Powinnaś dostać jebanego Oscara za rolę pierwszoplanową kochanej, idealnej dziewczyny naiwnego Wybrańca.
-Nie Sally...
-Dla ciebie Sallivan.
-Słyszałeś wszystko, prawda? Słyszałeś jak rozmawiałam z Panem.
Ciemnowłosy skinął głową, powstrzymując się od komentowania tego jak nazywała Onyxa.
-Teraz musicie starać się od początku.- uśmiechnął się.
-O co ci chodzi...?- nie zdążyła zareagować, kiedy chłopak otworzył okno.
Pierwsza jej myśl była, że przez nie skoczy.
Mógłby zrobić sobie krzywdę czy nawet zabić.
Nie chciała tego.
Ale na szczęście nie zrobił tego. Natomiast wyciągnął z kieszeni 3 fiolki. W środku pływała szkarłatna ciecz.
-Skąd to masz?!
-Chowanie cennych dla was rzeczy na widoku nie do końca jest dobrym pomysłem.
Brunetka zbladła.
-Nie rób tego... proszę to nie jest tak jak myślisz.
-A jak jest?
-Jest...- zająkała się.
-No właśnie.- mruknął, a nadzieja w jego głosie zgasła.
Z furią wyrzucił fiołki za okno. Krew rozbryznęła się po niedalekiej drodze. Skłonił się po czym chwycił swoją torbę i wyszedł.
Zostawił ją osłupiałą, stojącą tam, wpatrującą się w przestrzeń. Pomimo, że udawał twardego skurwysyna, w duszy cierpiał, płakał, darł się na nią... i na siebie.
~ at the same time ^^ ~
-Ray!- wrzasnął Oliver kiedy ten podniósł rękę na Dana.
Przytrzymywał go, bo mało brakowało, a Snow dostałby i to mocno.
Blondyn skulił się w rogu swojego łóżka i miotały nim nieopanowane drgawki.
Fireson dobijał się do jego pokoju od pół godziny, po tym jak wrzasnął na głos coś, czego nie powinien nawet pomyśleć, a nawet jeśli to zatrzymać dla siebie.
Od godziny w domu rozlegały krzyki kłócącej się pary i brunet ignorował to dopóki nie usłyszał jak Ray złamał zamek w drzwiach młodszego i ponownie zaczął na niego krzyczeć. Był schlany w trzy dupy, od początku kłótni wypił jeszcze prawie 2 razy tyle co wcześniej.
-Wyjdźcie. Idźcie sobie stąd!- warknął blondyn.
Ze względu na to, że Ray nie reagował jak się do niego mówiło, Oliver po prostu wypchnął go z pokoju, pociągnął do pokoju bruneta i zakluczył go od zewnątrz.
Później znowu ruszył do Dana, puszczając mimo uszu walenie w zamknięte drzwi i wiązanki przekleństw co chwilę rzucanych przez Raya.
-Wszystko okay?- spytał kładąc rękę na jego plecach.
-Nie nie, nie okay. I'm nooooot oooooookay, I'm not okaaaaaay, I'm not okay, I'm not o-fucking-kay!- zaśpiewał i zaśmiał się, ale śmiech szybko przeszedł w płacz.
-Śpiewanie MCR ci nie pomoże, mały.
-Ale on powiedział tyle rzeczy! Tyle okropnych rzeczy Olly! Nie chcę go znać!!!
-Chcesz Danny. Przecież go kochasz, a on kocha ciebie.
-Tego nie jestem pewien...- mruknął, po czym odwrócił głowę w drugą stronę.
Z holu dochodził dźwięk otwieranych drzwi.
-Wróciłem!
Oliver i Daniel wymienili zdziwione spojrzenia.
-Sally?
-Hej.- przez drzwi wyłonił się ciemnowłosy chłopak.
-Gdzieś ty był?!- spytał blondyn.
Sallivan zaśmiał się nerwowo i podarł kark.
-A czy to ważne? Ważne, że już jestem, prawda?
-No tak, ale...
-Ty lepiej powiedz dlaczego Ray wali w swoje własne drzwi, a ty płaczesz.
-Pokłócili s...- zaczął brunet, ale Snow przerwał mu.
-Nie jesteśmy już razem.
CZYTASZ
Czterech z pięciu
FantasyCzterech chłopaków uciekło z domów. Kradną żeby mieć na życie. Lecz nie są zwykłymi nastolatkami.