35. Trentacinque

235 42 15
                                    

-UCIEKAJ SUS!!!-dziewczyna usłyszała krzyk Gabriela, tak przeraźliwie paniczny i tak głośny, że momentalnie zaczęła biec.
Pędziła przed siebie bez krztyny zastanowienia, ani chwili wytchnienia, słysząc dwie pary stóp za sobą. Chciała obrócić się, aby zobaczyć do kogo należy para tuż za nią, ale bała się.
Bała się, że nie będzie to Gabriel.
Poza tym doskonale wiedziała jak to będzie- odwróci się i akurat w tym momencie przed nią "wyrośnie" coś, o co się potknie.
Jej serce na chwilę stanęło, aby znowu diametralnie przyspieszyć, kiedy zobaczyła jak ktoś ją dogonił. Zielonowłosy ciągnął ją za rękę, ewidentnie próbując zgubić drugiego mężczyznę i kiedy na chwilę stracili go z zasięgu wzroku, a kawałek przed nimi pojawiła się szara Mazda, przystanęli. Brunetka zauważyła, że Gabby przyciska rękę do przedramienia, z którego ciekła krew.
-Masz lecieć do samochodu ile sił w nogach i zablokować wszystkie drzwi, po czym jak najszybciej zadzwonić na policję. Rozumiesz?- złapał ją za ramiona i spojrzał prosto w oczy, aż przebiegły ją dreszcze.
-Tak, ale twoja ręka...
-Mną się nie przejmuj, to ty masz być bezpieczna.
Dziewczyna pewnie w normalnej sytuacji protestowałaby, ale teraz zauważyła szatyna za nim i spanikowała.
-Uważaj na siebie, proszę. Kocham cię i nic nie może ci się stać.- powiedziała szybko i popędziła w stronę pojazdu, za jej różowymi trampkami aż się kurzyło.
Serce chłopaka załomotało, a on uśmiechnął się do siebie. Z jednej strony zachowywali się jak para, czy coś w tym stylu, lecz nigdy nikt nie powiedział tych dwóch słów na głos.
Teraz miał motywację.
Musiał go pokonać, bo musiał jej odpowiedzieć.
Ja ciebie też, mocniej niż kogokolwiek.
Kiedy obok Rosewella pojawił się były dziewczyny, zorientował się.
Przecież on nie ma żadnej broni.
Przeklął pod nosem.
Będę musiał improwizować. Najwyżej najcudowniejsza dziewczyna na świecie bedzie się mnie bała, bo mam dziwne moce- pomyślał.
Obrócił się i westchnął z ulgą widząc, że dziewczyna już wsiada do samochodu, a rana po kuli na ramieniu powoli się regeneruje.
Jego ulga szybko znikła, kiedy zauważył karabin wycelowany prosto w niego.
-Najpierw zajmę się tobą później nią.- warknął szatyn przed nim.
Jedyne co przyszło do głowy zielonowłosemu, to potężne drzewo po ich lewej. Zanim mężczyzna zdążył odpalić broń, Gabriel machnął ręką, a drzewo poleciało w dół, z łatwością, jakby było kruchym domkiem z kart.
Zdążył odskoczyć na bok, ale jego broń została przygnieciona.
Teraz mamy równe szanse.
Prawie.- pomyślał, uśmiechając się chytrze.
Stalker podbiegł do nastolatka z zamiarem walki wręcz. Szarpali się długą chwile, co widziała przerażona Susan, z samochodu, mamrocząc do pani w słuchawce gdzie dokładnie są.
Szatyn zdołał usiąść na biodrach Gabriela i docisnąć go do ziemi, coraz bardziej zaciskając palce na jego gardle.
Rosewell czuł jak zaczyna brakować mu powietrza, ale brakowało mu siły- szczególnie, że ta ulatywała wraz z powietrzem- aby zwalić napastnika ze swojego ciała.
Kiedy przed jego oczami zaczęły pojawiać się mroczki i już prawie odlatywał, usłyszał dziwny wibrujący dźwięk.
Dźwięk przypominał mu bardzo wkurzonego psa; warczącego ostrzegawczo, pokazującego kły aby powiadomić cię, że jeśli się nie odsuniesz to odgryzie ci pół twarzy.
Nie mylił się też- po sekundzie mężczyzna odsunął się oszołomiony, a zielonowłosy zaczął nabierać ogromne hausty powietrza. Zobaczył... wilki. Niewielkie stado złożone z 4 osobników otoczyło go i pokazywało ostre, przerażajace kły w stronę chłopaka.
Siedemnastolatek nie miał pojęcia, że jego moce obejmują także stworzenia żywe, ale podobało mu się to- zawsze kochał zwierzęta.
Starszy cofał się z przerażeniem wpatrując się we wściekłe wilki.
Gdy ten przewrócił się, gdyż nie patrzył za siebie cofając, Gabriel wstał i tupnął nogą okrążony groźnymi zwierzętami. Jego oczy zaświeciły neonową zielenią, wiatr zawiał mocniej, a szum liści wydał się jakby bardziej... agresywny.
Nastolatek czuł jak buzuje energią, las dodawał mu siły, czuł się tu jak w domu. Miedzy jego dłońmi zebrała się limonkowa kula czegoś, a on miał wrażenie, że lekko unosi się nad ziemią, co też wyjaśniało nieopisany strach na twarzy szatyna.
-Przepraszam! Zostawię Susan w spokoju, zostawię w spokoju was obu, tylko nie rob mi krzywdy!- wrzeszczał zakrywając twarz rękoma, jakby to mogło w czymś mu pomóc.
Nagle jego mina zmieniła się z powrotem będąc wściekłą, podniósł się i rzucił w Gabriela dużym kamieniem. Ten tylko parsknął śmiechem.
-To miało sprawić żebym nagle pomyślał, że jesteś dobrym człowiekiem i rozkleił się tu kiedy ty rzucisz we mnie tym?!- wskazał na głaz, który zatrzymał się w powietrzu.
Nie wiedział jak to robi, to było naturalne jak to, że kiedy chcesz iść to zwyczajnie idziesz, a kiedy chcesz podnieść rękę, to zwyczajnie to robisz.
Najprawdopodobniej nie opanowałyby się, gdyby nie to, że z nadjazdem policji, wilki uciekły, a on wrócił do wyglądu zwykłego, niewinnego siedemnastolatka.
Jedyne co teraz chciał to wyjaśnić wszystko przerażonej dziewczynie, siedzącej w szarym samochodzie.

~2 godziny później~
Pomimo długich wyjaśnień przez Gabriela i udawanego zrozumienia przez Susan, Rosewell widział cień strachu w jej oczach.
-Nie bój się mnie Sus, proszę. Wiem, że to... dziwne, ale przyzwyczaisz się. A teraz mogłabyś powtórzyć co powiedziałaś mi przedtem?
-Że jesteś spierdolony i iskrzysz się na zielono?- unosiła brwi z lekkim uśmiechem, a chłopak odwzajemnił gest, ciesząc się, że ukochana ma coraz większy humor na żarty.
-Nie... to były tylko dwa słowa.
-Zostaw mnie?
-Wiesz o co chodzi.- westchnął zrezygnowany.- Chodzi o to, że mnie kochasz.
Brunetka zarumieniła się kiedy to powiedział. Machnęła ręką i udając lekceważący ton powiedziała:
-Nie przejmuj się, byłam zestresowana i przerażona, gadałam głu...
-Ja ciebie też.- przerwał i zamknął jej usta pocałunkiem.

W domu chłopaków wszystko było prawie idealnie; Gabriel i Susan byli parą, Fate i Oliver się pogodzili, Sally był singlem, ale nie przeszkadzało mu to, a Dan wrócił już do domu i wszystko szło idealnie, aby było tak jak dawniej.
-Danny? Pozwolisz na chwilkę?- głos Raya dobiegł z salonu.
Dan przewrócił oczami i zwlókł się z łóżka, żeby zobaczyć czego chce jego narzeczony. Nabrał trochę podejrzeń, ponieważ od jakiegoś czasu czuł się słabo i brunet był na każde jego zawołanie, nawet nie zdołał prosić o najmniejszą rzecz. Kiedy wszedł do pokoju, zesztywniał; brunetka z fioletowymi końcówkami trzymała sztylet przy gardle jego ukochanego, kiedy niższy od niej blondyn kończył związywać mu ręce.
Hazel.
-Proszę cię tylko nie panikuj bae.-wycedził Fireson przez zęby, mając wielką ochotę szarpnąć się, ale wiedział jak to się skończy.
-Chcemy tylko przejąć wasze moce, spokojnie.- mruknęła.
Blondyn posłał jej zdziwione spojrzenie.
-Przecież mamy ich zabić!- warknął, a w pokoju jakby magicznie pojawiła się conajmniej 8 łowców.
-Tak, teraz żadne podchody i podstępy nie mają sensu.- przewróciła oczami i odchodząc przejechała nożem po gardle nastolatka.
Dan prawie zemdlał, już popadając w histerię- nóż na gardle=smierć. Smierć Raya=smierć Dana. Proste równanie.
Nagle nóż wylądował także w jego brzuchu.
10 czarnookich Łowców rozbiegła się w różne strony.
Koszulka Snowa coraz bardziej przesiąkała krwią, a jego usta nie mogły się zamknąć- był oszołomiony. Poznał Hazel, była miła, Sally ją kochał- chyba z wzajemnością i wydawało się jakby... nie chciała nic im zrobić.
Pozory mylą.

----------------------------------------------------
Więc, rozdział nie taki długi jak miał być, ale tak bardzo chciałam zrobić Polsat! ☺️😂💞 ( Też was kocham jelonki ) Już zabieram się za kolejny rozdział, może nawet epilog... co byście powiedzieli na nowe opowiadanie? Albo jakieś one shoty? XOXO 🖤

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz