3. Tre

1.4K 145 3
                                    

-Dobra jeśli już mamy mieć jakieś moce, to chyba przydałoby się je jakoś opanować. Mogą przydać się w zdobywaniu kasy.- powiedział Sally stając przed kanapą, na której siedzieli chłopcy, jak generał.- Danny ogarniasz jak to robić?
-Mniej więcej... ale czasem zdarza mi się nie panować nad tym.- powiedział biorąc do ręki kubek herbaty.
Była gorąca więc podmuchał ją. Z jego ust wydobyła się mgiełka zimna, a napój zaszedł malutkimi śnieżynkami.
-Tia.... Chyba nie to chodziło.- mruknął odwracając kubek do góry dnem.
Nic nie wypłynęło, bo herbata była całkiem zmrożona.
-O! Ray spróbuj to rozmrozić!
Brunet zabrał kubek od blondyna i spojrzał na niego jakby chciał strzelić w niego laserem z oczu.
-Ale ja nie wiem jak.
Danny położył dłoń na jego udzie- nieświadomie, bo wpatrywał się w inny kierunek.
Fala gorąca przebiegła od tego miejsca, przez całe jego ciało. Herbata natychmiastowo zmieniła temperaturę i znowu zaczęła parować.
-Okeey...chyba jednak wiem.- parsknął.
-Ray!- chłopak spojrzał na jego krocze.
-Upssss. Moja wina, że mnie tak podniecasz?!
-Jezuu...- jęknął zawstydzony.
-Okay, chyba nie o to mi chodziło. Spróbuj się mocno skupić. Myśl o roślinach, naturze i tak dalej.- powiedział Sally podając zielonowłosemu doniczkę.
Chłopak zacisnął oczy i palce na glinianym naczyniu. Skupił się i próbował wykrzesać z siebie to, co tylko mógł.
Ale nic się nie działo.
Wtedy, w lesie to było spontaniczne; nie myślał o tym co chce zrobić, to było naturalne jak poruszenie ręką czy mówienie. Pomimo tego teraz nie mógł nic zrobić.
Sallivan też probowal wykrzesać z siebie energię, którą poczuł wtedy na biwaku. Minęła chwila zanim z jego palca wytrysnął niewielki strumyk delikatnie błękitnej wody, trafiając do doniczki z której odrazu wystrzelił niebieski kwiatek.
-Um... dobra kiedyś to ogarniemy.- powiedział zielonowłosy.
Chłopak wstał zrezygnowany i chciał odejść, ale Waterson pociągnął go za tył bluzy.
-Nie! Będziemy tu siedzieć dopóki nie rozkminimy i nie opanujemy tych mocy. Raczej nie mam ochoty na to, żeby Fireson zjarał cały dom, bo się podniecił.
-Oczywiście, że bym tak nie zrobił!
-Tak, a ja mam różowe włosy. W każdym razie...
-Ej.- odezwał się nagle Dan.- Czy to nie dziwne? Ja mam na nazwisko Snow, ty WATERson, ROSEwell i FIREson. ( Śnieg, water to woda, rose- róża, fire- ogień ).
-Tak to... rzeczywiście interesujące.
Po prawie 10 godzinach siedzenia tam mniej więcej wiedzieli jak opanować te moce, a ich dom był trochę spalony, na kanapie spoczywał topniejący śnieg zalewający się z kałużami na podłodze, przy okazji podlewający niewiadomo skąd się biorące rośliny. Dowiedzieli się tęż, że działają pod wpływem emocji; Ray strzelał ogniem gdy był zły bądź podekscytowany, Gabriel strzelał roślinkami i ziemią, gdy się go straszyło, Sally tryskał wodą, gdy się śmiał, a łzy Daniela spływając po jego twarzy tworzyły sople. Dodatkowo Dan pruszył ich śniegiem, gdy kichał, a ich oczy świeciły się kiedy używali mocy; Snow na biały, Fireson czerwony, Rosewell jaskrawy zieleń, a Waterson jaskrawy błękit.
~tydzień później~
Blondyn wstał i przechadzał się wzdłuż okna ze zmarszczonymi brwiami, bawiąc się swoim septumem*.
-Co cię tak niepokoi?- spytał Ray obejmując go w talii.
-Ten facet.- zmrużył oczy pokazując punkt za oknem.
Stał tam mężczyzna.
Był w średnim wieku, ubrany w szary płaszcz i ciemne jeansy, a czarne włosy opadały na całkiem czarne oczy. Nie było widać białek. Tęczówek. Nic.
Po prostu czerń.
Pomimo tego stał na ulicy wpatrując się prosto w nich. Przepełniało to Dana niepokojem. Brunet szybko wyczuł szybkie bicie jego serca , gdy zwiesił ręce na jego klatkę piersiową.
-Spokojnie to tylko soczewki.
-Nie wydaje mi się... Wydaje się jakby przenikał całą moją duszę.
-Nawet jeśli chciałby ci coś zrobić, to musiałby najpierw mnie zabić!
-Dziękuję.- przytulił go nagle.
-Za co...?
-Tak się o mnie troszczysz. Nikt mnie nigdy nie potrzebował...
-Ja. Ja cię potrzebuję.- wyszeptał i wpił się w jego usta.
Był niesamowicie delikatny i czuły. Musiał schylać się do blondyna, ale po chwili podniósł go do góry, a ten zawiązał nogi wokół jego bioder. Chłopak zostawiał dreszcze po ciepłych palcach na jego szyi, a kiedy jego gorący oddech łączył się z tym zimnym, czuł lekkie napięcie- w końcu ogień topi lód. On też miał wrażenie, że nastolatek topnieje mu w ramionach- był tak delikatny... jak taka malutka, niewinna sarenka.
Nigdy nie zależało mu na związku.
Zawsze bawił się tylko przypadkowymi chłopakami i znikał po jednej nocy.
Ale teraz... czuł, że to czego chce od Danny'ego nie jest tylko seksem bez zobowiązań.

----------------------------------------------------
*septum to taki byczy kolczyk w nosie 😘

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz