25. Venticinque

467 49 21
                                    

Uroczy śmiech brązowowłosej dziewczyny rozległ się po prawie całym parku. Sallivan rozśmieszył ją tak bardzo, że w jej oczach aż zebrały się łzy.
-Stop! Już, bo mi się mejkap rozmaże!- krzyknęła Hazel prostując się z pozycji jakiej była- zgięta w pół, urzekająco rechocząca.
Sally sam śmiał się, kiedy widział Hazel tak szczęśliwą.
On naprawdę... może nawet ją kochał?
Nie, za krótko ją znał.
A może jednak?
Sallivan, debilu zdecyduj się.
-A może pójdziemy do mnie?- spytała w agonii spazmatycznych napadów śmiechu.
Nie zasługujesz na taką dziewczynę.
Jest Łowczynią, ty tylko marnym chłopaczkiem strzelającym wodą z palców.
Ciemnowłosy potrząsnął głową. Nie wiedział skąd wziął się ten głos w jego głowie. I dlaczego cały czas go obrażał.
Zaczynał wariować?
-A może nie?
-No proszę.- spojrzała na niego i przyciągnęła do siebie za troki bluzy po czym mocno przycisnęła usta do tych jego. Chłopak na początku otworzył mocno oczy, ale szybko je zamknął zatracając się w pocałunku. Był namiętny i... po prostu namiętny; ich języki stykały się co jakiś czas, usta przesuwały po sobie w szybkim tempie, a szminka brunetki roztarta była już po połowie twarzy Watersona.
Byli ( dopiero ) na drugiej randce, a już mieli się ze sobą przespać?
Jak tak szybko będzie im szło, to jutro wezmą ślub, za tydzień będą mieć dzieci, a za miesiąc wnuki.
-To jak idziemy do mnie?- spytała odrywając się od niego i ściskając twarz.
Mózg kazał mu zaprzeczyć, ale serce ( i dolne partie ciała ) skakało z radości, krzycząc 'TAAAAAAAAAK!!!'
-Jeszcze się pytasz?
W końcu, po co używać mózgu?
Jakiego mózgu?
W pośpiechu wsiedli do taksówki i skierowali kierowcę do domu Hazel.
Zanim zdążyli zatrzasnąć za sobą drzwi, już przylegli do siebie.
Zanim doszli do sypialni, stracili połowę ubrań.
Zanim rozebrali się do końca, byli napaleni na siebie w nieopisany sposób.
-Na serio tego chcesz?- dziewiętnastolatek odsunął się na chwilę.
-Czy gdybym nie chciała, dałabym ci swój numer?- odmruknęła w jego usta, z powrotem przyciągając do siebie za koszulkę.
Obaj mieli bordową szminkę Hazel rozmazaną na całych twarzach.
Obaj dziko uśmiechali się widząc drugą osobę.
Obaj mieli roztrzepane włosy i byli hałaśliwi.
Pasowali do siebie.
Dziewczyna zaciskała palce na ramionach bruneta zostawiając niewielkie szramy po długich ostrych paznokciach kiedy ten coraz bardziej przyspieszał.
-Sal...- wysapała zamykając oczy.
Chwilę później doszła, a moment po niej Sallivan i opadł obok niej zaciskając palce na jej dłoni.
Podniosła się na łokciach, tak jak i on i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.
-Proponuję jakiś serial w łożku.- uśmiechnęła się i wstała zabierając ze sobą koc, który owinęła wokół piersi.
Wyszła z pokoju, a chłopak z powrotem opadł na plecy.
Kochał tą dziewczynę, o tak.
Przymknął oczy i wyszczerzył się, gdy kilka minut później usłyszał tupot jej drobnych bosych stóp na podłodze. Otworzył jedno z nich i zauważył, że Hazel narzuciła na siebie jego koszulkę, która oczywiście była za duża, co sprawiało, iż wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Zmyła z siebie rozmazany makijaż i chłopak z pewnością mógł powiedzieć:
-Wyglądasz prześlicznie.
-No chyba nie.- prychnęła- W takim stanie?
-Tak. Bez makijażu, z roztrzepanymi włosami i w moim t-shircie. Najpiękniej.
Pomimo, że nie zgadzała się z Sally'm, uśmiechnęła się i wtuliła się w niego po tym jak podała mu przed chwilą zrobioną herbatę i włączyła film.
Z pewnością mogła tak spędzać każde popołudnie. Oparta o ciepłą klatę cudownego chłopaka, komentując z nim głupie niuanse Supernatural z kubkiem parującej herbaty w dłoni.
Przecież miała z nim być tylko...
Ale...
On był takim świetnym facetem...
Nie Hazel, ogarnij się to tylko głupi Wybraniec.
-Pójdę tylko do łazienki, okay?- mruknęła i wstała z łóżka.
Przeszedł ją dreszcz, gdy postawiła bose stopy na zimnej posadzce.
-Jasne, ale wracaj szybko.- na jego promienny uśmiech odpowiedziała tylko bladym półuśmiechem.
Szybko podreptała do łazienki i przemyła twarz zimną wodą po czym oparła się o umywalkę spoglądając w lustro.
Miała wory pod czarnymi jak węgiel oczami, jej usta były blade, włosy tragicznie potargane, a brwi przerzedzone. Czy na prawdę była ładna?
Zacisnęła dłonie na białym materiale tak mocno, że jej paznokieć trzasnął cicho i odłamał się w dziwnym kształcie.
Warknęła.
Nie po to tyle je zapuszczała, żeby teraz wszystko zrujnować.
Idiotka.
-Haze?
-Już idę!
-Zdajesz sobie sprawę... że jak ktoś się dowie...- chłopak ziewnął.
-Będzie po nas. Jesteśmy po przeciwnych stronach, Sal. Po przeciwnych.
Sallivan słyszał ją bardzo niewyraźnie. Oczy zamykały mu się, choć nie był śpiący.
-Kiedyś tak czy inaczej będę musiała cię zabić. Albo ty mnie. Dobranoc, Sally.- prawie wyszeptała składając delikatny pocałunek na jego policzku, a ciężkie powieki dziewiętnastolatka opadły.
Nie sadziła, że środki usypiające w jego herbacie zadziałają tak szybko.
Wyciągnęła niewielką strzykawkę z szuflady i szybko wbiła ją w nadgarstek Watersona.
-Przepraszam.- mruknęła i przelała krew do małej szklanej fiołki.
Teraz został tylko Gabriel i Oliver.
Czuła się podle.
Ale teraz już... Onyx i Hazel mogą przekonać go, prawda?
Zrozumie, że jest po złej stronie.

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz