30. Trenta

386 46 15
                                    

Hm nie dałam wcześniej zdjęcia Fate'a, więc daję teraz 💕 Oczywiście daję zdjęcia dla urozmaicenia, wyobrazajcie sobie ich jak chcecie jelonki 🦌 ^^
PS Proszę państwa 35 rozdział będzie już ostatnim. Zostało 5!
----------------------------------------------------

-Jak miewa się mój piękny narzeczony?- spytał Ray podkreślając ostatnie słowo, po czym wtulił twarz w kark blondyna.
-Miewa się świetnie, ale odsuń się, bo przeszkadzasz mi w robieniu śniadania.- mruknął Danny odpychając go łokciem, gdyż w ręku trzymał patelnię.
-Aha...- przytaknął Fireson, ale tak czy inaczej zaczął całować jego szyję i przygryzł ucho.
Snow parsknął uroczym śmiechem.
-Raaay! Tyle musi ci na razie wystarczyć.- powiedział i złożył na jego ustach krótki, lecz treściwy pocałunek po czym odszedł, aby zrzucić naleśniki z patelni na talerz leżący na stole.
Choć była ich już cała kupka, cały czas smażył kolejne, ponieważ przy stole siedziało już nie pięciu głodnych chłopaków, a trzy szczęśliwe pary ( jedna z nich nadal bawiąca się w przyjaźń ) i... jeden nastolatek ze złamanym serduszkiem. Więcej buziek do wykarmienia wymownie oznaczało więcej naleśników.
-Możesz z nami usiąść? Zachowujesz się jak lokaj!- zaśmiała się jedyna dziewczyna w towarzystwie.
-Dokładnie, cały czas stoisz przy kuchni, albo latasz w tą i z powrotem dolewając nam picie.- przytaknął Fate.
-Dan to taka nasza pokojóweczka, miśki- odparł Ray i klepnął blondyna po tyłku.
-Nie pozwalaj sobie, bo to, że się zgodziłem, nie znaczy, że nie mogę zerwać zaręczyn i wsadzić ci tego pierścionka w dupę.
-Dla mnie okay. Tylko weź jakiś inny, bo ten był zajebiście drogi.
Chłopak wywrócił oczami następnie kopnął bruneta kolanem w siedzenie wypinając mu język.
Fate przypatrywał się Danny'emu i Rayowi przekomarzającymi się z lekkim uśmiechem, zamyślony i jakby rozmarzony.
-Wszystko okey?- spytał Oliver kładąc rękę na jego udzie.
-Tak.
Westchnął.
-Tylko czy nie sądzisz, że to wszystko potoczyło się za szybko?- wskazał siebie i jego- Pocałowaliśmy się po 10 sekundach znajomości i znamy się niecały jeden dzień, a już jesteśmy ekhm... parą?
-Nie bądź taki święty Fay. Przegadaliśmy całą noc, mam wrażenie jakbym znał cię conajmniej 10 lat.
Lakefront zarumienił się, gdy brunet odnalazł jego dłoń pod stołem i pogładził go lekko.
Nie był przyzwyczajony do dotyku.
Matka, ani ojciec nigdy nie przytulili go, ani nie pogłaskali po głowie. Starali się ograniczać dotyk.
Nie licząc dotyku pasa na tyłku, ale czy to się liczyło?
Ta, niewątpliwie.
Oliver wydawał się zakochany, serio zakochany, choć znali się tak krótki czas.
On... chyba też był- o ile coś takiego można było nazwać miłością- ale sam jeszcze nie oswoił się do końca z tym uczuciem, było nowe.
Nowe, ale prawdziwe.
Tak mu przynajmniej się wydawało.

Po śniadaniu wszyscy wyszli na zewnątrz, ale rozeszli się w dwójkach- i jednej trójce- w różnych kierunkach.
-Sussie pogadajmy.-zagadnął Gabriel po chwili snucia się w ciszy.
-Coś się stało?- dziewczyna uniosła brwi i lekko zwolniła.
-Właśnie ja chciałem spytać. Wiesz... pamiętasz noc, kiedy się poznaliśmy?
Brunetka niepewnie kiwnęła głową.
-No właśnie, ja też i chyba nigdy jej nie zapomnę. Kiedy poznałem cię lepiej, jesteś szczęśliwą, miłą dziewczyną z ambicjami, a dachu wydawałaś się... przerażona, myślałaś, że jesteś pozbyta racji bytu... i mówiłaś o jakimś "nim".
Dziewczyna wyraźnie zakłopotała się. Gabriel lubił ją, może nawet mu się podobała, więc martwił się. Poznali się krótki czas temu, ale spędzali do tej pory każdą sekundę razem i zdążyli się zaprzyjaźnić.
-Tak wtedy powiedziałam?
-Mówiłaś też tak jakby "On" chciał cię zabić, albo przynajmniej coś ci zrobić.
-Bo tak było...- zaczęła i ruchem ręki dała mu znać, aby usiedli na pobliskiej ławce- Albo jest. Jeśli cię to interesuje...
-Jasne, że tak, Wygadaj się, od tego są przyjaciele. [ dop. aut. AUĆ. Przyjaciele. 😂🔫 ]
-Nigdy nie byłam tą najpiękniejszą i najpopularniejszą w szkole, dlatego zdziwiłam się kiedy jeden z chłopaków "pierwszej ligi" zaczął się mną interesować. Zaprosił mnie na randkę i był przemiły, był cholernym ideałem. Poznaliśmy się lepiej- nawet byliśmy razem po jakimś czasie i wtedy on zaczął być... jakiś dziwny. Przy ludziach zachowywał się tak jak na naszych kilku pierwszych spotkaniach, a przy mnie sam na sam- zaczynał być agresywny i wredny, ale nie reagowałam. W końcu dzięki niemu uzyskałam, to czego zawsze chciałam- popularność, uwagę i komplementy. Udawałam idealną dziewczynę, z wiecznym uśmiechem na twarzy kiedy tak naprawdę zaczynałam potrzebować pomocy. Bywało tak, że kiedy on na chwilę odchodził zaczynałam błagać o pomoc największy plastik w szkole. Był tyranem, nie raz mnie uderzył, krzyczał, nie szanował mojej prywatności, nachodził mnie. W dodatku nie opuszczał na krok, żebym nikomu nie powiedziała, nie dał mi ze sobą zerwać.
-A twoi rodzice? Nic nie zauważyli?- zmarszczył brwi.
-Mój ojciec miał mnie w dupie jak zawsze, a jeśli chodzi o laskę, która powinna być moją macochą, prędzej mogłaby być moją siostrą i miała mnie gdzieś jeszcze bardziej od niego. Lata za moim ojcem jak kundel, bo szasta kasą kiedy tylko o coś poprosi. Duke- bo tak nazywał się mój chłopak, zaczął być totalnym psycholem. Udało mi się zerwać z nim kontakt, wyprowadziłam się tutaj, zmieniłam numer i przez tyle czasu był spokój...- Susan nagle zaczęła szlochać, a eyeliner i maskara rozmazały się totalnie kiedy potarła oczy. Chłopak objął ją i zaczął uspakajać.
-Nie wiem jakim cholernym cudem, ale mnie znalazł. Nie pokazał się, ale nachodził mnie przez telefon, grożąc mi i niestety udowadniając, że cały czas mnie widzi. Rozpierdolił mi chyba całe życie, żyję w ciągłym strachu i z depresją, a kiedy udało mi się w jakimś stopniu zapomnieć, znalazł mnie żeby znowu mnie zniszczyć. Powiedział, że mnie... zabije.- wydukała już na dobre wybuchając płaczem.- Jak się okazało nie jestem pierwszą, w taki sposób traktował i zabił już 3 dziewczyny.
Rosewell chciał coś powiedzieć, ale po ostatnim zdaniu zatkało go, więc tylko słuchał załamanej dziewczyny i głaskał ją lekko po głowie.
-Jest poszukiwany... dowiedziałam się dopiero tutaj. Miałam nikomu nie mowić o tym wszystkim... teraz to zabije mnie na 100%.
-Nie mów tak!
-Jak mam tak nie mowić, skoro to prawda? Zamordował już kilka dziewczyn, nie będzie to dla niego nic nowego.
-Nie obchodzi mnie kogo ani ile zabił, ale ciebie nie tknie. Obiecuję.
-"Nie obchodzi mnie kogo ani ile zabił" łał Gabby.- zaśmiała się pociągając nosem- Boję się.
-Nie bój się. Nie bój... Nikt nie będzie doprowadzał mojej przyjaciółki do płaczu oprócz mnie.- mruknął zaczynajac powoli żałować obiecania czegoś, czego nie będzie w stanie spełnić.
Bo jest zbyt słaby.
Zbyt żałosny.

-Fate?- głos bruneta przeciął ciszę.
Szli tak, ze splecionymi palcami lecz nie odzywając się.
Nie chodziło o to, że się pokłócili.
Czy o to, że nie było tematów.
Po prostu podążanie przed siebie, nie słysząc się, ale wiedząc, że ma się obok ukochanego było przyjemne. Szli w ciszy, bo nie potrzebowali słów, aby znać myśli drugiej osoby.
Było już po zmierzchu, gwiazdy i księżyc mocno odznaczały się na czarnym niebie, wraz ze światłami miasta.
Cały dzień spędzili na mieście; najpierw grupa rozdzieliła się i spacerowali oddzielnie, później spotkali się w restauracji na obiad i później większość wróciła, ale Fate i Oliver poszli jeszcze na kolejny spacer.
-Nie sądzisz, że Tower Bridge nocą to coś niesamowitego?
-Tak, jest przepięknie.- odmruknął zafascynowany Fate.
-Wiesz kto jeszcze jest przepiękny?- spytał po czym nie czekając na reakcję, odpowiedział- Ty.
Widząc rumieńce na policzkach niższego chłopaka założył niesforny kosmyk za jego ucho i przybliżył do niego. Stali tak ze złączonymi czołami, Olly czuł ciepły oddech Lakefronta na swoich ustach.
-Nigdy w życiu bym nie podejrzewał.
-Czego?
-Że zakocham się w chłopaku.- mruknął i zmniejszył dystans między nimi do zera, załączając usta w delikatnym i pełnym uczucia pocałunku.
Mieli gdzieś ludzi przyglądającym im się z obrzydzeniem, zauroczeniem czy obojętnością, nie było ich, nie było samochodów pod nimi, nie było nic poza niskim piwnookim i wyższym od niego o głowę Wybrańcem.
Winder trzymał głowę drobnego chłopaka w dłoniach jakby była z porcelany. Piętnastolatek był tak delikatny i uroczy jakby był właśnie z niej zrobiony i bał się, że ten może rozpaść się tu i teraz na moście dwóch wież.
-Powinienem wracać do domu, Oliver.- Lakefront oderwał się od niego.
-Mówiłeś, że rodzice są na ciebie źli.- zmarszczył brwi.
-Bo są i będą próbowali mi wybić bycie gejem z głowy, ale napewno się martwią i jak ich znam to za niedługo zadzwonią po policję. Lub już to zrobili.
-Skoro tak mówisz. Odprowadzę cię.
Fate mógł zapewniać go, że nie musi ile chciał, ale nic by to nie dało, bo chłopak tak czy inaczej szedł za nim. Przez czas jaki razem spędzili przyjrzał mu się lepiej.
Ciemne prawie czarne włosy były ułożone w grzywkę opadającą na czoło, wypadały z niej pojedyncze kosmyki opadając na oczy, które od źrenic były brązowe, lecz dalej już piwne. Bardzo ciemne i gęste jak na chłopaka rzęsy okalały je, na bladej twarzy widniały lekkie urocze piegi, a na górnej szczęce stały aparat, którego Ray nawet nie zauważył. Chłopiec był drobny jak Dan, lecz w trochę inny sposób- był młodszy więc też niszy, bardziej filigranowy, jak laleczka.
Nastolatek myślał, iż Fate żartuje kiedy przystanął przed ogromną nowoczesną willą, z której boku widać było podświetlany basen kończący się gdzieś z tyłu. Oliver wyobrażał sobie po przesadnie religijnych, surowych rodzicach czegoś... mniejszego i mniej nowoczesnego. Bardziej jakiś wiejski domek z różami w oknach, cegiełką na zewnątrz i rabatkami za drewnianym płotem.
Nie miał pojęcia dlaczego właśnie tak to sobie wyobrażał.
-Oliver...- ponaglił go młodszy.
-Tak bez pożegnania?- spytał udając oburzenie.
Chłopak próbował odsunąć się, ale Oliver dosięgnął go i pocałował przyciskając do furtki. Skończył gwałtownie pocałunek słysząc otwieranie drzwi.
-Fate Moisesie Lakefront!!!- wrzasnął jego ojciec
-W imię Boga Ojca dziecko, co ty wyczyniasz?!- zareagowała matka.
-Idź już proszę...- warknął chłopak cicho, starając się ukryć łzy zbierające się w jego oczach.
Oliver widział to.
Bał się swoich rodziców.
Tylko dlatego zaczął szybko oddalać się od domu.
Lecz tak czy inaczej zobaczył jak jego chłopak zostaje brutalnie wciągnięty do budynku, za włosy.
I jak piszczy z bólu.
Był pewien, że chłopakowi mocno dostanie się za krótki pocałunek przed domem. I bardzo bolało go, że nie mógł z tym nic zrobić.
Rzucenie się na jego ojca z pięściami raczej nie wchodziło w grę...
Zacisnął palce i szedł przed siebie szurając butami o chodnik.
Wiatr zawiał mocniej i zwiał mu szarą beanie z głowy targając włosy na wszystkie strony. Wściekły machnął ręką na bok, przez co wichura szybko przeszła na prawą stronę niemal nie zwiewając małej dziewczynki człapiącej obok swojej mamy. Dosłownie- dziecko zatoczyło się do tyłu mocno łapiąc się wózka prowadzonego przez kobietę.
Chłopak westchnął i poprawiając czapkę uspokoił wiatr w myślach przez co ten zanikł prawie całkowicie- czuł tylko lekki przyjemny powiew chłodnego powietrza na twarzy.
Fate Moises Lakefront.
Chuj, który mnie spedalił.
Idealnie.

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz