24. Ventiquattro

498 67 35
                                    

*mam nadzieję, że nikt nie pamiętał ile Gab ma lat, ale cofniemy go o rok w rozwoju i teraz ma 17 😂😘🖤*

Zielonowłosy kopnął czubkiem buta mały kamyk, który wziął się na chodniku z niewyjaśnionych powodów. Zaciskał palce na telefonie tak mocno, iż jego palce pobielały. Po co to w ogóle robił?
Wcale nie musiał przychodzić, żeby się z nim spotkać. Zważając na to, iż chłopak -ogólnie rzecz biorąc- także się pojawi.
Szedł jedną z najbardziej zaludnionych ulic Londynu i mógłby tu zostać. Tutaj nikt nie ma prawa nic mu zrobić- za dużo świadków, za dużo osób, które by pomogły, zareagowały jakoś. W kawiarni, w której mieli się spotkać, o takiej godzinie nie było nikogo, szczególnie w tygodniu. A Andy jest nieprzewidywalny.
Zawsze był.
Czego mógł od niego chcieć?
Piosenka Martinez, w której teledysku dziewczynę porwał wilk, sprzedawca lodów, grająca w jego słuchawkach wcale nie poprawiała mu samopoczucia.
Can anybody hear me? I'm hidden underground! Can anybody hear me? Am I talking to myslef?
Szybko przełączył utwór- napawał go jeszcze większym niepokojem, a to zdecydowanie nie było mu potrzebne.
Czy on naprawdę bał się... swojego brata?
To chyba nie było normalne.
Z drugiej strony nigdy nie czuł do chłopaka nic oprócz nienawiści i strachu. Był dla niego obcym człowiekiem, którego rodzicom zachciało się adoptować "biedne" dziecko z sierocińca, jakim był sam Gabriel.
Dlaczego wybrali akurat jego?
Przecież było tam wiele dzieci, szczęśliwszych, milszych, ładniejszych... lepszych od niego.
Z zamyślenia wytrąciło go, kiedy ktoś go potrącił i omal nie wywalił się na twarz. Wtedy zobaczył, iż stoi pod miejscem docelowym- kawiarnią przy Bake St.
Zwilżył wysuszone na wiór wargi językiem i pewnie popchnął drzwi.
Serce zabiło mu jeszcze szybciej kiedy zobaczył Andy'ego.
Nic się w nim nie zmieniło; czarne, nijakie włosy niedbale porozrzucane po głowie, ciemne brwi w prostym kształcie, wąskie usta i mocno zarysowana szczęka.
Kiedy mężczyzna zauważył go, uśmiechnął się promiennie. Zamaszystym ruchem dłoni zaprosił go do swojego stolika, a gdy ten niepewnie przybliżył się, został mocno uściskany.
-Martwiłem się o ciebie!- krzyknął.
Tak, jasne.
-Wyrosłeś.
-Po co chciałeś się spotkać?- spytał zielonowłosy oschle, utrzymując jak największy dystans.
-Cóż...- mężczyzna położył mu rękę na dłoni, ale ten natychmiast ją odsunął.- Rodzice cię szukali, wiesz debilu?
-SzukaLI?
-Mhm.- przytaknął, jak to zwykł, marszcząc czoło.
-Co masz... na myśli?
-Mam na myśli to, iż rodzice nie żyją, Gabriel.
Ałć.
-Jechali na komisariat, bo po dłuższym czasie zdecydowali się zgłosić twoje zaginięcie. Wjechał w nich jakiś wariat.
Podwójne ałć.
Pomimo tego, że pojechali tam, bo zapewne zabrakło im sprzątaczki, Gab poczuł lekkie ukłucie w sercu.
Nie miał zamiaru wybuchać płaczem, ani spędzać w łożku całych dni przez kolejne dwa miesiące. Nie miał nawet zamiaru założyć czarnej koszulki na kolejny dzień.
Ale było mu dosyć przykro.
Niezależnie od tego jak go traktowali, czy tego, że czasem miał ochotę iść spać i nigdy się nie obudzić po rozmowie z nimi- cały czas byli rodziną. Cały czas pełnili funkcję jego rodziców.
Cały czas mieszkał z nimi.
Gabriel milczał wpatrując się w stół.
-To nie wszystko. Ciężko mi to mowić. Nawet bardzo... ale chyba jesteś na tyle dorosły, aby to wiedzieć.
-Co dokładnie?
-Um... chodzi o to, że tak właściwie to nasi rodzice cię oddali.
-Co?- ożywił się nagle.- Czyli, że... są moimi biologicznymi rodzicami?
Ta wiadomość ucieszyła, zdziwiła, ale i zmartwiła nastolatka. Automatycznie zaczął dużo gadać.
-Ale... dlaczego to zrobili? I po co w ogóle mnie później z powrotem adoptowali? Nie wiedzieli, że to ja?- pytał, bez odpowiedzi.
-Gabriel posłuchaj mnie...- warknął Andy.
-Po co chcieli adoptować kolejne dziecko, skoro jedno oddali? Dlaczego to samo? Czy serio nie wiedzieli?
-POSŁUCHAJ MNIE!- krzyknął przerywając mu, a ten zamilknął.
Nagle cały spontan błyskawicznie wyparował, Gabri znowu nie widział w czarnowłosym brata, a oprawcę.
-To nie tak.- zaczął ponownie, już na spokojnie.- To ja... ty... jestem twoim ojcem.
Brakowało pierdolonej maski Vadera i krzyknięcia długiego "Nieeeeeee" przez nastolatka, w odpowiedzi.
Gabriel myślał, że umysł płata mu figle.
Czy jego... okrutny brat właśnie powiedział mu, że wcale nie jest bratem?
Ojcem.
Ojcem.
Ojcem.
Powtarzał to tyle razy, ale nie mógł tego przyswoić. Jego mina musiała wyglądać teraz zabawnie.
Ale jemu wcale nie odpowiadał humor.
Facet, przez którego cierpiał codziennie przez kilkanaście lat... był jego tatą.
-Zaraz Andy to się kupy nie trzyma. Musiałbyś mieć 12 lat kiedy...
-Miałem.- przerwał mu spuszczając wzrok.- Dlatego rodzice cię oddali... byłem za mały, a to co zrobiłem z koleżanką na obozie było cholernie głupie, wiesz ona była starsza i coś zasugerowała, ja zgodziłem się właściwie nie wiedząc na co. Ona umarła rodząc, ty o mało co, też.
-To... po co wzięli mnie z powrotem?- spytał nadal osłupiały.
-Miałem już 16-nastkę, a rodzice czuli się winni czy coś. Teraz nie żyją.- mruknął.
Siedemnastolatek nie potrafiłby nazwać uczucia, które go przepełniało.
Gniew, przerażenie, osłupienie, zdziwienie, szczęście, strach... wszystko naraz.
Zapadła cisza.
Rosewell oddychał bardzo szybko, nagle wstał od stołu i wybiegł przez drzwi.
Usiadł przed budynkiem łapiąc swoje kolana i ukrywając w nich twarz. Nabierał powietrze gwałtownie i mocno je wypuszczał. Wspomnienia przepełnione bólem przelatywały przez jego niedotleniony umysł.
Po chwili poczuł jak ktoś siada obok niego i wzdycha głęboko.
-To po co to robiłeś?- spytał pociągając nosem.- Traktowałeś mnie... własnego syna... w taki sposób...
-Gabriel. Gabriel tak bardzo cię przepraszam...- mruknął i objął go, na co zielonowłosy zadrżał lekko.
-Myślisz, że jedno przepraszam wystarczy?!- wrzasnął wstając, a jego twarz była już mokra od łez.- Zobacz! Zobacz jak wyglądam!!! Przez CIEBIE!
Zrzucił z siebie sweter w agonii płaczu. Na jego całym brzuchu i nadgarstkach były blizny, jasne wklęsłe i wypukłe szramy, idące w każdym kierunku. Niektóre sprzed kilkunastu lat, inne świeższe. Rany po dźganiu nożem, cięciu skóry czy przypalaniu jej.
-Jesteś pierdolonym sadystą! Nienawidzę cię!!!- nie obchodziło go ile ludzi się na nich patrzy.
Nie obchodziło go ile ludzi patrzy na jego zawsze ukrywane blizny.
Nie obchodził go wzrok Andy'ego pełen poczucia winy.
Zaczął biec przed siebie, wpadając na ludzi i potrącając ich. Jego kondycja była dosyć dobra przez co nie zmęczył się bardzo szybko, ale po jakimś czasie wartkiego biegu jego płuca zaczęły okropnie piec, a w ustach strasznie wyschło.
Pomimo narastającego rwania w klatce piersiowej i braku śliny w buzi, cały czas sunął przed siebie, krok co krok zwalniając. Chwilę później dotarł do lasu na skraju miasta.
Podpierając się o drzewa szedł coraz głębiej, a po chwili osunął się na ziemię i przytulił twarz do zimnego mchu. Był padnięty, nie potrafił dłużej stać na nogach i pomimo, iż słyszał kroki i łamane gałęzie gdzieś za sobą, nie ruszył się.
Usiadł dopiero kiedy przy jego boku pojawił się srebrny miecz. To oznaczało niebezpieczeństwo gdzieś w pobliżu, a on... był taki zmachany. 
Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, zobaczył postać w ciemnym ubraniu tuż przed swoim nosem. Czarne ślepia wpatrywały się prosto w niego i wiedział to, choć nie miały źrenic.
Pomimo wykończenia w całym calu jego ciała, powoli wyprostował kolana i chwycił rękojeść, zamglonym wzrokiem widząc broń u boku wroga. Kwiaty pod jego palcami w dziwnie magiczny sposób dodały mu energii, ale nie na tyle dużo.
Nadal słyszał trzaski gałęzi za sobą.
Chyba... nie było ich więcej?
Mógłby poradzić sobie z trzema naraz Łowcami najwyżej, co jak dopadła go cała armia?
A już odbierało mu siły. 
Z całym impetem, na jaki było go stać zderzył się mieczem z długim sztyletem mężczyzny w czerni. W całej okolicy słychać było szczęk metalu, Łowca próbował conajmniej odrąbać mu głowę, Gabriel robił takie uniki na jakie było go stać i starał się wytracić ostrze z dłoni faceta, ale ten był twardą sztuką.
Starał się utrzymać na nogach, ale te uginały się pod nim coraz bardziej.
Po dłuższej chwili walki, ciało coraz bardziej odmawiało mu posłuszeństwa. Ostrze przeleciało ze świstem obok jego głowy i drasnęło gołe ramię, po którym szybko zaczęła spływać szkarłatna ciecz.
Chłopak syknął cicho, ale nie poddał się. Miecz lekko prowadził jego rękę i prawie dosięgnął do gardła przeciwnika, gdy ten schylił się i mocno wbił nóż w jego łydkę. Kiedy tępy ból przeszedł przez ciało Gabriela, dopiero poczuł zmęczenie i padł do tyłu. Oczy zaszły mu mgłą...
Nie mógł dalej...
Zobaczył jak ktoś przeskakuje nad nim i zaczyna walczyć wręcz; przepychać się, podduszać i uderzać o drzewa z przeciwnikiem. Jedna osoba trzymała drugą za włosy i uderzała głową o pień i po chwili polała się krew, ale zielonowłosy nie wiedział czyja, widział jak przez mgłę.
Postarał się wstać i zaatakować wroga od tyłu i pomóc osobie, która go uratowała,  kimkolwiek ona była- teraz role odwróciły się i osoba z krwią cieknącą po policzku dusiła tę drugą.
-Uciekaj Gabriel!- krzyknął podduszany męski głos.
Już wiedział kto mu pomógł.
Ale nie mógł tak uciec i zostawić własnego bra... taty na smierć.
Przyłożył rękę do rany i poczuł jak przepływa go moc. Z jego palców wypłynęły liście i otoczyły ślad po nożu, który zaczął goić się w nienaturalnym tępie.
Po kilku sekundach została po niej tylko niewielka blizna, a chłopak wstał już z większą ilością sił. Bez zawahania podniósł miecz.
-Tknij mnie, a twój...
-Ojciec.
Łowca uśmiechnął się.
-Ojciec, w takim razie, zginie.- warknął i podłożył mu nóż pod gardło.- Młody ten tatuś.
Gabriel zamarł.
Pomimo tego co chłopak mu zrobił nie był w stanie poświęcać jego życia.
Na jakiś sposób... kochał go.
Choć był sadystą, torturujacym go co noc... miał i dobre wspomnienia z nim. Jak z bratem.
Kiedy Andy zabrał go do parku wodnego, zwalniając z obowiązków, albo kiedy pomagał mu robić lekcje...
Nie zdążył zareagować, a Andy dźgnął Łowcę kilka razy, co poskutkowało, iż ten przycisnął nóż mocniej, po czym padł na ziemię szybko robiąc pod sobą dużą plamę z rany po dźgnięciach.
Z gardła ciemnowłosego wypłynął wodospad bardzo ciemnej i gęstej krwi, jak w horrorach.
Rosewell zasłonił usta dłonią i wydał z siebie zduszony pisk.
Przeskoczył przez ciało Łowcy i padł na kolana przy ciele ojca. Kilka łez pociekło po jego policzku.
Poświecił dla niego życie...
----------------------------------------------------
Cały rozdział o Gabrielu, ale następny będzie poświęcony Sally'emu, a jeszcze kolejny być może Oliverowi.
Co myślicie?
Prawie 9 tysięcy wyświetleń! Dziekuje, uwielbiam was! 😱😍💖

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz