13. Tredici

891 87 9
                                    

TAK WIEM, PONIOSŁO MNIE Z TAK DOKŁADNYM OPISEM TYCH CHOLERNYCH MIECZY. Miłego czytania 😂💓

----------------------------------------------------
Dan otworzył oczy i zamrugał powoli. Chciał przetrzeć je dłonią, ale poczuł sznur na nadgarstkach.
NIE NO ZNOWU?
Po chwili zobaczył, że już nie siedzi w ich salonie, a z tyłu jego rąk nadgarstkami przywiązani są także jego przyjaciele, jedną liną.
Ale zaraz... było ich pięciu... szósta osoba stała przed nimi.
Zobaczył, że piąta osoba to Oliver. Ale jakiś inny- jego oczy były teraz jasno błękitne, nie czarno-szare jak kiedyś. Wyglądał na zdezorientowanego.
Wtedy przypomniało mu się, że jakiś Łowca wychodził z ciała Olivera... czyli... cały czas nie znali jego, tylko Łowcę podszywającego się pod niego?!
Zamrugał jeszcze raz i to co zobaczył, sprawiło, że już kompletnie nie rozumiał nic, a nic.
Chłopak wyglądający jak Oliver stał także przed nimi. Ale miał czarne oczy i nadto dużo zębów jak kot z Chesire.
Po chwili Oliver #2 wyszedł, a oryginalny Oliver odezwał się.
-Chłopcy?
-Co tu się odpierdala?!
-Jezu... wiem, że to brzmi źle, ale... Cokolwiek zrobił mój brat, przepraszam.
-Twój brat?!- wrzasnął Ray po czym postarał się przepalić sznur na nadgarstkach. Udało się i po chwili zsunęli krępujący ich ręce sznur, ale pozostała czwórka chłopaków wrzasnęła, z bólu gdy ich poparzył.
-Wyjaśnię wam wszystko ja... przepraszam tak bardzo.- powiedział po czym wybuchł z płaczem.
-Nie płacz...- powiedział Dan i przytulił go, a Ray posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie.- No co?! Nie potrafię patrzeć jak ktoś cierpi, a przecież to wszystko nie on!
-Ta. Nie on.
-Kiedy to naprawdę nie ja!!! To jest długa historia...
-Mamy czas. Jesteśmy niewiadomo gdzie, niewiadomo po co, niewiadomo z kim.
-Eh... Zacznijmy od tego, że to JA jestem Oliver, wy poznaliście mojego brata bliźniaka- Aspera, podszywał się pode mnie, żeby zdobyć waszą krew dla Onyxa. Robił to już nie raz.
-Jest Łowcą?
-Zawsze był zazdrosny, że ja jestem Wybrańcem, a on nie ma żadnych mocy, więc dołączył do rzędów mojego teoretycznego wroga. Zdradził mnie, a zawsze mieliśmy tak dobry kontakt...- jęknął wycierając noc końcówką rękawa.- Przepraszam. Wiem, że teraz będzie trudno wam mi zaufać, ale proszę spróbujcie. Musimy działać razem, żeby pokonać Łowców.- odparł po czym ogarnął się nagle powstrzymując łzy.- Chodźcie. Chyba nie będziemy tu siedzieć?!
-Właściwie to gdzie? Gdzie jesteśmy?
-Jak to gdzie? W pałacu Onyxa.
-To on ma pałac?!
-W pewnym znaczeniu jest królem. Łowcy są mu tak wdzięczni za powołanie armii i częściowe obdarowanie mocami, że wybudowali mu zamek.
-"Obdarowanie mocami"?- spytał Ray bawiąc się kulką ognia powstałą między jego placami.
-Onyx kiedyś był Wybrańcem. Jeszcze wtedy byli to; David, Abe, Onyx, Ludvik i Jackson. Byli wielką piątką, naprawdę potężną.- powiedział jakby rozmarzony.- David był moim dziadkiem.
Chłopcy wpatrywali się w siebie ze zmarszczonymi brwiami.
-Przecież to też są imiona naszych dziadków.- powiedziała równo trójka z nich.
-Abe- ogień, Ludvik- ziemia, Jackson- lód i David- wiatr. Pewnie całkiem jak wy, nie? A Onyx... miał pod opieką wodę. Dzięki temu Łowcy mogą oddychać pod wodą, czy świetnie pływają- zanim zostały mu odebrane wszelkie zdolności, zdołał przekazać ich część swoim towarzyszom.
-Jak to się stało, że stał się zły?
-Zadajecie tyle pytań...- westchnął.- Nagle odbiło mu i stwierdził, że chce mieć wszystkie moce dla siebie, szczególnie miał bzika na punkcie ognia i śniegu. Wtedy odwrócił się od przyjaciół i... zaatakował ich.
Grupka chłopaków spojrzała w tym samym momencie na Sallivana.
-Co?!- krzyknął unosząc ręce w geście obronnym.
-Jak nazywał się twój dziadek?
-Nie wiem, nie znałem go.
-Musimy się tego dowiedzieć, bo skoro wszyscy jesteśmy spokrewnieni z poprzednimi Wybrańcami... możesz być spokrewniony z królem zła.
-Tylko... jak?
-Na przykład od twojej rodziny. Albo zdjęcia. Musimy znaleźć jakieś w twoim domu i...
-Nie! NIE MA MOWY! Nie wrócimy do naszego rodzinnego miasta!- przerwał mu Dan.
-A mamy jakiś wybór? Nie histeryzuj, Dan.- burknął Gabi.
-Tylko najpierw musimy się stąd wydostać.- wycedził Oliver wpatrując się w otaczających ich teraz Łowców.
Było ich conajmniej dwa razy więcej.
-Um... co teraz?
-Teraz?- mruknął coraz bardziej uśmiechając się.- Teraz walczymy.
Dan z przerażeniem wpatrywał się w toczącą się ku niemu głowę jednego z Łowców, której pozbył go Oliver wstając z zamachem mieczem.
Nie miał pojęcia skąd pojawił się dla niego miecz, ani pochwa przypięta do pasa, ale szybko wyjął go i zaczął toczyć walkę wręcz z mężczyzną wyglądającym na niezbyt zdrowego ma umyśle, który się wprost na niego rzucił.
Był trochę zły, że blondyn zgilotynował Łowcę, wszczynając odrazu walkę. Przecież mogliby się jakoś dogadać... nie wiem na przykład zapłacić jakąś łapówkę?
A teraz musiał wymachiwać ciężkim ostrzem, które ledwo utrzymywał żeby walczyć o własne życie.
Swoją drogą, miecz Daniela był bardzo ładny; zdobiony białymi śnieżynkami z kości słoniowej, a rękojeść pokrywały perłowo białe paski. Miał wrażenie, że w połączeniu z jego zimnymi rękoma, przedmiot prowadzi go sam.
Rękojeść tego Raya zdobiły płomienie, a gdy zderzał się z bronią przeciwnika ze złotego ostrza, leciały iskry. Gabriel wymachiwał zielonym mieczem z małymi listkami i kwiatkami, Sally takim z małymi falami wody, a rękojeść Olivera miała połyskujące szare spiralki wokół. Broń była ładna, ale przede wszystkim bardzo ostra i w połączeniu z ich właścicielami niepokonana, taka jakaś... magiczna.
-Właśnie! Chcą zdobyć jeszcze te cudeńka.- krzyknął Oliver robiąc unik przed sztyletem czarnookiej poczochranej kobiety.- Są magiczne, więc nie musicie być mistrzami szermierki. Dlatego też je chcą.- chłopak wyglądał jakby walka sprawiała mu ogromną przyjemność.
SZKODA. ŻE. MÓGŁ. ZGINĄĆ.
-Ale skąd one się urwały?!- wrzasnął Gabriel, cudem unikając broni przeciwnika, z którym walczył.
-Cóż... one tak po prostu są.
-Zajebiście!!! Herbatki? MOŻE ZAPRZESTANIECIE POGAWĘDKĘ  I MI POMOŻECIE?!- wrzasnął spanikowany Ray, któremu została wytrącona broń i teraz trzymał ją Oliver #2- znaczy się -Asper, a swój nóż trzymał przy jego gardle.
Dan drgnął, ale chłopak wyglądający jak Oliver nacisnął na gardło jego ukochanego z większą siłą.
-Któryś się ruszy, a rozpruję gardziołko Rayowi. Nigdy cię nie lubiłem.- warknął z tym swoim nieludzkim uśmiechem.- Co innego Danny'ego.
Na te słowa chłopak chciał rzucić się mu do gardła, ale kiedy tylko podskoczył, nastolatek nacisnął ostrze i czuł, że jeszcze najdrobniejszy nacisk, a przebije się ono przez jego tchawicę.
-Nikt? Wy, Wybrańcy, normalsi i te wasze uczucia. Ja już dawno rzuciłbym się na siebie, mając gdzieś czy mój kolega umrze.
-Nie tylko ty.- wycedził Dan.- Ale ja nie mam tego gdzieś.
Wtedy z krzykiem zaczął biec na bruneta, a będąc tak zdziwionym Asper nie miał szans na poderżnięcie gardła Rayowi. Chciał to zrobić, ale wbił tylko końcówkę noża i polała się jedynie kropelka krwi.
-Nikt nie będzie groził MOJEMU RAYOWI oprócz mnie!!!
Z tym okrzykiem na ustach podskoczył i zamachnął się mieczem.
I wbił go w plecy oszołomionego chłopaka.
Ostrze przeszło na wylot, szybko pokrywając jego białą koszulkę założoną pod rozpięty czarny płaszcz, czerwienią.
Blondyn szybko puścił rękojeść, jego ręce trzęsły się, a na bladej skórze twarzy jawiło się kilka kropli krwi. Był przerażony samym sobą.
Nigdy nie zabił człowieka.
Ale dla Raya... zrobiłby chyba wszystko.
Nawet podczas walki, którą odbyli jakiś czas temu, tylko się bronił odpychając przeciwników do reszty chłopaków.
Oni w sumie też nikogo jeszcze nie zabijali. Do teraz.
Ray zdążył zadźgać 3 Łowców, a Sallivan dźgnął jednego w sumie przez przypadek.
Oliver natychmiast rzucił się w stronę Aspera, a Ray Dana i przytulił go mocno.
-Dzię- dziękuję.- wyjąkał.
Gabriel obserwujący sytuację z najbliższej odległości, zauważył, że oczy upadłego na ziemię bruneta zrobiły się z czerni niebieskie.
-Oliver... braciszku.- wyszeptał umierający chłopak.- Przepraszam.
-Nie umieraj! Asper słyszysz mnie!?! WALCZ!- wrzasnął, momentalnie zaczynajac płakać.
Złapał jego głowę w dłonie i obserwował jego gasnący oddech przez łzy.
-Kocham cię. Wybaczam wszystko. Przepraszam za wszystko co ci kiedykolwiek zrobiłem. Kocham cię. Kocham.- powtórzył.
-Ja ciebie też. Prze- praszam.- wydusił.
-Nie przepraszaj, tylko żyj. Proszę.- wyszeptał, ale jego brat nie słyszał już tych słów. 
Jego klatka piersiowa przestała się poruszać, oczy zatrzymały się w jednym punkcie, a usta zostały lekko rozchylone.
Chłopak klęczał przytulając się do martwego ciała i szlochając.
-Dajmy mu chwilę.- powiedział Sally cicho po czym wyszedł z pomieszczenia na balkon- na korytarzu mogło znajdować się tylko więcej Łowców.
Reszta chłopaków podążyła za nim.

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz