W domu panowała cisza przerywana tylko niewyrazistym klikaniem klawiatury IPhone'a Dana. Chłopak leżał na kanapie, a na fotelu obok z książką na kolanach siedział Ray. Nie mógł skupić się na lekturze pomimo pikantnej sceny seksu Christiana i Anastasii. Cały czas zerkał w stronę szesnastolatka, przez co czytał tę samą stronę od dwudziestu minut.
-Kotku możemy pogadać?
-O czym chcesz gadać?- mruknął nie odrywając wzroku od ekranu.
-Spójrz na mnie.- rozkazał, ale chłopiec nawet na chwilę nie podniósł wzroku. Brunet nie czekał dłużej i wstał, wyrywając mu telefon.
-Oddaj to!- krzyknął, ale jego wzrost nie był wstanie dorównać Rayowi, nawet gdy podskakiwał.
Fireson schował komórkę do kieszeni podartych jeansów i ujął twarz drobnego chłopca w dłonie. Spojrzał w jego oczy, ale...
Były zamglone.
Były puste.
Nie były tak pełne miłości.
Nie były tak intensywnie błękitnie
Nie były takie jak kiedyś.
-Co. Się. Dzieje?-spytał cedząc każde słowo oddzielnie i powoli.
-Nic się nie dzieje. O co ty się martwisz?
-Snow nie wmówisz mi nic. O co się martwię? Cóż; zawsze nie było mowy o więcej niż dwucentymetrowych odrostach- teraz masz okropne włosy i nie mowię tu o ich kolorze, bo mi to totalnie nie przeszkadza, ale... kiedy ty je ostatnio myłeś?! Mało jesz, masz cholernie skrajne wahania nastrojów, całe dnie chodzisz w samych bokserkach i w kółko tej samej bluzie, po prostu zaniedbujesz samego siebie kochanie. W dodatku wychodzisz gdzieś co jakiś czas, ale nie chcesz żeby ktokolwiek był z tobą. Mam wymieniać dalej czy przestaniesz robić ze mnie debila i mi powiesz co jest nie tak?
Dan lekko pokiwał głową i spuścił wzrok.
-Jesteś chory?- spytał po chwili milczenia. Danny otworzył usta jakby chcąc cos powiedzieć, ale przerwał mu wściekły krzyk Olivera.
-GDZIE SĄ KURWA NASZE PIENIĄDZE!?!
Wychodząc z pokoju odrazu rzucił się na stojącego wtedy najbliżej Gabriela łapiąc go za koszulkę i prawie podnosząc do góry. Zielonowłosy najprawdopodobniej mocno by dostał gdyby nie Sally, który odciągnął bruneta.
-Co ty robisz?! Co się znowu stało?!
-To się stało, że nie ma połowy mojej i Fate'a kasy, a było jej tam dużo. I żaden z nas jej nie wydał...
-Jesteś pewien? Pytałeś Fate'a?
-Tak.
Czarnowłosy westchnął i pocierając skronie mruknął:
-Dobra chłopaki proszę nie bawmy się tu w cholerne przedszkole i niech ten, kto to zrobił przyzna się i odda te pieniądze.
Przez chwilę w salonie zapadła cisza.
Ray spojrzał na swojego chłopaka, który... cóż gdyby był psem, skuliłby ogon i schował się pod stół. Od razu to po nim widział.
-To ja.- mruknął.
Musiał go chronić.
Musiał.
-Ray?-głos Olly'ego załamał się i zamiast brzmieć oskarżycielsko brzmiał bardziej jak nastolatek podczas mutacji.
-Przepraszam. Nie miałem kasy, a musiałem zapłacić za nowego elektryka.- nawet nie mrugnął kłamiąc mu w żywe oczy. Nie wiedział czy to dobrze czy źle.
-Wiesz, że musisz wszystko oddać?- Sally zmarszczył czoło.
-Ile, przypomnisz?
-Półtorej tysiąca.
Ray prawie zakrztusił się powietrzem.
Miał nadzieję, że pieniądze, które wydał jego ukochany, poszły na coś ważnego.
Większość wydatków mieli razem, ale każdy z nic miał także swoje oszczędności. Brunet wykorzystywał swoje tylko na specjalne okazje- no i paczkę szlugów od czasu do czasu- na przykład jak pierścionek dla Dana...
-Tak ja... już mam te pieniądze, zaraz ci oddam.
-Spokojnie, nie potrzebuję tak dużej sumy teraz, szczególnie, że właśnie mieliśmy wychodzić. Tylko zobaczyłem, że nie ma tam conajmniej połowy i... sorry za rzucenie się na ciebie Gabby.
-Nie ma o czym mowić.
Po krótkiej wymianie zdań większość osób wyszła z domu, siedziała tam tylko Susan, Ray i Daniel.
Ray mocno pociągnął młodszego chłopca za rękaw, prosto do kuchni, a dziewczyna poszła do swojego pokoju.
Po zamknięciu drzwi ledwo powstrzymał się przed podniesieniem na niego ręki, ale kiedy zobaczył jego smutne oczy, które szybko zrobiły się wilgotne...
-Przepraszam! Przepraszam. Przepraszam...-powtarzał zaciskając oczy, lecz nie pomogło to powstrzymać łez i kilka z nich popłynęło po jego policzkach.
-Nie przepraszaj mnie. Tylko powiedz mi na co ci do chole....- zaczął, ale zawiesił zdanie w pół słowa zauważając jego nadgarstek.
Podczas ciągnięcia go do pokoju najwyraźniej podwinął rękaw jego czarnej bluzy.
-Co to jest?!- wrzasnął podnosząc głos zdecydowanie bardziej niż chciał.
Szesnastolatek chciał wyrwać mu swoją rękę, ale jedynie bezwiednie się szarpnął.
Okolica zgięcia jego łokcia była pokryta kolorowymi siniakami i śladami ewidentnie po igłach.
-Odwal się.- mruknął w odpowiedzi i tym razem wyswobodził się z uścisku po czym wyszedł.
Ciśnienie bruneta podskoczyło chyba cztery razy bardziej. Szybkim krokiem wyszedł na balkon, wsadził papierosa do ust i kilka razy wściekle próbował wskrzesić zapalniczkę, po czym gwałtownie rzucił ją przed siebie i podpalił go palcem. Wypuścił dym nosem i oparł się o barierkę zwieszając głowę.
-Jak tam?- spytał posępnie, widząc jak Oliver do niego dołącza.
-Chujowo.- warknął zabierając mu szluga i zaciągając się.
Fireson uniósł brwi.
-Pokłóciliśmy się. Przeze mnie.
-Miłość jest przereklamowana.- mruknął.- Cholernie kogoś kochasz, a on kocha ciebie, ale tylko przez niego cierpisz. Martwisz się jak debil, ale on nie powie ci o co chodzi. Rzuci tylko "odwal się".
-Ja tylko dostałem w twarz.
Pokiwał głową, a kiedy zobaczył, iż Ray uważnie mu się przypatruje, także spojrzał w jego oczy. Chciał zabrać mu fajkę, którą miał w ustach, ale brunet przybliżył się do niego i zamiast tego wypuścił mu dym do ust.
Kiedy ich wargi leciutko zetknęły się, spojrzeli na siebie przez chwilę. Po chwili znowu przywarli do siebie, ale mocniej, ich języki złączyły się, a Ray wplótł rękę we włosy Olivera.
Dawno nikogo nie całował.
Nie był to jego Dan, ale...
Wlasnie.
Nie był to jego Dan!!!
-Czy to... liczy się jako zdrada?-Olly przełknął ślinę, gdy oderwali się od siebie.
-Najprawdopodobniej...- brunet westchnął i podrapał się po karku.- Czy to powinno mi się nie podobać?
-Najprawdopodobniej.
-To chyba mam problem...- mruknął i schylił się lekko, aby znów zasmakować malinowych ust chłopaka.
Prawie pocałowali się ponownie, ale usłyszeli pisk Dana. Dopiero wtedy Ray zdał sobie sprawę, jak bardzo go kocha i się o niego martwi. I głupi pocałunek, nawet z najprzystojniejszym chłopakiem nie mógł tego zmienić.
Szybko popędził do łazienki, skąd doszedł dźwięk.
Walnął pięścią w drzwi.
-Daniel!
-Nic mi nie jest!- usłyszał stłumiony przez drzwi głos chłopaka.
-To dlaczego krzyczałeś?
-Nigdy nie nauczę się obsługiwać zapałek...
-Po cholerę ci zapałki?!
Cisza.
-Dan, otwórz, bo zaraz sam tam wejdę.
Nie minęła sekunda, a szesnastolatek przekręcił zamek w drzwiach i wyszedł z cholernie szerokim uśmiechem na ustach.
Bardziej cholernie sztucznym.
Brunet złapał go za nadgarstek i wyciągnął z jego ręki... stalową łyżkę.
Serce podskoczyło mu do gardła.
Łyżkę.
Cholerną metalową łyżkę.----------------------------------------------------
20K... jesteście najlepsze Jelenie 😱💞😍😭🐋
CZYTASZ
Czterech z pięciu
FantasyCzterech chłopaków uciekło z domów. Kradną żeby mieć na życie. Lecz nie są zwykłymi nastolatkami.