7. Sette

874 105 9
                                    

-Raz.
-Jak mam powiedzieć gdzie jest ktoś kogo nie znam?!
-Dwa.
-ALE JA NIE ZNAM ŻADNEGO OLIVERA!!!- wrzasnął niemal płacząc z bólu jaki przeszywał jego krwawiące nadgarstki.
Nadal był na muszce i jeśli ten psychol tylko pociągnie za spust to jego mózg rozbryźnie się na ścianie.
-Trzy.
-Boże.
-Cztery. PIĘĆ. Jestem już w połowie...
-Proszę. Proszę ja naprawdę nie wiem o kogo chodzi.- powiedział, a łzy zaczęły spływać po jego policzkach.

-Kurczę. Wymuszany płacz? Nie sądziłem, że upadniesz tak nisko. Sześć.- dodał przewracając oczami znudzony.

-Dlaczego nie zabijesz mnie odrazu? Nic ci nie powiem.- westchnął- Bo nic nie wiem...

-Zabić? Nie zabiję. Powiedziałem tak żebyś pękł, nie mogę cię zastrzelić, bo się jeszcze przydasz. No właśnie... nikt nie mówił, że nie możesz trochę pocierpieć.- powiedział uśmiechając się łobuzersko.

-Proszę nie rób mi nic. Nie zrobiłem nic złego.

-Wiedz, że będę miał z tego ogromną przyjemność.

-Goń się.

-Ojoj jaki niegrzeczny! GDZIE JEST OLIVER?

Wraz z tymi słowami czarnooki przeszedł za niego i uwolnił więzy na nadgarstkach.

Blondyn posłał mu zdziwione spojrzenie, gdy miał wolne ręce. Wyglądały okropnie; trzęsły się, skóra była mocno przetarta od szorstkiego sznura, a z ran wypływała szkarłatna ciecz.

Dan nie widział mężczyzny, ale usłyszał dźwięk metalu i nagle wrzasnął od niespodziewanego uderzenia w plecy. Nie wiedział skąd, ale poznał przedmiot, którym został uderzony- metalowy łańcuch. Z każdym kolejnym uderzeniem, jego krzyki słabły tak jak jego siły, a koszulka przesiąkała krwią.

-Wiesz co? Może ty mi nic nie powiesz. Ale twoi przyjaciele napewno cię teraz szukają- i znajdą, jeśli nie są debilami.

Wtedy źrenice chłopaka poszerzyły się.

Przecież porywacz nie miał na celu tylko wyciągnięcia od niego informacji na temat jakiegoś Olivera. Chciał zwabić tu ich wszystkich trzech...

Tylko po co...?

-Po co ci moi przyjaciele?- spytał nie panując nad drżeniem głosu.

-Jak to po co? Wiadomo, że wasze moce to to czego my pragniemy od pokoleń.

-My?

-Łowcy.- odparł jakby to było oczywiste.

-Wasze?- spytał Daniel starając się nie tracić przytomności z okrutnego bólu przeszywającego całe jego ciało.

-Was, wybrańców.- przewrócił oczami.- Ale niekumaty.-mruknął do siebie.

Snow był już całkiem zdezorientowany. Wybrańców? Łowcy? O co temu facetowi z dziwnymi oczami do cholery chodziło?! To musiało mieć jakiś związek z ich mocami...

Myśl Dan, myśl. Przecież te wszystkie nazwy coś ci mówią...- pomyślał, choć w sumie nie wiedział, by coś mu mówiły. Z jednej strony przez to, że nie wiedział był biczowany łańcuchem, a z drugiej przez to, że powinien wiedzieć w ogóle tu był.

Po co było mu wtedy biec przed siebie i trafić do tego lasu? Po kiego w dodatku zabierał tam chłopaków? Mógł w tej chwili siedzieć w domu, bez żadnej cholernej mocy. Albo chociaż Ray, Sally i Gabi mogliby być teraz bezpieczni. Chciał, tak bardzo chciał im powiedzieć, ostrzec, kazać zaprzestać poszukiwania. Ale nie miał jak- chłopcy pewnie borykali się teraz po ciemnych ulicach Londynu zamartwiając się o niego i Onyx miał rację- za niedługo ich znajdą, zapewne kryjówka była niesamowicie prosta do odkrycia. Walczył ze sobą jeszcze kilka minut, ale dostał jeszcze raz i nie był już wstanie być przytomnym.

Albo żyć. Kto wie. Może umarł.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Heej. Mam nadzieję, że się podoba, przepraszam jeśli są duże przerwy między linijkami, ale pisałam ten rozdział wyjątkowo- na laptopie, jeśli rozdziały są za krótkie i jeśli akcja jest trochę sztywna/nieciekawa, ale trochę mi wena ucieka >: PRZEDE WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ ZA 1K WYŚWIETLEŃ NA POKOJU 17!!!! Nie sądziłam, że tyle osób to przeczyta! Do następnego, bo notka będzie dłuższa od rozdziału. ;*

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz