Gabi nie zwariował.
Chyba.
Bo przecież kiedy wziął jedną do rąk, jego głowa zabolała tak mocno, że myślał iż umiera. Aż przysiadł, a... w gałązce wyrósł liść. Napewno. Nie przywidziało mu się. Kiedy wziął kolejną, pojawił się nawet kwiat.
Rzucił je przed siebie przerażony. Kiedy pozbierał je z powrotem rośliny nadal tam były.
W przekonaniu utwierdziło go wydarzenie, gdy Ray rozpalał ognisko.
Każdy zajmował się swoją sprawą czekając aż to zrobi; Danny nabijał pianki na patyk cicho pogwizdując, Sally przygotowywał resztę patyków obstrugiwując- tak wiem, ze nie ma takiego słowa- ich koncówki, a Gabriel wywieszał ich ręczniki na gałęzi.
-KURWA!- krzyknął nagle Ray podskakując od ogniska. Dosłownie ogniska, dziko buchającego ciepłem i iskrami, kiedy przed chwilą była to sterta badyli.
Na jego twarzy malował się ogromny strach.
-Oparzyłeś się? Co się stało?- spytał Sallivan marszcząc brwi.
-Ja-ja... nie wiem!- krzyknął patrząc z przerażeniem na swoje dłonie.- Mój łeb! Ja... właśnie chciałem...
Czarnowłosy nigdy nie widział swojego przyjaciela tak przestraszonego i tak jąkającego się.
-Spokojnie.
-Chciałem wziąć zapałki, a leżą tam.- wskazał palcem na małe pudełeczko leżące na torbie metr od niego.
-Jakim cudem rozpaliłeś taki ogień nie używając zapałek!? Nawet z zapalniczką, przecież nie rozpaliłby się tak szybko!- krzyknął Danny zdziwiony.
-No właśnie... Wiem, że uznacie mnie za wariata, ale... najpierw zaczęła niesamowicie boleć mnie głowa... potem z moich palców buchnął żywy ogień! Poczułem nagle ciepło przepływające po moim ciele, gdy pomyślałem o tym i nagle JEB!- pokazał na ognisko żywo gestykulując.
-Ym... Dobrze się czujesz?- spytał Daniel podchodząc do niego i przykładając dłoń do czoła.
-Fuck, ale masz lodowate ręce!- krzyknął chłopak podskakując.- Tak, dobrze się czuję!
-Dobra dajmy spokój, coś ci się przywidziało.
-Ale... ja też miałem coś podobnego.
-Tobie też ogień wystrzeliwuje z rąk?
-Nie. Natomiast te gałązki. Wziąłem do rąk suche. Zakręciło mi się w głowie. Rozkwitły mi w rękach.
Sallivan przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego.
-Dobra, śmieszny żart. Może jeszcze ja jestem jednorożcem?- spytał, przykładając palec do czoła i rżąc.
Danny zaśmiał się i wskoczył na jego plecy i po chwili kicali naokoło ogniska udając dżokeja ujeżdżającego magiczne zwierzę. Wtedy ponownie zaczęli się śmiać, a Ray sięgnął po gitarę.
-Hej, ha! Kolejkę nalej! Hej, ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale Morskim opowieściom. Kiedy rum zaszumi w głowie! Cały świat nabiera treści! Wtedy chętniej słucha człowiek Morskich opowieści!
Po chwili wszyscy usiedli na około i opierając pianki w ogniu, śpiewali piosenki. Najgłośniej robił to Danny- jego głos był cudowny, Ray uderzał w struny gitary, a Sally w małe bębny, które trzymał miedzy nogami.
Czuli się cudownie, jak na jakiejś kolonii.
-Dobra dzieci spać, jest już druga!- krzyknął Sally ze śmiechem.
Kiedy dopilnował, że chłopcy poszli do swoich namiotów, wziął wiadro i poszedł do jeziora. Jak dotknął wody, jego głowa zakuła okropnie. Zatoczył się i przysiadł na piasku.
Wtedy... wtedy stało się coś dziwnego, bo kiedy podszedł do wody z powrotem, i położył na niej palec delikatnie, strużek oplótł jego palce i pognał w górę dłoni. Woda zataczała koła wokół jego rąk i robiła szlaczki. Było to prześliczne, ale i przerażające.
Chłopak wpatrywał się w to jak zaczarowany, a jego szczęka prawie dotykała ziemi.
Czyli... Gabriel i Ray nie żartowali?!
Co oni są jakimiś jebanymi żywiołami?!
Musiał spytać Danny'ego. W końcu to on często bywał w tym lesie i to on zaproponował biwak akurat tu.
A w tym miejscu działo się coś dziwnego.
Wyrzucił ręce przed siebie, a wiaderko zapełniło się przezroczystą cieczą.
Nadal oszołomiony, chwycił je i poszedł do nadal palącego się wściekle ogniska.
Ray nadal tam siedział.
-Czemu nie śpisz?
-Kręci mi się w głowie... źle się czuję.
Przechylił gwałtownie kubełek i ogień zgasł z głośnym sykiem i dymem.
Ray krzyknął z bólu zaginając się w pół równo ze zgaszonym ogniem.
Dan odrazu wyszedł ze swojego namiotu i podbiegł do niego. Na sobie miał kiguru z kłapouchym, które wisiało na nim i wyglądał tak uroczo, że brunet odrazu uśmiechnął się delikatnie.
-Wszystko dobrze...?- spytał cicho ze zmartwioną miną.
Po chwili wszyscy wystawili głowy.
-Przepraszam. Kiedy zgasiłeś ten ogień... to po prostu zabolało.
-Dobra dość tego. Ja... mam jakąś wodną moc, Ray rozpalił ogień rękoma i boli go gdy go gaszę,a Gabi hoduje rośliny w rękach?!
-A ty Danny?!- spytali równo, wszyscy się na niego patrząc.
Chłopak spalił buraka.
-Tak, no miałem tak. W zimę przyszedłem tu podczas pełni kiedy ojciec...- nagle chłopak zaczął trząść się.
Fireson położył rękę na jego kolanie i lekko pogładził go.
-Usiadłem na śniegu i nagle zaczęła boleć mnie głowa. Moja skóra stała się wtedy okropnie lodowata. I od wtedy potrafię... to.
Zatoczył kółeczko w powietrzu, a z jego palca wystrzeliło trochę śniegu usypując małą górkę na ziemi.
A BYŁA WIOSNA.
-What the fuuuuk...?- zdziwił się Ray. Palce przyjaciela rzeczywiście były okropnie lodowate.
-I wy chyba macie to samo. Lód, ogień, woda, rośliny...
-Chyli mówisz, że mamy jakieś moce?! Myślałem, że to tylko w filmach...
-Najwyraźniej nie.- mruknął Gabriel pod nosem, a gdy machał palcem z ziemi wyrastała coraz dłuższa roślinka. Jego oczy skrzyły się na bardzo jaskrawy zieleń.
-Możesz mi tak załatwić marychę?- spytał brunet, a Daniel grzmotnął go w ramię drobną rączką.
-Spokojnie przecież żartuję.- objął go ramieniem, a na jego twarzy wykwitł rumieniec.- Biorę tylko amfę.- powiedział, na co zasłużył jeszcze mocniejszym ciosem bladą zimną łapką, choć dla niego było to zaledwie pstryknięcie.
Danny nigdy nie zajmował się walką wręcz, raczej otwierał zamki czy przykładał wrogom do twarzy ścierki z chloroformem, aby tracili przytomność.
-Okey, to jest posrane, ale idźcie już spać jest naprawdę późno, a jutro wyciągnę was na trening po lesie. Bardzo ciężki i męczący trening!
-Pfffff...
Wszyscy wrócili do siebie.
Byli zdziwieni, ale podekscytowani.
To chyba naprawdę nie był sen...!----------------------------------------------------
Ciemnowłosy mężczyzna zmierzał w jego stronę z zaciśniętymi zębami. Zaciskał dłonie w pięści. Daniel nie mógł uciec. Był zapędzony w kozi róg.
Jego ojciec znalazł już ich dom.
-Brakowało mi ciebie księżniczko.- mlasnął obleśnie.- Teraz będziemy zabawiać się, aż zemdlejesz z bólu.
Chłopak zapłakał głośno.
-Krzyki na nic się zdają księżniczko. Twoich kolegów nie ma przy tobie. NIE MA. I NIGDY NIE BYŁO.
Podszedł do niego i zaczął obmacywać okropnie, obleśnie i mocno.
Danny wiercił się niespokojnie.
Ray usiadł przecierając oczy, zbudzony krzykami przyjaciela.
Odrazu rozpoznał głos Daniela. Ich namioty były tuż obok siebie, a te Gabiego i Sally'ego po drugiej stronie ogniska. Zawsze tak robili.
Wparował do niego bez żadnych zahamowań.
-Co jest kruszynko?!- niemal krzyknął.- Jejku.
Usiadł obok niego i przytulił głowę do swojej klatki.
-Shshhhh... Co się śniło?
-Mój ojciec... znalazł mnie... znowu mi to zrobił. Ale tak mocno.
-Cichutko. To tylko sen, tak kruszku?
Pogłaskał go jeszcze raz i zmierzył do wyjścia.
-Czekaj. Zostaniesz? B-boję się.
Brunet uśmiechnął się zauroczony chłopakiem.
-Oczywiście.- wrócił do niego i wsunął do jego śpiwora.
Przytulił się do jego przytulaśnego futerka i głaskał po głowie, póki tamten nie zasnął.
Później sam, wtulony w zimną skórę delikatnego przyjaciela zasnął z uśmiechem na ustach.
Kochał go. ^^
CZYTASZ
Czterech z pięciu
FantasyCzterech chłopaków uciekło z domów. Kradną żeby mieć na życie. Lecz nie są zwykłymi nastolatkami.