6. Sei

1K 117 3
                                    

Gabriel zmrużył oczy.
-Ostatnio, w okolicach Londynu, a także i w samym mieście ilośc kradzieży zwiekszyła się niemal dwukrotnie. Dwa dni temu obrabowany został jubiler- kamery zostały zresetowane, złodzieje nie zostawili po sobie żadnych śladów. Nie licząc 5 świadków...
-Nie jesteśmy złodziejami.- fuknął i wyłączył telewizor.
W sumie nie interesowała go telewizja śniadaniowa.
Jego brzuch zaburczał cicho.
-Daanny!- krzyknął. Blondyn zawsze robił śniadanie w soboty i w ogóle zawsze wstawał o szóstej razem z Rayem, więc Gab dziwił się, że śmiech chłopca jeszcze nie roztacza się po mieszkaniu.
Była dziewiąta, czyli dla Dana godzina niedopuszczalna do wstawania. Więc dlaczego nie wstał?
I nie zrobił śniadania?!
Rosewell miał ochotę na jego cudowne naleśniki.
-Dan! Wstawaj królewno, zgłodniałem!
Cisza.
-Dobra skoro tak.- powiedział do siebie i zmierzył w stronę pokoju chłopaka.
Zapukał, ale nikt nie odpowiedział, więc mocno nacisnął na klamkę.
Kolejna rzecz jaka zdziwiła go dzisiejszego dnia, to muzyka włączona w jego pokoju; zawsze wyłączał ją kiedy o 4 wstawał, aby iść do łazienki- tak zawsze wstawał do kibla o tej samej godzinie- zawsze zasypiał z cichutko włączoną playlistą.
Spokojne dźwięki pianina, z "Gnijącej panny młodej" roztaczały się po pokoju.
Kliknął guzik na wieży tym samym wyłączając ją i odwrócił się w stronę łóżka.
-Dan śpiochu... Dan?
Łóżko było puste.
-Dan nie wygłupiaj się! Strasznie śmieszne!
-Co się drzesz debilu?!- Ray wparował do pokoju przecierając zaspane oczy. Wczoraj ( dzisiaj? ) zasnął o 4 i nie miał siły, żeby wstać o 6 tak jak robił to zawsze.
-Nie ma Dana.
-Jak to "nie ma Dana"?- spytał zdezorientowany brunet.
-Po prostu go nie ma.
-To gdzie jest!?
-Skąd mam wiedzieć?!
-Co wy tak krzyczycie? Nie da się spać.- do pokoju wszedł także Sally tak samo zaspany jak jego przyjaciel.
-Daniel gdzieś zniknął.
-Jak to zniknął? Nie zniknął, pewnie poszedł do kibla, albo stwierdził, że rosa wyglada ładnie o poranku i poszedł zrobić te swoje zdjęcia.
-Powiedziałby nam.- mruknął Fireson marszcząc brwi.
Ubrali się szybko.
Szukali go później po całym mieszkaniu, dzwonili, ale chłopaka nie było.
-No po prostu kurwa wyparował.- powiedział Ray opadając bezwiednie na krzesło i wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni bluzy.
-Miałeś nie palić.
-Jebać to. I tak to robię, tyle, że elektryki.
-Ty vaperze.
Sekundę później koniuszek palca wskazującego chłopaka zapłonął i odpalił peta. Wypuścił dym nosem zamykając oczy.
-Gdzie mogło pójść to zdałnione dziecko?- spytał sam siebie zaciągając się. Nagle zamarł, a popiół zleciał na jego kolana.- Co jeśli coś mu się stało?! Jego ojciec!?!
-Wyluzuj Ray, znajdziemy go. Napewno nic mu nie jest.- uspokoił go Sal, choć wiedział, że może się mylić. Ale wolał nie denerwować przyjaciela- nie chciał puścić ich i domu z dymem.
Nagle chłopak wstał i pociągnął zielono i czarnowłosego za ręce.
-Co ty robisz?
-Idziemy szukać kruszynki.

~w tym samym czasie za 7 górami i lasami~
Dan zamrugał powoli. Jego nadgarstki bolały niemiłosiernie, jego ciało było zdrętwiałe.
Siedział na drewnianym krześle, jego ręce i nogi przywiązane były do niego i siebie nawzajem bardzo mocno.
Aż za mocno- czuł jak krew spływa po jego palcach i kapie na szarą posadzkę.
-Nie próbuj żadnych sztuczek Snow.- usłyszał nieznajomy głos z cienia.
Nieznajomy?
Chyba go skądś kojarzył.
Może jednak znajomy.
-Gdzie jest Oliver!?- warknął.
-Kto?
-Oliver. Wiesz gdzie jest. Jeśli mi w tej chwili tego nie powiesz, wpakuję ci kulkę w łeb. Liczę do dziesięciu.
Daniel był przerażony.
Nie wiedział gdzie jest ten Oliver.
Ani kim do cholery jest.

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz