36. Trentasei

212 35 7
                                    

JEZUS MARIA OH MY JOSH I'M SO DUN!!! 25 TYSIĘCY?! NIE WIERZĘ!!! DZIĘKUJĘ, TO DLA MNIE TYLE ZNACZY... Dziękuję, kocham was całym serduszkiem.
❤️❤️❤️

----------------------------------------------
Dan myślał, że mieli jeszcze czas na przygotowania. Że to oni mieli zaatakować Łowców z zaskoczenia i że... to dobro wygra. Bo to oni byli dobrzy, prawda?
Wszystko mieszało się chłopakowi, kiedy upadł na ziemię.
Jedną rękę kurczowo przyciskał do krwawiącej rany, która zaczynała się goić, ale blondyn nie był w stanie walczyć. To działo się zbyt wolno w porównaniu z tym jak szybko umierał, dźgnięcia były zbyt głębokie i było ich zbyt dużo.
Nie przejmował się sobą- do jego oczu napłynęły łzy, lecz nie z powodu palącego bólu w brzuchu.
Widział jak Ray umiera i to kruszyło serce Snowa na kawałki.
Doczołgał się do bruneta, jak szybko mógł wystawił przed siebie ręce i fontanna krwi tryskająca z szyi jego ukochanego zmieniła się w bryłę lodu.
Danny splótł palce swoje i Raya, po czym jego uśmiechnięte usta opuścił ostatni wydech.
-Co tutaj się...- Susan weszła do salonu, a kiedy podniosła wzrok znad telefonu, urządzenie szybko spadło na ziemię, a ona wrzasnęła, cofając się w przerażeniu.
Krzyk był tak donośny, że do pokoju szybko zbiegła się reszta. Widząc grupę wrogów przed sobą, bez zawahania wyjęli miecze.
-Idźcie stąd.- mruknął Oliver do Fate'a i Susan, a kiedy ci nadal stali w miejscu, wrzasnął- WYPAD, UKRYJCIE SIĘ!
-Ja nigdzie nie idę.- warknął Lakefront, z kieszeni wyjmując rewolwer i zaciskając na nim palce. Odkąd Oliver powiedział mu o wszystkim, zaczął ćwiczyć. Już nie był takim truchłem jak wcześniej.
Każdy z nich był zszokowany ich przyjaciółmi leżącymi martwo na podłodze, ale nie było czasu na rozpacz, bo nie skończyłoby się to dla nich dobrze.
Czternaście osób stało zastygłych na przeciwko siebie, z bronią w gotowości. Dopiero kiedy brązowo-włosa dziewczyna pognała przed siebie, wszyscy ocknęli się i przystąpili do walki.
Sallivan zastanawiał się jak do cholery chcą wygrać tę walkę czterech na dziesięciu. Szczególnie, iż dziesiątka Łowców napewno nie była sama. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, wydawało mu się, że mają jeszcze czas.
Jak widać nie mamy.- pomyślał i uniósł miecz skrzący się na niebiesko, blokując cios czerwonowłosej dziewczyny.
Jedną ręką wymachiwał ostrzem co było łatwiejsze niż powinno przez jego magiczne właściwości, natomiast drugą wystawił przed siebie i postarał się wyrzucić z siebie tyle mocy ile mógł.
Oczy szatyna zaiskrzyły się na jaskrawy błękit, a większość wrogów zalała fala wody, zwalając z nóg i zalewając od stóp do głów.
O dziwo nie byli oni bardzo trudni do pokonania, ale problemem było, że przybywało ich coraz więcej.
Więcej i więcej napływało do pokoju i choćby pokonali jedną grupę, bardzo szybko zastępowała ją inna. Oliver stał cały czas frontem przed Lakefrontem, gdy ten strzelał do kogo się dało, a kiedy skończyła mu się amunicja, przeklął pod nosem i pobiegł gdzieś.
W normalnych okolicznościach ich mieszkanie zamieniłoby się w jeden wielki grób, ale ciała Łowców obracały się w pył. Czarny pył, popiół.*
W innych okolicznościach wyglądałoby to pięknie, poetycko, ale teraz liczyło się dla nich tylko nie zostanie zabitym.
Chłopcy byli już niesamowicie zmęczeni, także poranieni, ale nie poddawali się, nie po to było to wszystko.
W pokoju, który był już całkowitym pobojowiskiem, co chwilę błyskały światła- jaskrawo zielone od ziemi i roślin, błękitno-niebieskie od wody i mysio szare od powietrza.
Brakowało tylko szkarłatnej czerwieni i zimnej bieli...
Może Łowcy mieli przewagę liczebną, ale to Wybrańcy mieli całkowitą przewagę- nie chodziło nawet o magiczne zdolności, mieli siebie.
Przyjaciół.
Przyjaciół, którzy pomimo narażenia siebie, bronili innych.
Fate i Susan dołączyli do nich z pierwszymi lepszymi broniami jak noże kuchenne czy deska z ostrymi gwoździami z rozmontowanej szafki stojącej przed drzwiami.
Gabriel miał wrażenie, że zabili już ze 3 armie. Dręczyło go:
Jak Onyx zdołał zrzeszyć tyle ludzi?
A jeszcze bardziej:
Jak pięciu chłopaków miało ich pokonać?!
Pomimo fantastycznych właściwości miecza, coraz bardziej ciążył on w jego ręce, a rany nie goiły się już tak szybko i piekły coraz mocniej.
Oliver starał się, ale blondynka w krótkiej, granatowej spódniczce była zbyt szybka i przebiegła niesamowicie operowała mieczem w jednej ręce, a w drugiej trzymała topór, od którego wolał trzymać się z daleka.
Po raz kolejny zamachnął się mieczem, lecz ta oczywiście zrobiła unik. Przeskoczyła obok niego i zanim zdążył obrócić się i zablokować uderzenie, dotąd nieużywane ostrze w jej dłoni wbiło się w dłoń Fate'a, z niesmacznym dźwiękiem przechodząc na drugą stronę. 
Chłopak wrzasnął przeraźliwie, sprawiając, iż wszyscy odwrócili się w jego stronę.
Uśmiechnięta blondynka nie zdążyła nacieszyć się swoim czynem, gdyż wściekły Oliver przebił ją nożem, kilka razy ponownie go wyciągając i wbijając. Jego twarz pokryła się w kropelkach krwi, lecz nie przejął się tym gdyż zmywały je łzy.
Uklęknął obok oszołomionego ukochanego, który osunął się na kolana wpatrując w połowę kończyny leżącej na podłodze.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Kolejni Łowcy nie przybywali.
Dom wyglądał, jakby nigdy nic.
Wszystkie zniszczone rzeczy zostały magicznie naprawione i stały co do milimetra na swoim miejscu. Tylko na dywanie leżały dwie nowe rzeczy...
Chłopcy stali bez ruchu i wpatrywali się w ciała Raya i Dana.
Brunet płonął. Żywym ogniem.
Płonął, lecz nie spalał się. Płomienie spokojnie skakały po jego ciele, a iskierki cicho trzaskały.
Snowa natomiast otaczały imponujące kolce z lodu. W jego jasnych kosmykach i na niegdyś rumianych policzkach spoczęły śnieżynki, a jego ręce i nogi powoli otaczała jasnoniebieska, przezroczysta skorupa, która dziwnym trafem nie topiła się od ognia pół metra dalej.
Ray palił się, a Dan zamarzał.
I nie było w tym nic przerażającego.
To było w pewien sposób piękne.

Susan chwyciła pierwszy lepszy kawałek materiału i przywiązała go na przedramieniu bruneta, który był biały, tracił okropnie dużo krwi. Zaciągnęła go w bezpieczne miejsce i chwyciła za telefon.
-Sądziłem, że szybciej nam pójdzie...- Wybrańcy usłyszeli mruk za plecami.
Odwrócili się i zobaczyli nikogo innego jak Onyxa.- Ale skoro tak, trzeba walczyć aż ich pokonamy.
Był tylko z pięcioma Łowcami- czy to oznaczało, że nie było ich już więcej?
-I co teraz?-powiedział zrezygnowanym głosem Gabriel, do wszystkich i nikogo
-Teraz... musimy ich wykończyć.- warknął Oliver, zagryzając zęby, był wściekły.
Wręcz wkurwiony.


----------------------------------------------
*VOLDEMORT!!! ( jeśli ktoś kuma ) 😂😂💞
**GWIEZDNE WOJNY!!! Mamy tu chyba zbiór scen z filmów idk 😂

Smutno, smutno, smutno. Kochane jelenie ciężkimi krokami nadchodzi epilog... W zasadzie nastąpi on tuż po tym rozdziale.

Ponad to jestem okropna jak ja mogłam w nominacji ZAPOMNIEĆ O GRAYSONIE?!
Oczywiście jeszcze Will Grayson, Will Grayson, najlepsza książka ever!!! 💞❤️💞

Czterech z pięciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz