|4|

83 23 23
                                    

Nadszedł ten jakże wyczekiwany przez An i jej mamę dzień, w którym to dziewczyna mogła wrócić do domu.

Jak w większość wiosennych dni świeciło słońce tak dziś, było pochmurnie, zbierało się na wielką burzę. 

Mama Any zaparkowała najbliżej szpitalnego wyjścia, jak tylko mogła z myślą o córce, która z powodu unieruchomionej przez paraliż nogi i kilku złamanych żeber miała utrudnione poruszanie się.

Wysiadając z samochodu, Jen spojrzała na niebo i pokiwała głową z niezadowoleniem. Pogoda w ogóle nie odzwierciedlała dzisiejszego ducha dnia. Było ponuro, a kłęby czarnych chmur mnożyły się z każdą sekundą.

Zakluczyła auto i żwawym krokiem pokierowała się do wejścia.  Uwagę kobiety przez chwilę przykuł chłopak, a właściwie mężczyzna - dość młodo wyglądający, oparty o samochód z założonymi rękoma na kładce piersiowej z charakterystycznym tatuażem, którego uważnie spojrzenie powodowało ciarki na jej ciele. Uznała, że pewnie jest przewrażliwiona i puszczając to w niepamięć, weszła do środka.

 Ana kończyła się pakować. Eric jedynie patrzał pusto na jej ruchy.  W jego oczach odbijał się smutek, który tylko on sam mógł dostrzec.

W pokoju było tak cicho, że z łatwością dało się usłyszeć ich równomierne oddechy wymieszane z cykaniem zegara. 

— Szkoda, że już musisz iść — powiedział beznamiętnym tonem, który jednocześnie przepełniony był żalem.  Chłopak idwrócił wzrok na sufit, aby zakryć wszystko to, co kryło się w jego oczach.

— Wiem, miło mi się z tobą rozmawiało przez te dni — Ana czuła jak zaschło jej w gardle. Nie była pewna co może, a czego nie powinna mówić w rym momencie. Wiedziała, że jej wypowiedź zabrzmiała sztucznie, ale nie było już sensu jej naprawiać.

Nie odwróciła się do niego, ponieważ nie chciała, żeby widział jej smutną twarz. Przecież byli tylko przyjaciółmi i to od niedawna. Choć ta relacja zdawała się zbaczać z wyznaczonego toru, zadno z nich nie chciało ingerować.

— Chciałbym dalej z tobą rozmawiać — Spojrzał na nią swoimi ciemnymi tęczówkami, a kiedy ona wyciągała coś z szafeczki, była na tyle blisko niego, żeby chwycił ją za rękę, a ona odwróciła się do chłopaka z pytającym wyrazem twarzy —Ana, lubię cię i to bardzo—  dodał i puścił jej dłoń. Ana usiadła na brzegu jego łóżka, złapała go za rękę wtapiając swoje spojrzenie w jego zmęczonej twarzy. Jej oddech przyspieszył a serce odbijało się o żebra, jakby chciało wyskoczyć.
Uczucie jakie  ogarniało Anę, było jej dotychczas nieznane.
Uznała, że to zwykłe zauroczenie, które pewnie minie po kilku dniach.

— Ja Ciebie też bardzo lubię, nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego, nigdy nie miałam takiego przyjaciela. jakim stałeś się dla mnie ty —Wtuliła się w jego ramię,  nie wiedząc co może zrobić więcej, aby nie posunąć się za daleko.

— PUK!PUK! — Po sali rozszedł się dźwięczny głos Jen wchodzącej do sali — Nie przeszkadzam? — zapytała, oczywiście ironicznie, gdyż wchodziła dalej w głąb pomieszczenia, zerkając raz na An, a raz na chłopaka dla niej nieznajomego.
Dziewczyna w mgnieniu oka odsunęła się od Erica, aby mama sobie zaraz czegoś nie ubzdurała, jak to często lubi robić.
Relacje dziewczyn, uległy polepszeniu, ale to nadal była relacja matka-córka. Obie miały odrębne zdania i przekonania. Jen nadal ingerowała w życie córki, troszcząc się o jej przyszłość.

— Gotowa?—  Zapytała,  posyłając obojgu promienny usmiech.

 — Tak, już prawie —  oodpowiedziała Ana, pakując ostatnią rzecz leżącą na jej łóżku do torby. Jen zarzuciła sobie bagaż córki na ramię.

~SEN~ [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz