|18|

16 9 0
                                    

      ~~~~OCZAMI AN~~~~~

doszłam właśnie do budynku w którym znajdowała się hala na której ćwiczymy.  Pchnęłam duże metalowe drzwi i zaraz na lewo zapaliłam światło,  teraz każda lampa na suficie zapalała się jedna po drugiej aż w końcu ciemność znikła.  W powietrzu unosiła się delikatna woń potu.  Na samym środku stał ring,  tak czasami urządzamy tu zawody czy walki,  wszystko dla rozrywki. Na końcu sali pod ścianą stały oparte materace,  a obok nich było wejście do szatni,  nie zawracałam sobie głowy tym i przebrałam się na hali. Po prawej stronie było to co lubię najbardziej,  duży worek,  na scianie obok haki z rekawicami,  miejsce na reczniki i wodę.  Zawsze był to mój kącik... Podeszłam więc w ulubione miejsce,  zdjęłam rękawice z haczyka i wsunęłam ręce. Serce odrazu zaczęło bić szybciej,  nie oszukujmy się ale już dawno przestało to być tylko głupie zajęcie na zabicie czasu, kiedy miałam opuścić jakiś trening serce mi pękało.
Uderzyłam raz, drugi trzeci... Czuje jak w moim ciele uwalnia sie adrenalina,  jak moje żyły  zaczynają pulsować bo krew krąży znacznie szybciej.
Krzyczałam z nerwów tak jak by to był mój przeciwnik,  chciałam dać upust wszystkim tym negatywnym emocjom które siedziały we mnie od pewnego momentu.  Zaczęłam co jakiś czas wymierzać staranne kopnięcia w worek,  na którym po każdym moim uderzeniu pojawiało sie wgniecenie i po chwili znikało. Nagle,  doznałam dziwnego uczucia że jestem obserwowana.  Przestałam uderzać,  sięgnęłam butelkę z wodą. Po chwili usłyszałam klaśniecia dobiegające od strony drzwi. Momentalnie zrobiło mi sie słabo a w głowie pojawiły się same czarne myśli..
To nie mógł byc on,  głos mojego brata tak nie brzmi.  Odwróciłam się powoli w stronę drzwi a w nich  stał wysoki blondyn o dość bujnej fryzurze, przyjaznym usmiechu i dużych ciemnych oczach.

-Brawo mała, robisz postępy - uśmiechnął się

-Jezu, Baron, wystraszyłeś mnie- złapałam się za klatkę piersiową udając jaki wielki strach właśnie przezemnie przeszedł

-Oj tam,  widzę że w sobotni wieczór oboje nie mamy co robić. - Znowu ten jego zniewalający uśmiech.

Kiwnęłam tylko głową i wzięłam kolejny łyk mojej wody.

-Może po ćwiczymy razem? - Jego propozycja nie bardzo mi się podobała,  chciałam być sama,  wykrzyczeć się, wyżyć na tym nieszczęsnym niewinnym worku no ale trudno odmówić będzie nie ładnie,  zwłaszcza że to jego ojciec jest właścicielem tego relaksującego miejsca.

Do głowy przyszedł mi pewien plan.

-Hej,  Baron,  możesz nauczyć mnie kilku sztuczek w samoobronie? - spojrzałam na niego robiąc slodkie oczka, wiedziałam że mi nie odmówi.

-Ok. -Uśmiechnął się.  Jest w tym naprawdę niezły a mi przyda się kilka trików żeby czuć się bezpiecznie.

Wzięliśmy się za rozkładanie materacy,  coś czuję że moje ciało się z nimi spotka nie mało razy mając takiego przeciwnika jak Baron.
-Dobra to na początek może narazie samo odpieranie ataku co ty na to? - Szczerzę? Wydawało mi się to nudne no ale żeby zaatakować musze się najpierw obronić.

-Ok-odpowiedziałam bez zbędnych dodatków.

-To stań tam-wskazał miejsce kilka kroków od siebie-i sie odwróć tyłem do mnie- jak powiedział tak zrobiłam-teraz rozchyl lekko nogi tak dość naturalnie- słyszałam że zbliża sie do mnie chwycił moje prawe ramie i ułożył w penym zgięciu,  pokazał jak mam go chwycić kiedy do mnie podejdzie i co robić dalej.  Powtórzyliśmy to kilka razy aż w końcu kiedy podszedł udając atak nie zdążył mnie złapać a przeleciał przez moje barki i leżał pod moimi stopami plackiem.
-Noo..  Mała,  nieźle.. - uśmiechnął się a ja pełna radości podałam mu rękę żeby mógł wstać.

-Skoro to masz opanowane może coś innego..

Ćwiczyliśmy tak nie wiem ile,  wylewałam z siebie siódme poty ale podobało mi się.. W pewnym momencie poczułam ból w klatce piersiowej,  ale zbagatelizowałam go zwalając winę na stres i akualny wysiłek fizyczny.

-To co spróbujemy ostatni raz i koniec na dziś. 

Tym razem stałam na wprost niego,  delikatnie rozbiegłam się i tuż przed nim wybiłam się do góry,  chwyciłam jego kark swoimi nogami i wyginając się lekko w tył powaliłam go, wylądowałam na ziemi a jego twarz tkwiła teraz w uścisku moich stóp. 
-Jesteś niesamowita - mówił to z taką fascynacją w głosie że aż na moje usta cisną się uśmiech a swoją drogą,  dawno go u mnie nie było.

Zgarnęłam swoje rzeczy i tym razem poszłam do szatni żeby się przebrać...  Nie bardzo chciałam żeby Baron patrzał na mnie jak się przebieram tym bardziej że moje ciało jest pokiereszowane,  chodź pewnie zauważył to podczas dzisiejszego treningu.. Dobrze że on jedyny nie wypytuje co się stało i nie słyszę od niego tego "ohh.. Jak jak ci współczuję" albo" wszystko będzie dobrze " za to podbudowuje mnie "Dajesz mała,  wiem że nie jesteś cieniasem i powalisz mnie na mate" tak te słowa są stanowczo lepsze.

-To kiedy powtarzamy? - zapytał wycierając się recznikiem kiedy ja już wychodziłam z szatni.

-Może jutro? - zapytałam entuzjastycznie. Chciałam jak najszybciej dojść do tej perfekcji.
-Łoo..  A zakwasy? -zaśmiał się

-Walić to!  Trzeba być twardym- zaśmiałam się teraz razem z nim.
 
-Tak trzymać mała - walnął mnie w ramie więc mu oddałam a on udawał że go to jakoś strasznie zabolało. 
Nie wiem czemu ale bije od niego taką strasznie pozytywną energią aż człowiek zapomina o wszystkim co go do tej pory dręczyło.
Pożegnałam się z nim i wyszłam.

Szłam teraz przez park,  tak skracałam drogę a chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu,  wziąść prysznic i położyć się spać , mój telefon wskazywał godzinę 23.14 więc na ulicach miasta było pusto,  i co jakiś czas przejeżdżał samochód. Nagle usłyszałam kroki dobiegające za mną,  ze strachu przyśpieszyłam krok nie odwracając się za siebie.  Byłam już przy końcu ścieżki gdy ciągle słyszałam podążający za mną odgłos,  odwróciłam się a w ciemnościach zauważyłam mężczyznę w kapturze z rękoma w kieszeni.  Pomimo że było ciemno jeden element zdradził mi kto to a mianowicie duże zielone,  błyszczące w swietle księżyca oczy. Dobrze znam te oczy w końcu to w nich się zakochałam i utonęłam bezopamiętania. Widziałam że na jego podłej twarzy zaczął malować się szyderczy uśmiech.
Tętno w moim ciele przyspieszyło niesamowicie,  ostanio strach jest najczęściej odwiedzającym mnie uczuciem.

-Hej kotku,  tęskniłaś? - żygać mi się chciało jak to usłyszałam

-Ha!  Za tobą?  Nigdy! - nie wiem co mną kierowało odpowiadając mu.

-Jesteś pewna? - i w jego ręce zabłysło srebrne ostrze. Czułam jak mój oddech staje sie płytszy a krew nie dociera do wszystkich kończyn. Nie wiem ile tak stałam ale wystarczająco długo aby nie zauważyć jak ktoś wyrywa Natanowi broń z ręki,  tym kimś był  mój prywatny ochroniarz Eric,  on zawsze pojawia się w chwili kiedy najbardziej tego potrzebuję. 

-Co frajerze za mało ci było ostatnio?- zaśmiał się

-spadaj,  i tak ją dorwiemy prędzej czy później i już jej nie zdołasz uratować - ostatnie słowa krzyczał bo biegł w stronę ciemnego miejsca w parku. 

-Dziękuję - powiedziałam wtulając się w mojego wybawcę.
 
-Nie ma za co -cmoknął mnie w czoło a moje ciało przeszedł miły dreszcz,  czuję jak na policzkach pojawiają sie rumieńce. 

- Naprawdę myślałaś że pozwolę ci iść samej? Głupia ty- Uśmiechnął się miło a ja odwzajemniłam to. 

-Naprawdę wyszłeś za mną? -zapytałam z niedowierzaniem

-Tak,  i siedziałem pod wejściem na hale,  tyle tam byłaś że już chciałem wpaść do środka bo się bałem że coś przeoczyłem.

To było bardzo miłe z jego strony zwłaszcza po tym jak go potraktowałam.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Hey!  😎😄
**w mediach (⬆) zdjęcie Baron'a.

✔GWIAZDKUJCIE!  ⭐⭐⭐👌💪

~SEN~ [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz